[ Pobierz całość w formacie PDF ]
użalał się na jej opór, który przypisywał wpływom złych ludzi. Moc krwi napsuła
Annie uchwała powzięta na odbytym niedawno zjezdzie jędrzejowskim. Postanowiono,
że królewna winna przed koronacją zrzec się na rzecz państwa całego spadku po
Zygmuncie Auguście. Rzeczpospolita miała wejść w posiadanie skarbów
tykocińskich, majętności ziemskich, praw do księstw włoskich. Na Wawelu dzień w
dzień trwały targi - zajadłe, uparte, przerywane wybuchami płaczu kobiety o
dostatki osobiste równie troskliwej, jak większość ludzi ówczesnych. Stanęła
wreszcie ugoda wcale dla Jagiellonki nie krzywdząca. Przypadły jej w dożywotnie
użytkowanie wszystkie ruchomości z Tykocina, z wyjątkiem sprzętu wojennego,
ponadto oprawa na Mazowszu równa sumom, które otrzymywała ongi Bona, i doraznie
sześćdziesiąt tysięcy złotych do rozdania pomiędzy osoby zasłużone, czyli - w
praktyce - politycznych stronników Anny. Rzeczpospolita brała inne dobra
Zygmunta Augusta oraz... jego długi. 1 maja 1576 roku odbyły się najpierw
zaślubiny. Uroczystość nosiła charakter skromny. Widownią jej była przerobiona
na kaplicę komnata, która dotychczas służyła pannie młodej za jadalnię. Z okien
otwierał się widok na katedrę i miasto. Zaraz potem nastąpił akt koronacji.
Przysporzył on znacznych trudności mistrzowi ceremonii, bo nikt w całym państwie
nie wiedział, jaki protokół zastosować. Poprzednia koronacja pary monarszej w
Polsce odbyła się przed dwustu czterdziestu i trzema laty. Od czasu namaszczenia
Kazimierza Wielkiego i Aldony żaden nasz król nie brał korony w towarzystwie
małżonki. Nie przytrafiło się to ani jednemu spośród siedmiu Jagiellonów.
Długich namysłów wymagał również wybór celebransa. Prymas był głową wrogiego
obozu. Zastanawiano się nawet, czy nie odjąć Uchańskiemu tytułu arcybiskupa -
składając w ten sposób dowód dużej swobody myślenia, lecz i zamętu pojęć, bo
pozbawić go tej godności mógł tylko papież. Arcybiskupstwo lwowskie było młodą
stolicą, liczyło sobie zaledwie dwa wieki z okładem. Biskup krakowski, jako
udzielny książę, nie nadawał się. Postanowiono wreszcie, że ceremonii dopełni
biskup kujawski, będący hierarchą kościelnym z Wielkopolski. Uprawnienia moralne
prastołecznej dzielnicy kraju zostały uszanowane, tradycja nie doznała krzywdy.
Prawy chłop (c.d.) Przybrana w biały atłas Anna stała w prezbiterium katedry,
czekając, aż biskup Stanisław Karnkowski namaści jej małżonka i włoży mu koronę.
W tej uroczystej chwili weszli do kościoła członkowie komisji, redagującej układ
o zrzeczeniu się spadku po Zygmuncie Auguście. Pracowali dotychczas tak pilnie,
że nie mogli asystować przy ślubie królewny. Teraz - nie zwlekając i na nic nie
bacząc, przedłożyli jej dokument. Anna miała go podpisać natychmiast, tu w
prezbiterium, koniecznie przed ukoronowaniem. W ostatniej godzinie piastowania
tytułu Infantki, tuż przed wymarzonym tryumfem, Jagiellonka znowu zalała się
łzami. Płacząc wzięła podane pióro i podpisała cyrograf. Sama była sobie winna.
Za długo się poprzednio upierała. %7ładna ze stron nie popadła, jak widzimy, w
lekkomyślną euforię. Rozpowszechnione wyobrażenia o szlacheckim sposobie
traktowania spraw doczesnych bywają dość odległe od prawdy. W nakazanym przez
ceremoniał momencie marszałek nadworny obrócił się twarzą do nawy i po trzykroć
zapytał, czy wszyscy pragną, by korona polska spoczęła na skroniach Stefana.
Odpowiedziały najpierw chóralne okrzyki: "Chcemy! Fiat! Niech żyje!", a potem
pojedynczy głos: "Nie chcemy! Nie pozwalamy! Nie wszyscy!". Ktoś chwycił
krzykacza za ramiona, wymyKlając mu i zowiąc zdrajcą. Zaraz jednak przywrócono
spokój. Mącicielem okazał się kniaz Massalski, specjalnie po to przysłany przez
Litwinów, aby załoCżyć protest w imieniu Wielkiego Księstwa, nieobecnego zarówno
podczas elekcji, jak i koronacji Stefana Batorego. Kiedy przyszła kolej na Annę,
zapytania nie były potrzebne. Namaszczenie męża automatycznie otwierało drogę
żonie. Marszałek obwieścił więc nawie: "Niech wiedzą wszyscy, że królowa będzie
ukoronowana!" W koronie, z berłem i jabłkiem monarszym zasiadła Jagiellonka na
tronie pośrodku katedry - obok Stefana I. Po ukończeniu nabożeństwa w tłumie
przed katedrą odezwały się żwawe okrzyki: "Wychodz, kto cesarczyk! Będą ścinać,
ćwiartować!" Tradycyjna uroczystość pokładzin odbyła się nazajutrz, 2 maja. Była
znacznie bardziej pompatyczna od tamtej, co oddawała Bonę Zygmuntowi Staremu. W
komnacie sypialnej wygłaszano mowy do króla i w jego imieniu, wojewoda Piotr
Zborowski składał mandat opieki w ręce małżonka. Wreszcie Stefan został sam na
sam z Anną "i dzieląc z nią łoże, dokonał ślubowanego małżeństwa". Zgodnie z
obyczajem, nazajutrz otrzymała królowa dary. Były okazałe: "manille, zawieszenie
na szyję i piersi z najdroższych, nie mających ceny diamentów i pereł, przy nich
szczerozłota taca, cała napełniona dużymi sztukami złota portugalskiego, z
których każda dziesięć czerwonych złotych ważyła". Po Krakowie opowiadano, że
gdy składano królestwu powinszowania poślubne, któryś z obecnych szlachciców
mruknął wcale głośno: "Zródz, babo, dziecko, a babie sto lat..." Konieczność
polityczną urzeczywistniono kosztem przyrodniczej. Istniała pełna świadomość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]