[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kontaktu. Proponowałem pieniądze.
Dobrze pamiętała te wszystkie lata, kiedy praco
wała ponad siły, żeby utrzymać siebie i dziecko. Oczy
jej zaszły łzami.
- Nie chciałam twoich pieniędzy. Ja chciałam...
- Co chciałaś? - naciskał.
- Nic... zupełnie nic... Tylko tyle, żebyś odszedł
z mojego życia.
82
- Nigdy mi nie wybaczyłaś?
Nie odpowiedziała. Zaniepokoił ją wyraz jego
oczu. W złośliwościach posunęła się za daleko, zada
ła mu ból. Dlaczego mam się przejmować tym, co on
czuje? - pomyślała. Przecież on nie troszczył się
o mnie.
- Być może żałowałeś tego, co się wydarzyło. Ale
teraz te wszystkie lata stoją między nami. I tego tak
łatwo się nie naprawi. I przez cały czas nic cię zupeł
nie nie obchodziło - dodała z ironią. - Nagle pewne
go dnia doszedłeś do wniosku, że chciałbyś zobaczyć
Kathy.
- Nie. To było zupełnie inaczej, niż myślisz - za
przeczył.
Patrzyła na tętnicę pulsującą na jego szyi. Nie mog
ła oderwać wzroku.
- Czy w to uwierzysz, czy nie, Abbie, prawda jest
taka, że nie istniał ani jeden dzień, ani jedna noc,
żebym nie myślał o... o niej. %7łałowałem potwornie,
że tak się stało... Najpierw marzyłem, by się okazało,
że jakimś cudem to dziecko jest moje. Potem...
- Nie będę rewanżować się, opowiadając, jak ja
cierpiałam - przerwała mu Abbie. - I nie zamierzam
słuchać tych bredni. Zachowaj takie opowieści dla
kogoś, kto jest wystarczająco głupi, żeby w to uwie
rzyć. Gdybyś choć trochę poczuwał się do ojcowskich
obowiązków, wcześniej próbowałbyś skontaktować
się z... Kathy.
83
- Wydawało mi się, że tak będzie lepiej - mruknął
niepewnie. - A poza tym...
- Poza tym, co? Miałeś już ułożone życie z jakąś inną
kobietą - zgadywała. - Czy ożeniłeś się drugi raz?
- Nie - odparł. -I nie mam żadnych innych dzieci.
- I dlatego zdecydowałeś się, że pięćdziesiąt pro
cent udziału w posiadaniu Kathy mogłoby cię zainte
resować?
- Nie - rzekł cicho. - Wróciłem tu dlatego, że
Kathy chciała mnie poznać. Nie miałem prawa odmó
wić. Moje potrzeby i moje emocje nie były najważ
niejsze. Gdyby ona nic nie zrobiła, żeby się ze mną
skontaktować, nie ruszyłbym się z miejsca. Ponieważ
jednak tego chciała...
- Ponieważ Stuart tego chciał - skorygowała. -
To był pomysł Stuarta, żeby cię odszukać.
- Czego ty się obawiasz, Abbie? Czy tego, że Ka
thy przekona się, że nie taki ze mnie potwór, jak jej
opisałaś? Może to nie ja ciebie skrzywdziłem, tylko
ty mnie? Popełniłem wielki błąd, ale człowiek jest
omylny.
- Nieprawda! - krzyknęła. - Po prostu starałam
się ją ochronić przed tym, co może ją zranić.
- I zrobiłaś to w ten sposób, że powiedziałaś jej,
iż ja jej nie chciałem - rzekł z sarkazmem. - Czy
kiedyś mówiłaś naszej córce, jak bardzo cię kocha
łem? - zapytał ciszej.
Serce jej drgnęło. Przymknęła powieki. Nie chcia-
84
ła, by odczytał z jej oczu, jak wiele zadał jej bólu tym
wspomnieniem.
- Czy powiedziałaś, jak bardzo ja cię kochałem,
jak bardzo ty mnie kochałaś, jak pragnęłaś mojego
ciała... - dręczył ją, przywołując niepotrzebne wspo
mnienia. - Jak w łóżku płakałaś z rozkoszy i błagałaś
o to, żeby jeszcze raz kochać się ze mną... Czy mó
wiłaś o tych sprawach? Jeśli naprawdę chciałaś, żeby
wiedziała wszystko...
- Powiedziałam jej wszystko, co potrzebowała
wiedzieć - rzekła szorstko.
Oddychała szybko i płytko. Jej serce dudniło jak
oszalałe. Desperacko rozglądała się za krzesłem.
Chciała usiąść, odpocząć.
Pomiędzy nią a krzesłem stał Samuel Howard.
Musiała go jakoś wyminąć. Ruszyła powoli. Nogi
miała miękkie jak z waty, szła niepewnie. I nagłe za
chwiała się, zatoczyła i oparła się o Sama.
Nieoczekiwany kontakt z jego ciałem spowodo
wał, że zamarła bez ruchu. Uniosła ręce, jakby chciała
odepchnąć go od siebie. Poczuła, jak twardnieją jej
piersi, jak fała ciepła przepływa przez jej ciało. Zno
wu wdychała ten niezapomniany zapach. Widziała
lekki ślad zarostu na jego brodzie. Obserwowała, jak
drga pod kołnierzykiem koszuli jabłko Adama. Kie
dyś pocałowała go w to miejsce...
Musi odpędzić te szokujące obrazy, te wspomnie
nia, które ciągle tkwią w jej pamięci.
85
- Pozwól mi przejść - szepnęła błagalnie.
- To ty mnie trzymasz, Abbie - poinformował ją
spokojnie.
I wtedy zobaczyła, że zaciska palce na jego koszuli.
Zaczerwieniła się.
Spojrzał na nią wymownie.
- Jestem mężczyzną. Nawet jeśli zestarzałem się
trochę, to i tak potrafię reagować podobnie jak kiedyś.
Przytulasz się do mnie. Czuję dotyk twoich piersi.
Twoje oczy mówią, że pragniesz mnie...
- Nie! - krzyknęła ze złością. - Nie! Nigdy! Nie
nawidzę cię...
Nie pozwolił jej dokończyć zdania. Pochylił głowę
i złożył na jej wargach namiętny pocałunek. Stało się
to tak szybko, że nie zdążyła temu zapobiec.
Nie, nie może się poddać. Już dawno z romantycz
nej, kochliwej dziewczyny przemieniła się w rozsąd
ną doświadczoną kobietę. Powinna go odepchnąć.
Może nawet uderzyć.
Ale... dlaczego... jej wargi nagle odwzajemniły
pocałunek. Przywarła do niego całym ciałem. Napie
rała na niego biodrami. Zatęskniła, by dotknąć jego
nagiej skóry...
Usłyszała jakiś cichy jęk i nagle zdała sobie spra
wę, że wydobył się z jej ust. A więc już nie potrafiła
kontrolować swoich reakcji. Drgnęła nerwowo. Co
się, do licha, z nią dzieje? Nic z tego nie rozumiała.
Odskoczyła od niego.
86
- Pozwól mi przejść! - krzyknęła z furią. - Nie
nawidzę cię tak bardzo, że...
- ...że chcesz jak najszybciej pójść ze mną do
łóżka, czego dowiodłaś przed chwilą - wszedł jej
w słowo.
Ze wszystkich sił starała się zapanować nad sobą.
Jej ciało nadal płonęło z pożądania. Czy ja oszala
łam? Co ja robię? Co ja robię? - pytała siebie w my
ślach.
- Nie masz prawa dotykać mnie w ten sposób -
powiedziała cicho. - Nie masz prawa - powtórzyła.
Nagle ogarnęła ją słabość. Nie miała siły nadal
walczyć.
- I jeszcze jedno: Kathy nie miała prawa dawać ci
moich kluczy. To mój dom i nie chcę, żebyś tutaj
przychodził.
- Zostawiła mi klucze, ponieważ uważała, że to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]