[ Pobierz całość w formacie PDF ]

projekty - zwrócił się do Delii i podał jej kilkanaście kartek.
Rozrysował szczegółowe plany wykończenia wnętrza domu, sporządził też szkic
przedstawiający dom z zewnątrz po ukończeniu prac. Widać było, że poświęcił projek-
tom wiele czasu i namysłu.
- Wprowadz odpowiednie zmiany. - Jude wskazał na szkice. - Pamiętaj, że to bę-
dzie twój dom.
- Chciałabym, żeby to okno było większe. - Delia wzięła do ręki rysunek przedsta-
wiający salon. - A czy tutaj mogłaby być weranda?
- Wedle życzenia właścicielki - odrzekł z komiczną powagą Jude. - Pod koniec ty-
godnia zakończę pracę u Hestonów i wezmę się za twój dom. Pozostanę u nich przy-
najmniej do czasu, gdy wygoi się ramię pana Hestona, więc będziesz miała kilka dni na
wprowadzenie niezbędnych poprawek.
Panna Susan obejrzała projekty, nie kryjąc podziwu, a potem wymówiła się pilnym
szyciem i wyszła, zostawiając Jude'a i Delię na ganku. Przez dłuższy czas siedzieli w
milczeniu, ciesząc się swym towarzystwem.
Wiał lekki wietrzyk niosący przyjemne orzezwienie po upalnym dniu, a w powie-
trzu unosił się zapach jesieni.
- Czym zajmowałeś się przed wojną? - zapytała w pewnej chwili Delia. - Pracowa-
łeś jako cieśla?
Jude zapatrzył się na niebieskie wzgórza wyłaniające się znad jadłoszynów. Czuł,
że w końcu Delia zada mu to pytanie. Nie chciał zbywać jej wymijającą odpowiedzią.
- Jeśli wolałbyś nie odpowiadać na pytania, nie będę na ciebie naciskać - powie-
działa, zanim zdążył otworzyć usta. - To byłoby bardzo nieuprzejme z mojej strony. Nie
wydaje mi się, że ukrywasz się przed wymiarem sprawiedliwości albo masz na sumieniu
nieczyste sprawki.
R
L
T
- Rzeczywiście nie jestem przestępcą ani straceńcem. - Jude uśmiechnął się do De-
lii, aby dać jej do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko jej pytaniu. Uciekam przed sa-
mym sobą, dodał w myślach.
- Nie wyglądasz mi też na człowieka, który zostawił żonę i siedmioro dzieci - do-
dała.
Uśmiechnął się szerzej.
- Nigdy nie byłem żonaty, nie jestem też ojcem. Opowiem o sobie, lecz chciałbym
zaznaczyć, że pewna część mojego życia bezpowrotnie należy do przeszłości. Nauczy-
łem się ciesiołki przy ojcu, ale potem zostałem kaznodzieją. Byłem pastorem w kościele
w niewielkim miasteczku Mount Mulberry w stanie Tennessee.
Zaskoczona Delia czekała, aż Jude powie coś więcej na ten temat. Milczał, więc
spytała:
- Dlaczego przestałeś być kaznodzieją?
Oczami wyobrazni Jude ujrzał sceny wojennej pożogi: morze krwi, stosy pole-
głych. Wydawało mu się, że słyszy strzały z broni palnej i krzyki rannych. Pomyślał też
o Norze i o tym, jakie piętno odcisnęła ta znajomość na jego duszy. Pragnął być z Delią
szczery, wiedział jednak, że gdy wszystko jej wyzna, będzie na niego patrzyła innymi
oczami. Poza tym niektóre sprawy były intymne i wciąż zbyt bolesne, by się nimi dzielić.
- Wojna zmienia ludzi - powiedział po namyśle, mając nadzieję, że Delia nie bę-
dzie domagała się szczegółów. - Mam na sumieniu sprawy, które uniemożliwiają mi na
powrót zostać kaznodzieją.
- Bóg jest nieskończenie miłosierny i wszystko nam wybacza. Wystarczy tylko Go
poprosić o przebaczenie.
- Już to zrobiłem i wierzę, że mi wybaczył. Rzecz w tym, że ja nie potrafię sobie
wybaczyć, dodał w duchu.
Delia popatrzyła na niego z niedowierzaniem, jakby odrobinę rozdrażniona.
- W Llano Crossing ambona stoi pusta...
- Pewna część mojego życia należy do przeszłości - powtórzył Jude.
- Uważam, że wykonując zawód cieśli można służyć Bogu, lecz nie powinieneś
marnować swoich talentów.
R
L
T
- Mówiłaś przecież, że do czasu znalezienia nowego pastora kazania będzie wy-
głaszał burmistrz.
- Pan Ladley stara się jak może, ale nie jest pastorem, o czym byś się przekonał,
gdybyś przyszedł do kościoła - zauważyła nie bez złośliwości. - Dlaczego nie uczestni-
czyłeś w niedzielnym nabożeństwie? Może gdybyś przyszedł, odezwałoby się twoje po-
wołanie?
Odwrócił wzrok. Obawiał się, że gdyby uczestniczył w nabożeństwie, poczułby
nieodpartą potrzebę głoszenia Słowa. A przecież nie był tego godzien.
- Proszę, zastanów się nad przyjściem do kościoła w następną niedzielę. To, że by-
łeś kaznodzieją, wiele wyjaśnia. Na przykład okazanie współczucia pannie Susan. Myślę,
że byłeś bardzo dobrym pastorem.
Sam tak uważał dopóty, dopóki wojna nie zmieniła jego zapatrywań na wrodzone
dobro ludzkiej natury i jego zdolności opierania się pokusom.
- Nie mów nikomu o tym, co usłyszałaś, dobrze? - zwrócił się do Delii.
- Dobrze, ale będę się modlić o to, żebyś znów odczuł powołanie. Po tym, jak
skończysz prace przy budowie mojego domu, oczywiście - dodała z uśmiechem, żeby
rozładować atmosferę.
Zamierzała się za niego modlić! To znaczyło dla Jude'a więcej, niż skłonny byłby
się do tego przyznać.
- To dobry człowiek - orzekła panna Susan, powróciwszy na ganek po tym, jak Ju-
de odjechał w stronę miasteczka. - Jest więcej wart niż dziesięciu Charlesów Ladleyów.
Delia zastanawiała się, czy modniarka podsłuchała ich rozmowę na ganku, jednak
panna Susan nie była osobą skłonną do wściubiania nosa w nie swoje sprawy.
- Spotkała pani Jude'a Tuckera zaledwie dwa czy trzy razy. Skąd ta pewność? - Nie
zamierzała się spierać z panną Susan; była ciekawa jej zdania.
- Przecież to widać na pierwszy rzut oka.
- Myślę, że Charles też jest dobrym człowiekiem - powiedziała z rozmarzeniem
Delia. - Był dla mnie bardzo uprzejmy, zresztą, jego rodzina również miło mnie potrak-
towała. Od dawna go lubię, a teraz wreszcie on zaczyna lubić mnie.
R
L
T
Zastanawiała się, jaką opinię wygłosiłaby panna Susan, gdyby się dowiedziała, że
Charles poprosił, by Delia zamieszkała z jego rodziną, i praktycznie jej się oświadczył.
- Niektórzy są po prostu dobrzy, a inni są dobrzy wtedy, gdy spodziewają się osią-
gnąć korzyść. Nie zamierzam wtrącać się w pani życie, radzę dogłębnie się zastanowić,
zanim podejmie pani tak poważną decyzję.
- Poważną decyzję? - powtórzyła jak echo Delia. - Jude wyraznie dał mi do zrozu-
mienia, że nie jest mną zainteresowany, a poza tym nie planuje osiąść w Llano Crossing.
Potrzebuję domu, a on szuka pracy, to wszystko. Tymczasem z Charlesem łączy mnie
coraz więcej...
Panna Susan nie posiadała się z oburzenia.
- Jude Tucker nie jest panią zainteresowany?! Delio Keller, czas już otworzyć
oczy! Jude może sobie mówić, co chce, ale proszę wziąć pod uwagę to, co robi!
Zdumiona Delia wpatrzyła się w modniarkę.
- Dobrze, zastanowię się nad tym - obiecała.
- %7łałuję, że nie ma wśród nas wielebnego McKinneya. Powiedziałby pani to samo
co ja. I na pewno kazałby się pani modlić o cnotę roztropności.
- Ja też ogromnie żałuję, że nie ma tu z nami dziadka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl