[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To nie jest żaden talizman, tylko medalik. Dostałem go od
ciotki Nity bardzo dawno temu.
176
RS
- To miłe - stwierdziła, odprowadzając wzrokiem gromadkę
roześmianych dziewcząt. - Dobrze wiedzieć, że ma się coś, co daje
człowiekowi poczucie bezpieczeństwa.
Rafe zaczerpnął tchu i Beth już była pewna, że usłyszy:  Ja nie
potrzebuję poczucia bezpieczeństwa". On jednak zawahał się,
popatrzył na medalik, a potem schował go do kieszeni.
- Wracając do rzeczy - powiedział - polarne niedzwiedzie w
papierowych kapelusikach. A jak będą wyglądały twoje urodziny?
Ciesz się chwilą bieżącą. Nie psuj wszystkiego życzeniami, aby
było więcej takich popołudni, więcej czasu spędzanego z Rafe'em,
więcej wspólnej zabawy...
- Niech to będzie niespodzianka - powiedziała.
- Dobrze - rzucił z łobuzerskim uśmiechem. - Czyli odpadają te
gipsowe krasnoludki?
- Absolutnie - przytaknęła, po czym znów zaczęła przeglądać
albumy. Gdy natrafiła na stronę, na której rodzice mieli opisać wygląd
dziecka, zamyśliła się. Ciekawe, jakiego koloru oczy i włosy będzie
miało ich maleństwo, skoro ona jest jasną blondynką, a Rafe ma
typową urodę południowca. Będą musieli po prostu poczekać, żeby
się przekonać.
- Ile mamy jeszcze czasu?
Gdy spoważniał i popatrzył na zegarek, pożałowała, że zabrał z
sobą komórkę. Choć, trzeba mu to przyznać, w trakcie ich spaceru
tylko raz zadzwonił do swojego ośrodka. Co znaczyło, że bardzo się
starał. Zamiast narzekać, powinna cieszyć się każdą minutą. Bo kto
wie, kiedy znów trafi im się takie wspólne popołudnie?
177
RS
- Prawie godzinę - odpowiedział - bo Payton ma wcześniej inne
zebranie. Chodz, zobaczymy, czego jeszcze nie chcemy widzieć w
naszym domu.
Klimatyzowane centrum handlowe znacznie lepiej nadawało się
na popołudniowy spacer niż rozgrzana, zatłoczona ulica. Poszli dalej
oszklonym pasażem, zatrzymując się przed każdą witryną, która
przykuła ich uwagę. Nagle Beth przystanęła przed sklepikiem ze
zwierzętami. Na wystawie baraszkowały cztery małe pieski.
- Ach, jakie rozkoszne! - wykrzyknęła.
- Rzeczywiście, miłe - zgodził się Rafe. - Chcesz takiego
szczeniaka?
- Zamiast krasnala albo polarnego misia?
- Nie, mówię poważnie.
Pewnie tak było, bo gdy zwróciła na niego spojrzenie, twarz
miał bardzo poważną.
- Na pamiątkę - powiedział. - Taką jak tamta z pikniku. Miły
pomysł. Tym bardziej że najwyrazniej Rafe bawił się równie dobrze
jak ona. Musiał jednak zapomnieć albo nie zdaje sobie sprawy, ile
zajęć jest przy takim szczeniaczku.
- Miałeś kiedyś takiego pieska? - zapytała, wpatrzona w
najmniejszego z całej czwórki.
- Można tak powiedzieć - odparł. - Carlos miał, kiedy u nich
mieszkałem. I dziewczyna mojego taty. - Wskazał palcem tego
szczeniaka, któremu się przyglądała, a potem jego wzrok padł na
oprawiony w ramkę rodowód, wystawiony w witrynie.
178
RS
- Boję się, że nie byłoby nas stać na jednego z tych tutaj, ale
moglibyśmy poszukać gdzie indziej.
- Pieska?
- No tak, bo jesteś wręcz stworzona... - Rafe urwał, jakby
zabrakło mu słów. - Nie wiem, jak to ująć... Ty po prostu lubisz...
- Chcesz powiedzieć, że lubię się opiekować? - Zimny dreszcz
przebiegł jej po plecach. - Przecież już niedługo będę miała ręce pełne
roboty, skoro planujemy dziecko.
- No... tak.
Nie wydawał się ani przerażony, ani podniecony tą perspektywą.
Jego obojętny ton mocno zaniepokoił Beth. Szansa na pełną rodzinę
była przecież jedynym, co jej pozostało.
- Nadal chcesz mieć dziecko, prawda? - zapytała po chwili
ostrożnie.
- Jasne, że tak. - Znów ten sam rzeczowy ton, jakby pytała, czy
nadal ma ochotę na lody. - Pamiętaj, co powiedział doktor: że
najpierw musisz oczyścić organizm.
Pomyślała, że można to uznać za objaw troski. Może Rafe nie
chce się zbytnio angażować, póki nie mają pewności.
- No tak, ale myślę, że sześć tygodni wystarczy?
- Tak, chyba tak. - Rafe musiał chyba wyczuć, że jest spięta, bo
nagle przygarnął ją do siebie i mocno uścisnął. - Zapomnij o tym
szczeniaku. To był tylko pomysł.
Tylko pomysł...
- Tak czy inaczej, miły pomysł - powiedziała. - Rafe...
179
RS
- Wiem - przerwał jej i ucałował ją w czubek głowy. -Musimy
już iść, jeżeli mam zdążyć na wpół do piątej. Chcesz jeszcze raz
rzucić okiem na krasnale czy wolisz przejść obok niedzwiedzia?
Rafe chciałby częściej oglądać Beth taką rozradowaną. Myślał o
tym w drodze na spotkanie, a także następnego ranka, gdy rozkładała
próbki materiałów na podłodze w salonie. Musiał mieć coś, o czym
miło było pomyśleć. Zwłaszcza że ta rozmowa przed sklepem ze
szczeniakami trochę go przestraszyła. A nie powinna. Wiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl