[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Proszę wsiadać, milordzie. Nie możemy sami opuścić statku, dopóki
wszyscy pasażerowie nie zostaną odprawieni.
Hrabia usiadł koło Lidii. Zupełnie naturalnie objął ją ramieniem i trzymał
blisko siebie. Zaledwie kilka sekund pózniej pełną już szalupę opuszczono na
morze. Kiedy dotknęli wody, byli całkowicie zmoczeni przez fale, a łódka
unosiła się to w górę, to w dół w przerażający sposób. Jednak Lidia w pobliżu
hrabiego, który trzymał ją mocno ramieniem, nie czuła prawie strachu.
Wiedziała jednak, iż Heloiza do tego czasu już pewnie oszalała z przerażenia i
niewątpliwie ciągle krzyczy. Marynarze odbili od statku silnie wiosłując, a
jednocześnie mocowali się, żeby na tak burzliwym morzu utrzymać łódz we
względnej równowadze. Ochlapywało ich coraz więcej fal. Kiedy Lidia
zobaczyła, jak jeden z marynarzy zaczął wybierać z łódki wodę zbierającą się
im pod nogami, hrabia zapytał:
 Czy umiesz pływać?
 Tak odparła ale nigdy nie pływałam w tak wzburzonym morzu.
 Miejmy nadzieję, że nie będzie to konieczne  powiedział zniżając głos.
 Jeśli już wskoczymy do wody, trzymaj się mnie, a ja się tobą zaopiekuję.
Dokładnie to chciała usłyszeć. Przemknęło jej przez myśl, że jeśli utonęliby
razem, nie miałaby nic przeciwko temu, gdyż przynajmniej nie byłaby sama.
Jednocześnie chciała żyć, a wierzyła, że hrabia ocaleje, ponieważ zawsze
zwyciężał pomimo wszelkich przeciwności.
Nie widzieli niczego naokoło poza łodzią, gdyż światło księżyca było słabe.
Zarazem wiał tak silny wiatr, że Lidia czuła jakby uderzenia w twarz.
Rozdmuchiwał też jej włosy we wszystkie strony. Hrabia obejrzał się za siebie.
Lidia, zrobiwszy to samo, ujrzała unoszony na falach statek. Ze środka bił blask
płomieni wzbijających się wysoko w ciemność.
 Jak to się mogło stać?  spytała cichym głosem.
Wiatr niemal porwał słowa z jej ust, ale hrabia zdążył je usłyszeć.
 To stary statek  powiedział.  Trudno będzie go uratować.
Szalupę, w której siedzieli, ponownie zalała ogromna fala.
Po chwili, gdy kapitan wydawał rozkazy, wyrosła nagle nad nimi fala
niczym anioł-mściciel. Rozbiła się na małej łódce, a wiosłujący mężczyzni nie
mogli zrobić nic innego tylko pochylić głowy. W tym samym momencie stracili
nad łódką panowanie. Lidia, nim zorientowała się, co się dzieje, znalazła się w
lodowatym morzu. Wynurzyła się łapiąc oddech i wyczuła wyciągniętą rękę
hrabiego.
 Trzymaj się mnie!  powiedział stanowczo.  Brzeg jest niedaleko.
Chwyciła się jego płaszcza i zaczęła płynąć, odpychając się nogami. Koc
zgubiła, co sprawiło jej ulgę, gdyż miała teraz na sobie jedynie lekką koszulę
nocną, w której znacznie łatwiej poruszało się. Po chwili przyszła następna fala
i Lidia czuła, jakby szła na dno, w głębiny oceanu. Kiedy się znowu wynurzyła,
pomyślała, że znajduje się wśród przybrzeżnych fal, które odbijały się od
hawajskich plaż. Zanim zdążyła nabrać powietrza, kolejna fala runęła na nią z
ogromną mocą, przenosząc ją daleko w przód. Lidia poczuła że coś uderza ją w
czoło. Potem była już tylko ciemność...
Powoli odzyskała przytomność i dopiero po jakimś czasie uświadomiła
sobie, że leży na plecach twarzą do słońca. Przez moment nie mogła zrozumieć,
co się stało.
Kiedy sobie przypomniała, dotknęła ręką czoła i przy skroni namacała
bolące miejsce. Odtwarzając w pamięci płonący statek i łódkę, która się
przewróciła, Lidia otworzyła oczy. Ujrzała nad sobą rozkołysane liście palmy i
zdała sobie sprawę, że leży na piasku. Położyła na nim rękę, aby upewnić się,
że to nie woda, po czym bardzo powoli, z trudem podniosła się i usiadła. Przez
chwilę wydawało się jej, że śni. Po niemal agonii poprzedniej nocy,
straszliwym huku morza i grzmocie fal, ledwie mogła uwierzyć, że miała teraz
przed sobą łagodnie pluszczący ocean. Powierzchnia była gładka i lśniła
złociście w blasku słońca, a melodyjnie szumiące fale obmywały brzeg
pozostawiając lekkie ślady piany.
 To nie może być prawda!  powiedziała do siebie.
Po chwili, w pewnej odległości na morzu, dostrzegła szarawy zarys okrętu
HMS Victorious. Statek nadal unosił się na wodzie, ogień już zgasł, a Lidii
wydawało się, że widzi ruch na pokładzie. Rozejrzała się naokoło i zauważyła,
że znajduje się na brzegu niewielkiej, piaszczystej zatoki. Leżała pod osłoną
palm, mając za sobą dziką roślinność dżungli. Wszystko pokrywały egzotyczne
kwiaty hibiscusa, a także wielobarwne kwiecie, które Lidia znała z książek jako
pachnące prumerie. Były tak piękne, że mogła tylko siedzieć i na nie patrzyć,
nie wierząc, że istniały naprawdę, a nie jedynie w jej wyobrazni. Zauważyła
także kwiaty poinsecji, jacara oraz mnóstwo innych gatunków. Kiedy tak je
podziwiała nieco oszołomiona i zdezorientowana uderzeniem w głowę, nagle
zdała sobie sprawę, iż jest sama. W pierwszych chwilach po odzyskaniu
przytomności odczuwała ulgę, i zastanawiała się jedynie nad tym, jak tu
dotarła. Rozejrzała się z nadzieją, że skoro ona jest tutaj, może także hrabia
leży gdzieś w pobliżu. Lecz nie było nikogo, jedynie śpiew ptaków dochodził
spośród drzew i krzewów.
 Gdzie on się podziewa?  zadała sobie pytanie.
W tej samej chwili nagle przeszedł ją ostry, przejmujący ból i zaczęła się
bać. Do tej pory nie docierało do niej, że mógł utonąć, choć ona przeżyła. Z
trudem podniosła się na nogi. Czuła, że musi go poszukać, i jak szalona
zastanawiała się, gdzie może być. Nagle śmiertelny strach przepełnił jej
wnętrze niczym trucizna. Zdała sobie sprawę, że może hrabia zginął ratując jej
życie, gdy uderzona w głowę utraciła przytomność.
 O Boże, nie pozwól, by tak było!  modliła się.  On musi... żyć...
musi!
Rozglądała się z dzikim przerażeniem, wpatrywała się w morze w obawie,
że ujrzy tam jego ciało. Potem próbowała szukać go w gęstwinie zarośli, lecz
wiedziała, że nie zdoła przedrzeć się przez krzaki. Po chwili zdrowy rozsądek
podpowiedział jej, że raczej jest mało prawdopodobne, aby ukrywał się przed
nią w dżungli. Nie było go w tej zatoce, więc może fale uniosły go dalej wzdłuż
wybrzeża.
 Muszę go odnalezć!
Odgarnęła włosy z czoła uświadamiając sobie, że całkiem wyschły, co
wskazywało, iż leżała na plaży przez dłuższy czas. W każdym razie było
wcześnie rano i słońce dopiero wschodziło na niebie. Mimo iż w żaden sposób
nie mogła dowiedzieć się, czy ma rację, przypuszczała, że może jest około
piątej lub trochę wcześniej. Ledwo trzymała się na nogach. Wszystko bolało ją
od wysiłku przy pływaniu we wzburzonym morzu i od walki z falami, które
targały nią niczym kawałkiem drewna. Wiedziała, że musi poszukiwać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl