[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Do jej uszu dobiegł śmiech Jeda. Odwróciła się i ujrzała, że
wszystkie jego rzeczy leżą już na brzegu. Widok jego silnego, opalonego
na wspaniały złoty odcień ciała niemal zaparł jej dech w piersiach. Och,
tak mi przykro... to znaczy...
Jed roześmiał się jeszcze głośniej pod wpływem jej zakłopotania.
No? Ty hipokrytko! Wczoraj w nocy wszystko było w porządku,
a w dziennym świetle... ?
Tak, to była czarna noc i byliśmy w twoim namiocie.
Przekonywała samą siebie zrezygnowanym tonem, nie mogąc oderwać
oczu od jego silnego, magnetycznie promieniującego ciała. Już samo
patrzenie powodowało w niej pragnienie, aby go dotknąć.
Tylko mi nie mów, że wciąż jesteś schludną bibliotekarką
szydził z niej.
Stał swobodnie, czarując swoją nagością. Nieznacznie rozstawił
zgrabne nogi, a muskularne ręce oparł o biodra.
Udowodniłaś, że tak już nie jest, przepływając wczoraj wodospad.
Podszedł do niej powoli, a ona cofnęła się.
111
RS
Jed, proszę... Wcale nie chciała tego mówić i oboje o tym
wiedzieli. Wiem, że to głupie, ale proszę, nie dotykaj mnie. Jej głos
był słaby, lecz zdesperowany.
Wiedziała, co by się stało, gdyby się zbliżył, i przestraszyła się.
Pływanie nago to jedna rzecz, a zatracanie się w środku dzikiej dżungli to
już zupełnie inna sprawa.
Kiedy ja chcę ciebie dotknąć powiedział łagodnie, odbierając
jej ostatnią nadzieję. Chcę nawet więcej. Uśmiechnął się zmysłowo.
Jane drgnęła.
Ku jej zaskoczeniu, odrzucił nagle głowę do tyłu i zaczął się
serdecznie śmiać.
Chcę zedrzeć z ciebie wszystkie rzeczy i wrzucić cię do tej rzeki!
Zaczął biec w jej kierunku, a ona podniosła gałąz i uniosła ją nad
głową jak miecz.
Uważaj! wykrzyknęła dramatycznie.
Jane, wyrzuć natychmiast ten badyl!
Aha! Czyżbyś nie lubił walczyć? docięła mu, wymachując
kawałkiem drewna jak buławą w czasie parady.
Jane, proszę! Zobacz, co siedzi na końcu tej gałęzi!
Niby dlaczego? Zamarła.
Dlatego, że mi wierzysz.
Opuściła powoli gałąz i przeraziła się, widząc, co zwisa z jej końca.
Włochaty potwór o ośmiu włochatych nogach, z dwoma pazurami w
miejscu otworu gębowego.
Aaaaa! wrzasnęła z całej siły, odrzucając gałąz, i wpadła w
ramiona Jeda.
112
RS
No, już dobrze. Objął ją i przytulił do swojego nagiego ciała.
Co to było? Przycisnęła twarz do jego piersi, cała się trzęsąc.
Nieszkodliwa, maleńka tarantula.
Nic, co jest tak obrzydliwe, nie może być nieszkodliwe
powiedziała zupełnie nieświadoma faktu, że Jed zaczął spokojnie odpinać
guziki jej bluzki. Powoli dochodziła do siebie. On w tym czasie zdołał już
poradzić sobie z wszystkimi guzikami. Gdy rozchylił jej bluzkę, ujrzała,
spoglądając w dół, swoje piersi, nabrzmiałe pod przezroczystym
stanikiem, którego kolor został określony przez producenta jako
naturalny".
Tutaj powiedział łagodnie ludzie zajęci są swoimi
sprawami. Gdy znajdziesz miejsce, w którym chcesz przebywać samotnie,
wszyscy to respektują.
Jane ponownie zaczęła drżeć, tym razem nie ze strachu. Spojrzała na
jego twarz, prowokującą do działania, wyrażającą mieszaninę uczuć, od
uznania, przez pragnienie, aż do rozbawienia.
Zrobiła krok do tyłu i dalej rozbierała się już sama, obserwując przez
cały czas Jeda. Zakłopotanie zniknęło, a. w to miejsce pojawiło się nowe,
wspaniałe uczucie. Po raz pierwszy w życiu mogła doświadczyć siły
swojego kobiecego uroku. Jed był jej niewolnikiem, gdy tak powoli
odkrywała przed nim każdą wypukłość zgrabnego ciała.
Odrzuciła na bok stanik i dumnie pokazała mu swoje małe piersi. Jej
pewność wzrosła, gdy ujrzała, jak wyraz jego twarzy wyraznie się zmienił.
Z jego strony nie było to tylko pragnienie. Myślał teraz, że jest
bardzo piękna. Wiedziała o tym i wzmogło to w niej dreszcze emocji.
113
RS
Wyczytała w jego oczach podziw i szacunek na równi z pożądaniem, nie
mniejszym od tego, które rozpaliło jej zmysły.
W jednej chwili zniknęła cała nieśmiałość skromnej bibliotekarki.
Poczuła się boginią. Nie było się czego wstydzić, wprost przeciwnie.
Szybko zrzuciła z siebie resztę bielizny. Jej pożądanie rosło. Roześmiała
się prawie na głos, podniecona myślą o tym, jak ogromna zaszła w niej
zmiana.
Jed czekał cierpliwie, obserwując ją. Jego oczy jaśniały dziwnym
blaskiem.
Jane wyczuwała, że on rozkoszuje się tą chwilą, podobnie jak i ona.
Stanęła przed nim naga, potrząsnęła włosami tuż przy jego twarzy i
zaśmiała się beztrosko.
Chodzmy popływać powiedziała. Obdarzył ją pełnym podziwu
uśmiechem. Pobiegł przodem, wskoczył do wody i zanurkował. Po chwili
wynurzył się o parę metrów dalej.
Jest ciepła, lecz orzezwiająca powiedział, strząsając krople
wody z twarzy.
Nie tracąc czasu, zanurkowała tuż za nim. Zmiali się i chlapali jak
dzieci. Pływali wokół dużej skały, zatrzymując się przy niej co jakiś czas,
aby odpocząć.
A jaka jestem teraz? zapytała ponownie, odważna i gotowa do
flirtu. Miałeś mi powiedzieć, pamiętasz?
Odrzucił włosy do tyłu i spojrzał na nią.
Jesteś jak nowo narodzona Wenus.
Ach, więc zeszłam z obrazu Botticelliego!
114
RS
Właśnie tak. Twoja twarz jest niewinna, czysta i słodka, a twoje
ciało... powiedział poważnie, obejmując ją w pasie. Twoje ciało jest
jędrne, wyzwolone i dumne.
Jane nie musiała odpowiadać. Oczy jej błyszczały, gdy mówił dalej.
A to jeszcze nie koniec. Już nie ma odwrotu, nie teraz.
Nie koniec? Co masz na myśli? Nie mogła złapać tchu.
To trzeba odkryć uśmiechnął się to dopiero początek
przygody. Wszystko może się zdarzyć. Ciągle jeszcze związana jesteś z
przeszłością, ale ten tydzień może odmienić cię na zawsze.
Taki jesteś tego pewien? W jej głosie zabrzmiała nuta
powątpiewania.
Wierzę też, że i ja się zmienię. Mój instynkt nigdy mnie nie
zawodzi.
Pływali przez moment w ciszy.
Ten dzień jest zbyt piękny na tak poważne przemyślenia. Jane
odezwała się pierwsza. Zcigajmy się do tamtej kłody!
Jed zgodził się i spojrzał w kierunku, który wskazywała, lecz
uśmiech szybko znikł z jego twarzy.
O nie! Co tam znowu? zapytała, mierząc wzrokiem odległość
od brzegu. Krokodyl?
Nie, to złamane drzewo. Jed roześmiał się. Chciałem tylko
zyskać na czasie.
Oszukałeś mnie! wykrzyknęła, płynąc za nim. Jak mogę ci
zaufać, kiedy nie traktujesz mnie poważnie?
Nieprawda! powiedział to z taką siłą, że nie wątpiła w jego
szczerość.
115
RS
Oczywiście ufała mu i napawało ją to radosnym podnieceniem.
Obietnica wielkiego szczęścia zdawała się bujać na horyzoncie, niczym
wielki balon. Spojrzeli na siebie i Jane drgnęła, oczekując na coś pięknego.
Pod wpływem tego doznania jej twarz pojaśniała.
Naprawdę się zmieniasz powiedział cicho, patrząc na nią.
Mogę powiedzieć, że dzieje się to na moich oczach.
Aż tak?
Tak, ale nic więcej nie powiem, nie teraz. W jego oczach
błysnęła iskierka.
To nie jest w porządku. Poczuła się dotknięta do żywego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]