[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słowa i wmaszerowała na schody. Obserwował to z niejakim zaskoczeniem. Po
chwili położyła przed nim niewielką szklaną buteleczkę i woreczek suszonych
ziół.
- Co to jest?
- Olejek rozmarynowy na bóle. Szkoda, że nie mam kanadyjskiego
derenia, ale nigdzie nie mogłam go znalezć. Jest znakomity na obolałe mięśnie.
- 83 -
S
R
Otworzył usta, by wyprzeć się bolących mięśni, ale uciszyła go wzrokiem
i przeszła do opowiadania o ziołach.
- Tu masz różne rzeczy na palenie.
- To się pali?
- Nie, tego się nie pali. - Jego głupota wyraznie ją denerwowała. - To
pomaga rzucić palenie. Sama skorzystałam i już w ogóle nie brakuje mi
papierosów. Prawie... - Oblizała wargi i spojrzała na kieszeń na jego piersi. - A
gdzie twoje papierosy?
- Pani paliła? - Coś mu zaczęło świtać.
- No pewnie, że paliłam. Masz je w swoim pokoju?
- A kiedy pani rzuciła?
- Jakieś cztery lata temu. Lekarz się upierał, więc wynalazłam sobie lek. I
działa, tylko że muszę go zamykać w pokoju, inaczej Oskar by zeżarł. To
pewnie przez walerianę. - Nerwowo splatała palce. - Masz te pety w
samochodzie?
Teraz wszystkie kawałki zaczęły do siebie pasować.
- Dlatego zapraszała mnie pani do pokoju.
- Pewnie... A co ty myślałeś? %7łe mam na ciebie chrapkę?
- Skądże znowu. Ja... - zaczął, ale przerwał mu wybuch nieopanowanego
śmiechu.
- Prawdziwy z ciebie MacCormick - oznajmiła, ciągle chichocząc pod
nosem. - Wam nie brakuje pewności siebie. O nie, nigdy wam nie brakowało.
Pamiętam, jak po raz pierwszy zobaczyłam twojego wujka wystrojonego w
mundur marynarski. Wyglądał jak posąg, a ja uważałam go za ósmy cud świata,
ale potem wrócił i ożenił się... Tak, tak, jesteś idealnym MacCormickiem.
Widać po oczach. Ale i tak pomogłeś mojej Jess. Trochę się odprężyła. Chcia-
łabym tylko... - zaczęła, ale nagle odwróciła się sztywno.
- Co takiego? - zapytał.
- Nic - odparła, odkręcając wodę. Patrzył na jej wyprostowane plecy.
- 84 -
S
R
- Mam powiedzieć Jessie, że szukała pani papierosów?
Rzuciła mu grozne spojrzenie, ale w jej sprytnych starych oczach błysnęły
tajemnicze iskierki.
- Zjadłeś już? - zapytała, sięgając po jego talerz. - Chciałabym tylko, żeby
Jess nie jezdziła do Ames - powiedziała. - Już i tak spotkało ją tam dość
kłopotów.
- Kłopotów? - Usiłował przypomnieć sobie, jak na podobną wiadomość
zareagowałaby normalna, pełna współczucia osoba. - Mam nadzieję, że nic
poważnego.
- Nie, jeśli nie uważasz zostawienia dziewczyny przed ołtarzem za coś
poważnego. Laluś z piekła rodem.
Jesika Sorenson porzucona przed ołtarzem? Aż go zatkało.
- Kiedy to było?
- O, jeszcze przed urodzeniem...
Urodzeniem? Mało mu oczy nie wyskoczyły z orbit. Jesika urodziła
dziecko? - zastanawiał się gorączkowo. Zanim zdążył zadać kolejne pytanie,
zadzwonił dzwonek do drzwi.
- O, dobry wieczór, wielebny.
- Witaj, Edno. Jak się czujesz w ten piękny letni wieczór?
- Nie najgorzej...
Rozmowa toczyła się dalej, ale Daniel nie wsłuchiwał się w ich słowa.
Jessie miała dziecko?
- Nettie zrobiła trochę konfitur truskawkowych - mówił pastor. - Prosiła,
żebym podrzucił. Jest Jesika?
Czyje dziecko? Kiedy? Ocknął się dopiero na trzask zamykanych drzwi.
Zerwał się gwałtownie.
- Tak... - Zajął się swoją malinową herbatą, o której zdążył całkiem
zapomnieć. - Pastor wydaje się dość sympatyczny, prawda? - zapytał.
- Pastor Tony? Tak, jest w porządku. Bardzo podziwia moją Jess.
- 85 -
S
R
Czyżby to było jego dziecko? Serce zaciążyło mu jak kamień, ale zdołał
zachować spokojny głos.
- Chyba w ogóle lubią ją w Oakes. Bill, Komar, pastor. Nawet Cecil,
zdaje się, bardzo ją podziwia i... - Daniel wymusił z siebie śmiech i wytrwale
usiłował nawiązać przyjacielskie stosunki. - A wiadomo, że mój wuj nie należy
do najprzyjazniej usposobionych osób na świecie.
A niech to szlag! Jeśli to było dziecko Cecila, zabije tego starego... Nie,
wcale go to nie obchodzi. Wcale, a wcale! To tylko zdobywanie informacji.
- Chciałem powiedzieć, że stary drań jest skąpy jak...
- Nie zawsze wszystko jest tak, jak się wydaje - powiedziała
niespodziewanie babcia. - Czas do łóżka - oznajmiła, odwróciła się na pięcie i
pomaszerowała na górę.
- Nie - szepnęła Alysha. - To niemożliwe. Nie mogę być w ciąży.
Ale prawda była równie pewna, jak droga Ziemi wokół Słońca..."
Jesika? Dziecko? To niemożliwe. Prawda?
Daniel rozmyślał, zgrzytał zębami i wpatrywał się w ścianę.
Gdzie ona się, u licha, podziała? Była z tym lalusiem, o którym
wspominała babcia? Czy to laluś był ojcem dziecka Jesiki?
Wstał z łóżka i zaczął chodzić po pokoju. Ze swojego okna widział, jak
Perełka znowu zmaga się z łańcuchem u bramy. Może czuła się schwytana w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]