[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powiedziała cicho. - A to nie w porządku.
Oczywiście, że nie byłoby to w porządku, ale to nieprawda. Nie
przejmowała życia Beth. To nonsens.
- Kończysz tylko zaczęty przez nią projekt, to wszystko. Anne
potrząsnęła głową.
- Gdyby tak było... Czuję, że chcę mieć jej pracę, że tę pracę
kocham. Jest mi tak dobrze w tym domu, w jej ubraniach, z jej... -
85
Urwała, jakby dalsze słowa nie chciały przejść jej przez usta, a po
chwili dorzuciła: - Nawet mieszkam z jej mężem!
Ach, tak! To znaczy, że pragnęła tego samego co on! Ale Anne
nie musi niczego się obawiać. Są przecież parą dojrzałych, rozsądnych
ludzi.
- Do niczego nie doszło - przypomniał jej, choć czuł, że to mała
pociecha. Coraz trudniej przychodziło mu zachować ten emocjonalny
dystans, w którym znajdował oparcie bezpośrednio po katastrofie.
Wiedział jednak, co powinien uczynić, i tak postąpi, bo jest
człowiekiem honoru. - I nie dojdzie, Anne. Masz na to moje słowo.
Widocznie jednak jego słowa nie pocieszyły jej tak jak powinny,
bo nadal na niego nie patrzyła.
- Nie myśl sobie...
- Sądzę, że w ostatnich dniach byliśmy bardzo przygnębieni -
zaczął ostrożnie, by jej nie wystraszyć. Musi być przecież jakiś
sposób, żeby ją zatrzymać. Anne nie może odjechać w takim stanie
ducha. Może za mało się starał, by odzyskała poczucie
bezpieczeństwa? - Oboje bardzo kochaliśmy Beth, prawda?
- Prawda.
Skoro tak, powinien się na tym skupić, bo to najważniejsze.
- Oboje wiemy też, że Beth chciałaby, żebyś tu została -ciągnął.
- Prawda?
Anne zawahała się. Wyraz zmieszania nie zniknął z jej twarzy.
- No... tak... Wiem, że tego by chciała. Rzecz w tym... Pomyślał,
że musi podsunąć jej argument, którego będzie mogła się uchwycić, a
który im obojgu zapewni poczucie bezpieczeństwa.
86
RS
- Za niespełna miesiąc kończysz terapię - powiedział.
Niespodziewanie Anne odpowiedziała uśmiechem, który tak kochał u
Beth.
- Uważasz, że zdołamy przetrwać te cztery tygodnie? - zapytała,
a on dopiero wtedy uświadomił sobie, że dla niej będzie to równie
ciężką próbą jak dla niego. Nie wolno mu jednak zapomnieć o
przyczynie, dla której zaproponował jej gościnę.
- Beth chciałaby, żebyś tu była - powiedział, a Anne z
westchnieniem zamknęła oczy. Wiedziała o tym tak samo jak on.
Zwiadomość tego pozwoli im przeżyć następne tygodnie, podczas
których będą się nawzajem wspierać. - Dlatego musisz tu zostać.
Będzie dobrze, zobaczysz.
Pokiwała powoli głową i znów na niego spojrzała.
- Dobrze, ale tylko przez te cztery tygodnie.
- Póki Cindy nie powie, że możesz jechać. - Jeżeli się okaże, że
to za mało, będzie się pózniej martwił, jak z tego wybrnąć. Teraz musi
zrobić to, co do niego należy. - Osobiście odwiozę cię na lotnisko -
dorzucił.
Blady uśmiech rozjaśnił jej twarz.
- Liczę na to.
Rafe wolał nawet nie myśleć o chwili, kiedy będzie musiał
pożegnać się z Anne. Oczywiście rzecz nie w tym, że nie potrafił się
bez niej obejść. Nie była mu przecież do niczego potrzebna. Ani do
zwierzeń, ani do tego, by poczuł się chciany, by widział, że ktoś czeka
w oknie na jego powrót. Nie, nic z tych rzeczy. Na cztery tygodnie...
Może być. Czemu nie?
87
RS
- Czyli wszystko w porządku - powiedział. - Wobec tego idę
spać. Zobaczymy się rano.
Anne także musiała uznać, że najlepiej będzie się rozejść, bo
chwyciła papier i długopis, i ruszyła w stronę korytarza.
- Dobranoc, Rafe. Słodkich snów.
 Słodkich snów"?!
Tak właśnie co noc żegnała go Beth! A teraz słyszy to z ust
kobiety o tym samym głosie i uśmiechu, o tych samych ruchach...
Oczywiście nie powinno go to dziwić. Były przecież identycznymi
blizniaczkami. Poza tym pewnie przez te lata, kiedy mieszkały razem,
mówiły sobie dobranoc.
Gdy patrzył za jej znikającą sylwetką, poraziła go nagle
szaleńcza i kompletnie irracjonalna myśl. Może Beth za pomocą
czarów wcieliła się w Anne?
Co było, rzecz jasna, kompletną bzdurą. Czepianiem się
złudnych nadziei. Nie mówiąc już o tym, że powód był tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl