[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nagle domem zatrząsł wybuch tak potężny, że wyrzucił ją
z łóżka.
Przerażona, rzuciła się do drzwi. Gdy wybiegła na kory-
tarz, na jego końcu widać było kłębowisko płomieni.
- Jason! - wrzasnęła.
80
S
R
ROZDZIAA SIDMY
Cała wschodnia część domu stała w płomieniach.
- Merry!
Jason, tylko w bieliznie, złapał ją za rękę i wciągnął do
swojej sypialni. Szybko włożył dżinsy i buty kowbojskie.
Merry zobaczyła na podłodze jego koszulkę i wciągnęła ją na
siebie, zdając sobie sprawę z tego, jak jest ubrana.
- Szybko! - zawołał, znowu chwytając jej rękę.
Dobiegli do drzwi na podwórze, ale przedtem Jason sięg-
nął do szuflady po telefon komórkowy i pistolet. Wybrał nu-
mer policji i wezwał pomoc, po czym przytrzymał Merry
przy drzwiach jednym ramieniem, w drugiej ręce trzymając
broń. Otworzył drzwi kopniakiem.
- Ja pójdę pierwszy. Kryj się za mną - usłyszała.
Noc na zewnątrz nie była już taka jak poprzednie. Pra-
cownicy wybiegli z baraku, szczekały psy, zapalono wszy-
stkie światła.
Jason pobiegł przodem i zaczął wydawać polecenia pier-
wszemu napotkanemu mężczyznie. Starała się dotrzymać mu
kroku. Spojrzała przez ramię na dom, znad którego unosił się
słup ciemnego dymu, podświetlany od dołu płomieniami.
- Merry! - Jason złapał ją za nadgarstek i pociągnął w
kierunku samochodu. - Wsiądz i nie ruszaj się. Nie chcę, że-
byś stała się celem ataku.
81
S
R
- Celem? - Jak mogłaby być czyimś celem wśród tylu
osób? - Przecież twoi ludzie są już wszędzie.
- Dla snajpera to żadna przeszkoda.
Dopiero zaczynała zbierać myśli. Wreszcie doszło do niej,
że ta eksplozja nie była przypadkowa i prawdopodobnie ktoś
starał się ją zabić. Trzęsąc się, spojrzała w kierunku pożaru.
Mimo strachu przypomniała sobie o pamiątkach rodzinnych i
kolekcji antyków Jasona.
- Jasonie, twój dom!
- To tylko rzeczy, Merry. %7łyjemy i tylko to się liczy. Nie
pokazuj się, chyba że chcesz mieć dokoła wszystkich dzien-
nikarzy.
- Myślałam, że to wybuch gazu.
- To była bomba - uciął.
- Bomba? Dlaczego? - Gdy usłyszała własne słowa, na
myśl przyszedł jej Dorian i włamanie do jego komputera.
Czy to z powodu wydarzeń zeszłej nocy?
Jason zamknął za nią drzwi samochodu i zauważyła, że
przekręcił kluczyk w zamku.
Płonęło całe wschodnie skrzydło domu. Jeżeli ktoś rze-
czywiście nastawał na jej życie, pomylił strony. Chociaż
gdyby bomba wybuchła o jakieś trzy godziny wcześniej, żad-
ne z nich już by nie żyło.
Dostrzegła Jasona wśród strażaków. Chciała pomóc, ale,
po pierwsze, była nie całkiem ubrana, po drugie, z ogniem
walczyło już około pięćdziesięciu mężczyzn, więc jej wysiłki
i tak niewiele by zmieniły.
Podwórze zapełniło się reporterami, prawnikami, pracow-
nikami i przyjaciółmi Jasona. Reflektory oświetlały zabudo-
wania, które przypominały w tej chwili pole bitwy.
82
S
R
Czas wydawał się stać w miejscu. Pomyślała, że musi już
patrzeć na to od wielu godzin, ale natychmiast wydało jej się,
że od eksplozji minęło tylko kilka chwil. Odczuła wielką
ulgę, gdy pożar udało się zdławić, zanim dosięgnął zachod-
niego skrzydła domu. Strażacy ciągłe jeszcze lali wodę na
zgliszcza, ale część ochotników zaczęła się już zbierać do od-
jazdu. Kiedy zniknęły kamery telewizyjne, Merry wysiadła z
samochodu, by rozprostować nogi. Nie sądziła, że może jesz-
cze jej grozić jakieś niebezpieczeństwo. Gdy już wydawało
jej się, że minęła cała wieczność, zobaczyła zbliżającą się do
niej ciemną sylwetkę Jasona.
- Narażasz się.
- Nic mi nie będzie. Co wybuchło? - zapytała, znając od-
powiedz, ale wbrew wszystkiemu mając nadzieję, że przy-
czyną był jednak nieszczelny przewód gazu.
- Już ci mówiłem. Komendant straży zgadza się ze mną.
To była bomba. Mimo to przeprowadzą szczegółowe docho-
dzenie.
- Jasonie, tak mi przykro! To wszystko przez mnie, dla-
tego, że tu zostałam. Temu komuś chodziło o mnie.
- Nie bierz tego tak bardzo do siebie, Merry. Ja też zdą-
żyłem sobie narobić wielu wrogów. Poza tym chciałem, że-
byś została. I byłem świadomy ryzyka.
- Ja nie - powiedziała, drżąc, więc wziął ją w ramiona.
- Możemy przespać się w domku dla gości. Chodzmy do
domu. Zabiorę tylko kilka rzeczy i przeniesiemy się tam. Kil-
ku strażaków zostanie do rana, żeby upewnić się, iż ogień się
nie odnowi. Kiedy dziennikarze robili ze mną wywiad, po-
wiedziałem, że przyczyną pożaru była awaria instalacji ga-
zowej.
83
S
R
- Ale powiedziałeś mi...
- Bo chciałem, żeby to właśnie podano w wiadomościach.
Komendant straży powiedział tylko, że trwa dochodzenie w
sprawie przyczyn pożaru. To pozwoli nam zyskać trochę cza-
su, zanim prawda wyjdzie na jaw. Nie chcę, żeby uwaga
wszystkich skupiła się na nas. A jeżeli stał za tym Dorian, nie
chcę, żeby zaczęto go łączyć z eksplozją zbyt szybko.
Kiedy weszli do jego pokoju, Jason odłożył pistolet na
biurko. Korytarz prowadzący w stronę kuchni nie kończył się
już ścianą, lecz zamykała go ciemność nocy. Dokoła unosił
się duszący zapach spalenizny.
- Jasonie, to wszystko moja wina. Przecież mogłeś zginąć
przeze mnie! I twój piękny dom...
- Merry - powiedział cicho, biorąc ją w ramiona. - Prze-
cież już ci mówiłem, że najważniejsze jest to, że jesteśmy
bezpieczni. Rzeczy i domy można odkupić.
- Ale twoich rodzinnych pamiątek nic nie zastąpi.
- Nie są dla mnie aż tak ważne. Powiedziałem wszystkim,
że przenosimy się do domku dla gości. Chcę usiąść i poroz-
mawiać.
- Nie chcesz najpierw obejrzeć szkód?
- Już to zrobiłem razem z komendantem straży. Rozma-
wiałem też z agentem ubezpieczeniowym, który przyjedzie
jutro rano. Właściwie za kilka godzin.
- Jak możesz to traktować tak spokojnie?
- Bo oboje żyjemy. Wezmy nasze rzeczy i wynieśmy się
stąd. W domku dla gości jest świeższe powietrze.
Merry szybko spakowała swoją walizkę i wciągnęła szor-
ty. Zanim skierowali się do wyjścia, Jason sięgnął po pistolet.
84
S
R
- Czyżbyś chciał zostać na zewnątrz na straży? - zapytała.
- Boisz się, że ten ktoś wróci?
- Nie sądzę, ale lepiej zachować ostrożność.
- Gdy tylko wzejdzie słońce, wyjadę do Dallas. Może
wtedy twoje życie powróci do normalnego rytmu i odzyskasz
poczucie bezpieczeństwa.
Jason nagle przystanął.
- Nie przejmuje mnie moje bezpieczeństwo. Mogę za-
trudnić ochronę. Ale ty nie możesz teraz wrócić do Dallas.
To zbyt wielkie ryzyko.
- Przestań, Jasonie. Przerażasz mnie. Muszę wyjechać, bo
zostając, narażam ciebie.
- Chcesz więc narażać własną rodzinę?
- Nie!
- Merry, otrzymałem specjalne przeszkolenie, jak sobie
radzić w podobnych sytuacjach. Zostaniesz tutaj! - Jego głos
był tak stanowczy, że odebrał jej wszelką chęć dyskusji.
Skinęła głową, po czym w milczeniu doszli do domku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]