[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pytała z jawną prowokacją.
A jeśli tak, jak będzie się czuła? Zaczęła przecież dla żartu, ani przez
chwilę nie wierzyła, że Jake mógłby się zaangażować. Zresztą ona wcale
tego nie chce. Czego chciała? Zostać w Północnej Karolinie? Wrócić do
Nowego Jorku? Może powinna pojechać na kilka tygodni do Grecji, do
rodziców, i zacząć szukać pracy dopiero na jesieni?
- Ostatnią rzeczą, na której mi zależy jest to, by jakaś kobieta
zakochała się we mnie. To pułapka dla nieostrożnych mężczyzn. - Jake
wrócił do znanego jej, twardego tonu.
- Więc po co mnie zaprosiłeś? Wręcz domagałeś się, żebym z tobą
poszła do klubu.
- Ze względu na dawne czasy.
- I? - Patrzyła mu w oczy.
- I żeby usłyszeć odpowiedzi na kilka pytań. Nie widziałem cię wiele
lat, chciałbym się dowiedzieć, jaka jesteś teraz. Może miło spędzimy razem
czas, zanim wyjedziesz?
- Bezpieczne i praktyczne - mruknęła, niespodziewanie zawiedziona.
Jake potwierdził ruchem głowy.
Dlaczego czuła się zawiedziona? Sama zaproponowałaby podobne
warunki. Obiecała sobie działać praktycznie, ale siedząc naprzeciwko Jake'a,
słuchając jego propozycji niezobowiązujących randek, nie czuła się
najlepiej. Jej serce najpierw nabrało szaleńczego tempa, teraz ciążyło jak
kamień. Wytarła zwilgotniałe dłonie, opanowała dreszcz. Już miała się
zgodzić, ale przypomniała sobie rady prababci.
- Dzięki, ale nie skorzystam.
56
RS
- Oszczędzasz czas dla księcia z bajki?
- Po prostu nie jestem zainteresowana. Spójrz, czy to nie państwo
Gramlin? - Wskazała starsze małżeństwo przy sąsiednim stoliku.
- Rzeczywiście.
- Ciocia Peggy pisała o ich rocznicy. - Uśmiechnęła się triumfująco. -
Są małżeństwem od pięćdziesięciu lat. Jak widzisz, niektóre związki są
trwałe.
- Do czasu.
- Co za cynizm - roześmiała się głośno. - Pewnie cię to czyni jednym z
najlepszych prawników w okolicy. Opowiedz o swojej praktyce.
Przyglądał jej się uważnie przez chwilę.
- Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko. Czy twoja praca podoba ci się, co sprawia ci największą
satysfakcję, czego nie lubisz. Pracujesz sam, czy masz partnerów?
Wahał się przez chwilę, jakby niepewny, czego Kerry oczekuje. Zaczął
powoli. Jego opowieść wciągnęła ją natychmiast. Mówił o trudnościach,
jakie musiał pokonać, żeby otworzyć prywatną praktykę, jak denerwują go
przepisy, które zdają się bardziej chronić przestępców niż ofiary.
Początkowo pracował sam, potem przyłączył się do firmy. Z entuzjazmem
przekonywał ją o wyższości pracy zespołowej nad grą w pojedynkę. Z
przyjemnością obserwowała jego pewność siebie i zadowolenie człowieka
sukcesu. Muzyka taneczna rozbrzmiała, kiedy jedli. Zanim Kerry skończyła,
kilka par już wirowało na parkiecie. Czas szybko płynął na słuchaniu
opowieści o niektórych wyjątkowo interesujących sprawach sądowych.
- Zanudziłem cię?
57
RS
- Skądże znowu! To fascynujące. Jeśli znajdę trochę czasu w tym
tygodniu, zajrzę do sądu, żeby zobaczyć cię w akcji. Mówiłeś, że masz
sprawy codziennie, tak?
- Zgadza się. Zamierzasz się wślizgnąć, tak jak wtedy?
- Mam nadzieję, że trochę dorosłam od tamtego czasu. Obiecuję, że nie
będę chichotać.
Skinął głową, przyglądając się jej z uwagą.
- Pozwoliłaś mi mówić bez końca, teraz twoja kolej. Bawiła się
szklanką. O czym mogłaby mu opowiedzieć?
- Chyba najlepiej będzie odłożyć to na pózniej. Jestem teraz na
rozdrożu. To, co myślałam o sobie miesiąc temu, jest już nieaktualne. Kiedy
zdecyduję, jak będzie wyglądała moja przyszłości, znów wszystko się
zmieni.
Podniosła wzrok. Wyraz zrozumienia w jego ciemnych oczach
zaskoczył ją i speszył. Rozejrzała się po sali, kilkanaście par tańczyło w
rytm nastrojowej muzyki.
- Utrata pracy musiała być ciężkim doświadczeniem. Twoja ciocia
mówiła, że bardzo lubiłaś swoje zajęcie.
- Rzeczywiście, nie było mi lekko. Nie chcę o tym mówić. Utkwiła
wzrok w jednej z par, zazdroszcząc kobiecie swobody i szczęścia.
- Chyba dobrze się bawią - zauważyła, pociągając ostatni łyk mrożonej
herbaty.
- Jeśli chcesz zaczekać na deser, możemy zatańczyć.
- Czemu nie.
Sentymentalna piosenka, dyskretne światła, parne powietrze stwarzały
szczególną atmosferę. Jake przyciągnął Kerry do siebie, oplótł ramionami
58
RS
jej talię, ona założyła mu ręce na szyję, oparła czoło o policzek. Poruszali się
w rytm muzyki, zapach jego wody kolońskiej przyprawiał ją o zawrót
głowy. Czuła się młodo i bardzo kobieco. Ile razy w młodzieńczych
marzeniach tańczyła z Jakiem, wtulona w niego? Teraz sny się spełniły. Za
pózno. Wiedziała, że to nie jest mężczyzna dla niej. Może jeśli spędzi z nim
trochę czasu, nabierze odporności, udowodni sobie, że potrafi obronić
własne serce? Poza tym musi wypróbować inne rady Megan. Westchnęła,
opanowała chęć, by przytulić się jeszcze bardziej. Mówili niewiele,
rozkoszując się melodią i wieczorem. Zaczęła się następna melodia, Jake
bezbłędnie dostosował rytm. Krążyli po parkiecie, jakby od lat ćwiczyli ra-
zem. Kerry wiedziała, że ten wieczór na zawsze zapadnie jej w pamięci.
Kilka magicznych godzin. Trochę zasmucało ją, że są jedynie dwojgiem
nieznajomych, którzy wspólnie spędzili dzień.
Orkiestra zapowiedziała krótką przerwę. Kerry skorzystała z okazji, by
pójść do łazienki. Uczesała się, a przy okazji przyjrzała się sobie w lustrze.
Jej oczy błyszczały od tłumionych emocji, policzki były zarumienione
bynajmniej nie z powodu opalenizny. Zwietnie wybrała sukienkę, Jake także
zdawał się to doceniać. Czy to jej obojętność, czy może zmiana stylu ubie-
rania wzbudzały w nim zainteresowanie?
- Masz może ochotę na deser? - spytał Jake, kiedy wróciła do stolika.
- Nie, wystarczy kawa. Piękny wieczór, prawda?
- Trochę gorąco.
- Uhm.
Rozejrzała się, pomachała znajomej. Najwyrazniej nie tylko bufet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]