[ Pobierz całość w formacie PDF ]

OSTATNIA SZANSA 115
ma przed sobą dwa tygodnie spokoju. Oczywiście,
o ile Vince dotrzyma słowa.
- Muszę ci coś powiedzieć, mamo - zaczęła ostroż
nie.
- Słucham cię, córeczko.
Christy spojrzała matce w oczy. Dotychczas ani
słowem nie zasugerowała, że w firmie nie wszystko
szło tak, jak powinno. Teraz musiała uprzedzić matkę,
że całe dnie będzie spędzać w lesie.
- Postanowiłam, że przejmę obowiązki Joego
- powiedziała spokojnie.
- Nie rozumiem. - Matka spojrzała na nią ze
zdziwieniem.
- Mam kłopoty z organizacją wyrębu. Clem Molin-
ski spróbował pokierować pracą, ale to mu nie szło.
Nie mam nikogo innego.
- I ty chcesz spróbować? Christy, to nie jest zajęcie
dla kobiety! - Zgodnie z oczekiwaniami, matka
zupełnie osłupiała.
- Nie mam wyboru, mamo.
- Czy chociaż wiesz, jak pokierować pracą? - Laura
nie była jeszcze przekonana.
- Myślę, że tak. Naprawdę, nie masz czym się
martwić, mamo. Powiedziałam ci o tym tylko dlatego,
żebyś mnie nie szukała rano w biurze. Mam nadzieję
po południu zająć się księgowością.
- To okropne. Co powie Joe, jak się o tym dowie?
Niewiele brakowało, żeby Laura wybuchnęła pła
czem.
- Nic mu nie mów - nakazała stanowczo Christy.
- Musisz mi obiecać, że nic nie powiesz. Po co Joe
ma to wiedzieć?
Laura westchnęła żałośnie, ale zgodziła się z córką.
- Tak, masz rację, to do niczego nie prowadzi. Po
co miałby się martwić?
116 OSTATNIA SZANSA
Kilka minut po tym, jak Christy zgasiła lampkę,
ulicą powoli przejechał jakiś samochód i oświetlił
reflektorami okna sypialni. Christy od razu pomyślała
o Bonnellu. Odprężyła się dopiero, gdy samochód
przejechał.
Dzisiejsza namiętna przygoda zupełnie wytrąciła ją
z równowagi. Czy już się w nim zakochała?
Czy rzeczywiście oboje byli zakochani? Vince
wspomniał o miłości, a zatem musiał się nad tym
zastanawiać. Dla Christy miłość związana była z trwa
łością. Gdy mężczyzna i kobieta zakochują się w sobie,
powinni się pobrać, mieć dzieci i żyć razem. Kiedyś
w przeszłości myślała, że znalazła już odpowiedniego
mężczyznę. Christy nie miała najmniejszej ochoty na
ponowne przeżywanie cierpień uczuciowego zawodu.
Dlaczego zawsze ciągnęło ją do mężczyzn, którzy
mogli ją zranić?
Spróbowała sobie wyobrazić życie z Vince'em.
Kiedyś wszystko wróci do normy. Joe wyzdrowieje
i zajmie się przedsiębiorstwem, a ona będzie tylko
księgową. Ale czy kiedykolwiek uda się jej pogodzić
Joego z Vince'em?
Westchnęła. Czuła się zupełnie bezradna. Przewróciła
się na drugi bok, zacisnęła powieki i starała się
zasnąć. Jutro musi wstać o czwartej rano.
Poniedziałek rozpoczął się od głośnego terkotu
budzika. Christy zerwała się z łóżka i poszła do
łazienki wziąć prysznic. W pół godziny zdążyła ubrać
się, zjeść śniadanie i nakarmić psa. Musiała zdążyć na
szóstą do lasu.
Z trudem opanowywała nerwy. Udało się jej wyjść
z domu za dziesięć piąta. Było zimno i pochmurno.
Wrzuciła do samochodu torbę z rzeczami, kask
i pelerynę i usiadła za kierownicą.
Po drodze zastanawiała się nad nieobecnością
OSTATNIA SZANSA 117
Stubba. Była na niego wściekła, ale ciekawiło ją
również, co on właściwie robi. Teraz ona miała
prawo decyzji i zamierzała zwolnić go, gdy tylko się
pokaże. Jak potraktowałby Joe taką niesolidność?
Niestety, ona również popełniła błąd - nie powiedziała
mu o trudnej sytuacji firmy. Skąd mogła przypuszczać,
że nie powróci natychmiast do domu?
Człowiek uczy się przez całe życie, pomyślała
gorzko. Po trzydziestu minutach dotarła do miejsca,
gdzie robotnicy parkowali swoje samochody. No cóż,
pora zaczynać, westchnęła Christy i wysiadła z wozu.
Christy dotarła do biura dopiero pózno po południu.
Była zmoknięta, zmęczona i miała ochotę płakać.
Tego dnia udało się im wysłać do tartaku osiem
ciężarówek. To był najlepszy dzień od wypadku Joego.
Jednak odkrycie własnych talentów do kierowania
ludzmi nie dało jej takiej satysfakcji, jakiej mogła
oczekiwać.
Zgodnie z przewidywaniami Vince'a, robotnicy pilnie
wypełniali jej polecenia. Nikt nie miał nic przeciwko
temu, by ona pełniła funkcję brygadzisty.
Christy porozmawiała oddzielnie ze wszystkimi
pracownikami. Teraz wiedziała, jakie zadania może
przydzielić każdemu z nich. Clem odważył się udzielić
jej ostrzeżenia.
- Słyszałem, że chodzisz teraz z Vincentem Bon-
nellem - powiedział stary.
Christy niemal straciła głos.
- Przepraszam?
- Lepiej uważaj. Ten Bonnell to niezły cwaniak
- mruknął, rozglądając się dookoła. Zatrzymał wzrok
na pięknym świerku. - Bonnell wiele by dał, żeby
dobrać się do tych drzew.
Z tej rozmowy wynikały dwa wnioski. Po pierwsze,
na próżno usiłowała zachować dyskrecję. Po drugie,
118 OSTATNIA SZANSA
nawet Clem wiedział, że Vince chętnie przejąłby
kontrakt Joego.
Dotrwała jakoś do końca pracy, choć miała ochotę
schować się w mysią dziurę.
Sięgnęła ręką po słuchawkę, po czym wykręciła
numer tartaku. Poprosiła Rusty'ego Parnella.
- Do diabła, Christy, przez cały dzień próbowałem
się do ciebie dodzwonić - powitał ją Rusty.
- Pracowałam w lesie. Dostałeś dzisiaj osiem
ciężarówek - przerwała mu bez ceremonii. Nie miała
ochoty wysłuchiwać jego tyrad.
- To bardzo dobrze, ale i tak muszę porozmawiać
z Joem. Czy czuje się na tyle dobrze, aby z nim
rozmawiać?
- O czym chcesz z nim mówić?
- O interesach.
- O interesach możesz rozmawiać ze mną, Rusty.
Nie chcę, żebyś zawracał głowę Joemu. Teraz ja
prowadzę jego sprawy.
- Rozumiem, ale mimo to chcę mówić z Joem.
- To będziesz musiał poczekać.
- Nie mogę czekać.
- To rozmawiaj ze mną - powiedziała podniesionym
tonem. - Nie próbuj nawet nachodzić go w szpitalu.
Jeśli to zrobisz, urządzę ci takie piekło, że długo je
będziesz wspominał.
Rusty zamilkł. Christy przygryzła wargi, zastana
wiając się, czy nie przesadziła.
- Dobrze, mogę rozmawiać z tobą - odezwał się
wreszcie spokojniej niż poprzednio. - Chodzi o kon
trakt Joego. Znalazłem kogoś, kto gotów jest go
zastąpić. Oczywiście tylko chwilowo, musisz to
zrozumieć. Gdy Joe wyzdrowieje i będzie mógł wrócić
do pracy....
- Chwileczkę! - przerwała mu gwałtownie. - Nikt
nie przejmie umowy Joego! Dzisiaj dostałeś osiem
OSTATNIA SZANSA 119
ciężarówek, to już coś. Jutro będzie jeszcze więcej
i wszystko wróci do normy.
- Przykro mi, Christy, ale ja muszę dopilnować,
żeby ten tartak miał zapewnione ciągłe dostawy.
- Masz na placu dość drewna, żeby pracować
przez cały rok bez żadnych nowych dostaw!
- Nie zamierzam na ten temat dyskutować z ko
bietą.
- Nie wyjeżdżaj mi tu z tym, że jestem kobietą.
Dzisiaj w lesie przekonałam się, że drzewa i ma
szyny nie widzą różnicy między kobietą i męż
czyzną.
- Bardzo zabawne.
- Ja nie żartuję. To bardzo poważna sprawa.
Wiadomość o tym na pewno nie pomoże Joemu.
- Bardzo mi przykro, ale mam związane ręce.
Rozmawiałem z Bonnellem...
Christy poczuła się, jakby ktoś zdzielił ją pięścią
w żołądek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl