[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Powell czuł się nieswojo.
- Zupełnie nie wiem, dlaczego nie ma ubrań na
zmianę - zaczął.
- Teraz już wiesz. Mam zamiar wziąć ją na za
kupy.
- Nie nadajesz się do wyprawy po zakupy ani do
noszenia tac z jedzeniem - zaprotestował. - Ja się tym
zajmę.
- Pójdziesz z nią do sklepu? - spytała z przekor
nym błyskiem w oku.
- Chyba potrafię zabrać dzieciaka do sklepu odzie
żowego?
- Oczywiście. Tylko zaskoczyła mnie twoja pro
pozycja.
- Chcę ci zaoszczędzić wysiłku.
Antonia rozpromieniła się.
- Aha, rozumiem. Kochany jesteś.
Stanęła na palcach i pocałowała go lekko w usta.
194 POWRT DO ARIZONY
Opierał się tylko ułamek sekundy. Potem porwał ją
w ramiona, obsypał gorącymi pocałunkami i zaniósł
do domu.
Pani Bates stała pośrodku holu zafrasowana, ale na
widok pracodawcy z młodą żoną w ramionach uśmie
chnęła się.
- Widzę, że przenosi pan żonę przez próg.
- Mam wzgląd na jej zmęczone nogi - sprostował.
Czy Maggie tędy przechodziła?
- Tak - odparła gospodyni z markotną miną. - Jes
tem wstrętną zołzą, bo wyrzuciłam jej jedyne ubrania,
a teraz pan musi kupić jej nowe.
- Tak to mniej więcej wygląda - rzekł Powell.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że ona nie ma
niczego na zmianę.
- Ani ja - przyznał Powell.
Oboje spojrzeli na Antonię.
- Jestem nauczycielką - przypomniała im. - Przy
wykłam do dzieci.
- Obawiam się, że jeśli chodzi o dzieci, jestem
ignorantem.
- Nauczysz się.
- Mogłaby pani zanieść Maggie kolację do poko
ju? - Powell zwrócił się do gospodyni.
- Przynajmniej tyle mogę dla niej zrobić - odparła
z zakłopotaniem. - Nigdy sobie nie wybaczę. Ale nie
wyobraża pan sobie, w jakim stanie były te jej portki.
A bluzy!
- Jutro po szkole zabieram j ą na zakupy - oznajmił
Diana Palmer
195
Powell. - Kupię jej nowe ubrania. - Ida Bates była
zachwycona. Przez wszystkie lata, kiedy pracowała
u Powella, nigdy nigdzie nie zabrał córki, chyba że
zaistniała absolutna konieczność. - Wiem, wiem - do
dał, widząc jej minę. - Zawsze kiedyś musi być ten
pierwszy raz.
Gospodyni pokiwała głową.
- Ma pan rację. Ja też zacznę się bardziej starać.
Antonia cieszyła się w duchu. Nareszcie jakiś
postęp!
W butiku z ubraniami dla dzieci Powell czuł się
dziwnie nie na miejscu. Maggie nie wiedziała, czego
potrzebuje, a on jeszcze mniej się w tym orientował.
- Może mogłabym coś doradzić? - zaoferowała się
sprzedawczyni. Zdali się więc na nią.
Kiedy po pięciu minutach Maggie wyłoniła się
z przebieralni, Powell nie poznał córki.
Miała na sobie krótką różową sukienkę z marsz
czonym stanem i koronkowym kołnierzykiem, białe
rajstopy i czarne lakierki. Włosy, starannie zaczesane
do tyłu, przytrzymane były wstążką zawiązaną na
kokardę tuż nad uchem.
- To naprawdę ty, Maggie? - wybąkał. Po raz
pierwszy w życiu dostrzegł w tym dziecku podobień
stwo do siebie. Oczy takie jak jego, choć innego
koloru. Prosty nos, taki jak jego, zanim mu go złamano
w bójce. Jego usta, wysoko sklepione kości poli
czkowe. .. Sally kłamała, że Maggie nie jest jego córką.
Nigdy nie był tego bardziej pewny niż teraz. - No, no...
196 POWRT DO ARIZONY
brzydkie kaczątko zmieniło się w łabędzia. Zlicznie
wyglądasz - prawił jej komplementy.
Oczy Maggie zabłysły z radości. Wybuchnęła śmie
chem, który poruszył go do głębi. Nigdy nie słyszał,
żeby się śmiała! Z żalem pomyślał o minionych latach.
To dziecko nie zaznało ani chwili szczęścia. Podświa
domie obwiniał ją za zdradę Sally, za utratę Antonii.
