[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podmuchach wiatru, który formował na wzburzonych falach pióropusze
piany.
Signor Dira z posępną miną zauważył, że rejs do Aten - pierwszego portu,
do którego mieli zawinąć - nie będzie spokojny.
Informacja ta nie zaniepokoiła Vity, która dobrze znosiła podróż morską.
Zakłócenia, jakie miały miejsce podczas pokonywania Zatoki Biskajskiej,
nie wywarły na niej żadnego wrażenia, podczas gdy niemal wszystkie
kobiety na pokładzie parowca bardzo ciężko to odchorowały.
Teraz stała przy burcie, przyglądając się Neapolowi blednącemu w rannej
mgiełce, i nagle z ożywieniem powiedziała:
- Myślę, signor, że powinniśmy natychmiast rozpocząć lekcje arabskiego.
Czasu mamy niewiele, a ja muszę się tyle nauczyć.
Kiedy siadali w miejscu osłoniętym od wiatru, zorientowała się, że signor
Dira nie wierzy, aby zdołała nauczyć się zbyt wiele, zanim dopłyną do
Bejrutu, ale ona była optymistką. Mówiła już po francusku, hiszpańsku i
włosku, jak również trochę po niemiecku. Nie było w tym oczywiście nic
nadzwyczajnego, tym bardziej że jej kuzynka Jane świetnie władała
dziewięcioma językami. Ale dobre i to na początek. Wyraznie widziała, że w
miarę upływu godzin signor Dira jest coraz bardziej zdumiony lotnością, z
jaką łapała słowa, których ją uczył, oraz łatwością, z jaką je bezbłędnie
zapamiętywała. Rozpoczynanie nauki pisania po arabsku nie miało
absolutnie sensu. Vita starała się jedynie zapamiętać wszystkie podstawowe
słowa i zwroty, których będzie musiała niebawem używać.
Dowiedziała się, że ojciec signora Diry był Arabem, a matka Włoszką, że
mieszkał w Syrii aż do osiemnastego roku życia, kiedy zmarł jego ojciec, i
że wtedy właśnie cała rodzina przeniosła się do Neapolu. Vita natychmiast
zarzuciła go pytaniami dotyczącymi Beduinów. Odpowiedział na większość
z tych, które ona uznała za najważniejsze. Przede wszystkim uspokoił ją,
twierdząc, że okrucieństwo i rozlew krwi w czasie wojen plemiennych,
barwnie opisywanych przez Bevila, wcale nie jest tak wielkie, jakby się
zdawało. Uzbrojenie Beduinów to głównie dzidy i bardzo stare pistolety,
które w większości bardziej są hałaśliwe niż niebezpieczne. Pomiędzy
plemionami istniały ponadto pewne uzgodnienia co do odszkodowań, tak
zwane nak al-dam, za poniesione straty w ludziach.
- Wysokość odszkodowania - wyjaśnił signor Dira - jest inna dla każdego
plemienia. Jeśli ktoś z plemienia Anaza zabije współplemieńca, opłata
wynosi pięćdziesiąt wielbłądzic, jednego dalul (wielbłąda przeznaczonego
po wierzch), jedną klacz, czarnego niewolnika, kolczugę oraz strzelbę.
- Co się dzieje, kiedy przeciwnik nie jest w stanie mu wypłacić? - zapytała
Vita.
Signor Dira zdawał się nie rozumieć pytania.
- To punkt honoru każdego Araba - odpowiedział. - Gdy jakieś plemię
winne jest odszkodowanie drugiemu za śmierć człowieka czy też zwierzęcia,
płaci tak długo, aż spłaci dług.
- Wydaje mi się, że to bardzo cywilizowana forma rozstrzygania sporów
-.powiedziała Vita.
- Z pewnością zapobiega zbyt wielkiej liczbie ofiar - przyznał signor Dira.
Vita, szczególnie zainteresowana życiem beduińskich kobiet, wypytywała
signora Dire o ceremonię ślubną. Ciekawiło ją również, czy to prawda, że
kobiety traktowane są przez swoich mężów po prostu jak część dobytku.
Signor Dira długo się zastanawiał, zanim udzielił odpowiedzi.
- Dopóki beduińska dziewczyna jest niezamężna, cieszy się większym
szacunkiem niż po wyjściu za mąż, ponieważ ojcowie uważają, że
posiadanie w domu dziewicy to wielki honor dla rodziny i zródło zysku.
- A kiedy już wyjdzie za mąż? - zapytała Vita.
- Wtedy żyje tylko po to, aby zadowalać męża - odpowiedział po prostu
signor Dira.
Dla Vity oznaczało to raczej beznadziejną wegetację, lecz dobrze
pamiętała, o czym opowiadał jej Bevil. To niewiarygodne, ale kuzynka Jane
stała się wzorową beduińską żoną, uwielbiającą swego małżonka, i do tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]