[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozwolić.
- Niestety nie mogę, Tracę. Już mnie tu nie będzie.
Wyglądał na rozczarowanego.
- Tak?
- Skończyłam zdjęcia dla Whitestone - powiedziała
tak spokojnie, jak tylko była w stanie to zrobić. - Mu
szę wracać do Los Angeles.
- Rozumiem. - Sztywno wrócił do mieszania om
letu. - A co z pracą w Louret?
- Na razie nie mam z nimi oficjalnej umowy, a na
wet jeżeli ją podpiszę, będę mogła zacząć dopiero za
kilka miesięcy.
Trace zapalił gaz i postawił patelnię na kuchence.
- Myślałem, że zostaniesz przynajmniej do końca
roku.
- Bardzo bym chciała, ale dostałam dwie propozy
cje do ukończenia jeszcze w tym roku. - Uśmiechnę
ła się z przymusem. - Przynajmniej będzie czym po
płacić rachunki.
Zaskwierczało masło wrzucone na rozgrzaną pa
telnię. Becca nienawidziła ciężkiej ciszy, jaka zapadła
między nimi, i nagłego ochłodzenia atmosfery w po
koju. Zastanawiała się, czy wciąż zależy mu na niej na
tyle, żeby poprosić, by została. A gdyby poprosił? Co
mu wtedy odpowie?
Tak.
Zacisnęła pałce na filiżance. Napięta cisza trwała,
tylko omlet skwierczał na patelni. Becca nie zdawała
sobie nawet sprawy, że wstrzymuje oddech, dopóki
się nie odezwał.
- Nie musisz wyjeżdżać, Becco.
Serce zabiło jej nadzieją, a puls przyspieszył. Nie
odezwała się, tylko patrzyła w szmaragdowozielone
oczy.
Znów odwrócił się do kuchenki.
- Chciałem z tobą o tym porozmawiać, ale przez
ostatnie dni wszystko toczyło się po wariacku.
Po wariacku, pomyślała. Rzeczywiście chyba tak
trzeba by to określić.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytała
z wahaniem. I z nadzieją.
- Zastanawiam się nad promocją Ashton Estates -
powiedział spokojnie. - Pomyślałem, że mogłabyś być
zainteresowana poprowadzeniem kampanii reklamo
wej i marketingu.
Zmarszczyła brwi pewna, że coś zle zrozumiała.
-Słucham?
- Jesteś bardzo dobra w tym, co robisz. Naprawdę
świetna. Chciałbym, żebyś pracowała na wyłączność
Ashton Estate Winery. - Nie odrywał wzroku od pa
telni, posypał omlet serem i odwrócił na drugą stronę.
- Mogłabyś mieć studio tutaj, w Napa.
- Masz na myśli przeprowadzkę tutaj? - upewniła
się ostrożnie.
- Tak. - Delikatnie zsunął omlet na talerz.
- I pracę dla ciebie.
- Dla winnicy.
- Wyłącznie.
- Tak.
Patrzyła na niego, czując się jak przekłuty balon.
Bąbelki radości i nadziei uleciały. To niemożliwe. Nie
możliwe, pomyślała.
Nie z Traceem.
- Muszę się zastanowić - powiedziała sztywno,
a ból szarpał jej serce. Kiedy podał jej talerz, poczuła
nagły skurcz w żołądku. - Ty zjedz - zdołała wykrztu
sić przez ściśnięte gardło. - Ja muszę już iść.
Zmarszczył brwi.
- Co się dzieje?
- Robi się pózno, Trace. Naprawdę muszę już iść.
-Becco...
- Zadzwonię do ciebie. - Odwróciła się świadoma,
że powinna wyjść jak najszybciej. Chwyciła kluczyki
ze stołu przy wejściu, gdzie Trace zostawił je poprzed
niego wieczoru, i zbiegła po schodach.
- Becco, poczekaj chwilę - zawołał.
Nie odpowiedziała. Wskoczyła do samochodu i od
jechała, nie próbując nawet powstrzymać łez.
Co ja narobiłem, pomyślał Tracę, patrząc, jak Bec
ca odjeżdża. Do diabła! Zaproponowałem jej pracę.
Co w tym złego? Nie miała skrupułów pięć lat temu,
kiedy ojciec wręczył jej czek, dlaczego więc moja dzi
siejsza propozycja tak ją ubodła?
Ale wspomnienie wyrazu jej twarzy, malujące
go się na niej rozczarowania i odrazy, było jak cios
w dołek.
Uświadomił sobie, jak bardzo ją zranił.
W zakłopotaniu przejechał dłonią po twarzy. Chy
ba jednak nie przemyślał swojej propozycji do końca.
Szczerze mówiąc, w ogóle się nad nią nie zastanowił.
Spanikował po prostu, kiedy powiedziała, że wyjeż
dża. Zaoferowanie jej pracy tutaj, w Napa, wydawa
ło mu się najbardziej logicznym rozwiązaniem. Mia
łaby czym płacić rachunki i nie byłaby tak cholernie
daleko.
Ale w jej oczach było coś jeszcze. Coś, co dotknęło
go szczególnie, bardziej niż cokolwiek innego.
Rozczarowanie?
Cholera! Cholera!
Wszedł do mieszkania i ze złością zatrzasnął
drzwi. To ona go rozczarowała. Wzięła pieniądze
od jego ojca i wyjechała, nie oglądając się za siebie.
Wciąż miał tamten wykorzystany, podpisany przez
nią czek.
Zapragnął go teraz wziąć do ręki i zobaczyć czar
no na białym, że pieniądze i kariera były dla niej waż
niejsze niż on. Szybko przeszedł do swojego domo
wego biura i wyciągnął czek z najniższej szuflady po
prawej stronie biurka.
Becca Marshall. Tysiąc dolarów. Jej podpis z wy
raznym, zaokrąglonym B, zakończony zawijasem przy
końcowym L.
Czuł, że coś jest nie tak, ale nie wiedział co. A po
tym, co się właśnie zdarzyło, nie mógł jej spytać.
Mógł to wyjaśnić tylko z jedną osobą. Być może
o pięć lat za pózno, uświadomił sobie, ale musi po
znać prawdę.
Podniósł słuchawkę i wybrał numer.
ROZDZIAA DZIEWITY
Becca zaparkowała samochód na wzgórzu z wido
[ Pobierz całość w formacie PDF ]