Nigdy nie był dla niej prawdziwym ojcem. Zastanawiał
się, czy nie jest za pózno na naprawę błędów. Zmiech
odmienił dziewczynkę. Cieszył się z tej metamorfozy.
- Psiakrew... - mruknął pod nosem. Zwrócił się do
sprzedawczyni: - A może coś w niebieskim? Pod kolor
oczu. Aha, potrzebujemy też dżinsy, tylko kolorowe,
wesołe. Nie w takim smutnym granacie, jak nosiła.
- Oczywiście, proszę pana.
Maggie obracała się przed dużym lustrem, zdumio
na, że wygląda zupełnie inaczej niż do tej pory.
W sukience bardzo się sobie podobała. Ciekawe, czy
Jake kiedyś mnie w niej zobaczy? - pomyślała i oczy
zabłysły jej jeszcze bardziej. Teraz, kiedy Antonia
wróciła, może wszyscy przestaną mnie nienawidzić?
Ale Antonia jest chora i nie wróci do szkoły. To też
jej wina.
- O co chodzi? - spytał Powell łagodnie. Podszedł
do niej, przyklęknął na jedno kolano. - Co cię martwi?
Maggie zdziwiła się. Zauważył, że posmutniała.
- Pani Hayes już nie będzie nas uczyła. Przeze
mnie.
- Antonia - poprawił ją. - Dla ciebie już nie jest
panią Hayes, ale Antonią.
Diana Palmer
197
Nagle pewna myśl uderzyła Maggie.
- To ona będzie teraz moją... moją mamą?
- Twoją macochą - sprostował krótko.
Przysunęła się do niego. Zawahała się nieznacznie,
potem położyła mu rękę na ramieniu. Wpierw poczuł
lekkie muśnięcie, jak gdyby motyl szukał miejsca,
gdzie mógłby przysiąść.
- Czy teraz... teraz, kiedy ona wróciła, już tak
mnie... nie nienawidzisz? - spytała cichutko. Objął ją,
tulił do siebie i kołysał w ramionach, a ona przywarła
do niego z łkaniem. - Proszę - płakała - przestań mnie
nienawidzić. - Kocham cię, tato!
- O Boże! - wyrwało mu się. Przymknął oczy,
myśląc, jak bardzo wobec tego dziecka zawinił. Objął
ją jeszcze mocniej. - Nie nienawidzę cię, Maggie
- zapewniał ją. - Bóg mi świadkiem, że nigdy ciebie
nie nienawidziłem.
Położyła mu głowę na ramieniu, zamknęła oczy,
rozkoszując się nieznanym dotąd ciepłem ojcowskich
ramion. Jak miło przytulić się do niego. Uśmiechnęła
się przez łzy.
- Powiedz coś - prosił. - Powiedz, że jest ci
dobrze... - Sięgnął do kieszeni i zaklął pod nosem.
- Nigdy nie mam chusteczki do nosa - powiedział
przepraszającym tonem.
- Ani ja - odpowiedziała i otarła oczy wierzchem
dłoni.
Tymczasem sprzedawczyni wróciła z naręczem
ubrań.
- Znalazłam niebieski komplet ze spodniami,
POWRT DO ARIZONY
198
niebieską spódniczkę i taką samą bluzę - oznajmiła
radosnym głosem.
- Jakie ładne! - wykrzyknęła Maggie.
- Prawda? Przymierzysz? - zachęcała sprzedaw
czyni.
Powell z zdumieniem obserwował, jak Maggie
tanecznym krokiem idzie za nią do przymierzalni. To
jest moje dziecko. Mam śliczną córkę, która mimo
błędów, jakie popełniłem, darzy mnie prawdziwą
miłością. Uśmiechnął się do siebie. A mówią, że cuda
się nie zdarzają! Spojrzał na swoje odbicie w lustrze,
zastanawiając się, gdzie zniknął ten zgorzkniały twar
dziel, którym był jeszcze kilka tygodni temu.
ROZDZIAA JEDENASTY
Maggie pierwsza wbiegła do sypialni Antonii. Mia
ła na sobie niebieską sukienkę, legginsy i nowe buciki.
- Jak ładnie wyglądasz! - zachwyciła się Antonia.
Zmiana, jaka zaszła w pasierbicy, była uderzająca.
- Prześlicznie! Jesteś zupełnie odmieniona.
- Tata kupił mi mnóstwo nowych ubrań: dżinsy,
bluzy, buty - jednym tchem wyrzuciła z siebie Mag
gie - i... i przytulił mnie!
- Naprawdę? - ucieszyła się Antonia.
- Naprawdę! Chyba mnie lubi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl