[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylko po to, żeby uszczęśliwić małą, zakłamaną sukę. Chryste, gdyby Johnny nie był taki głupi,
84
chyba nawet byłoby mi go żal.
- Johnny Dziesięć Kapeluszy?
- Tak. To właśnie ten nieprzeciętny kretyn był wybrańcem Jo-Jo w tym czasie, kiedy mnie
postrzelili. Oczywiście to było pół roku temu. Od tego czasu miała już pewnie stu takich jak on.
Potępienie w głosie Caina odbiło się echem w całym pomieszczeniu. Był jak ksiądz rozjuszony na
swoich grzesznych parafian. Christy na próżno próbowała znalezć słowa, które mogłyby złagodzić
jego złość.
Niepowtarzalne, unikatowe skarby zostały bezpowrotnie stracone wyłącznie z powodu ludzkiej
zachłanności. Gniew był nie tylko usprawiedliwioną, ale i najbardziej naturalną reakcją na ten akt
barbarzyństwa.
Christy chodziła od niszy do niszy w nadziei, że znajdzie jakieś przedmioty związane z tradycją
religijną Anasazich. W piątej z kolei wnęce natrafiła na niewielki fragment czarnego kruszcu, z
którego wykonano małe paciorki, prawdopodobnie będące częścią naszyjnika. Cokolwiek to jednak
było, zostało zniszczone. Pozostał tylko jeden mały element, przeoczony w pogoni za pieniądzem.
Obracała w palcach okrągły kamyk, który okazał się miły i gładki w dotyku.
- Czy istnieje jakiś sposób, by uratować to miejsce? - zapytała cicho.
- Nie ma. Równie dobrze mogli tu wjechać koparką - odparł Cain.
- Może coś przeoczyli.
Cain wykonał nieokreślony gest.
- Pewnie, niektóre garnki można by poskładać do kupy. Ale cała wiedza o tym miejscu została
bezpowrotnie utracona.
Christy rozejrzała się z przygnębieniem po stercie śmieci wymieszanej z zabytkami.
- Podłoże jest roztrzaskane - powiedział Cain. - Stare popioły z ogniska wymieszali z nowszymi.
Nie sposób nawet ustalić przybliżonej daty. To wszystko bezwartościowy chłam. Totalna klęska.
Jeszcze raz zaświecił lampą wokół kivy w nadziei, że znajdzie coś, co uszło uwagi plądrujących.
Wokół lampy widać jednak było tylko ciemne ściany i migoczące kształty, jakby sylwetki wydobyte z
kamiennych ścian. Christy przeszył dreszcz. W tym miejscu z pewnością były duchy. Niektóre
przyjazne, inne zaś okrutne, podobne do tych, które widziała w sypialni Huttona.
- Wszystkie te nisze... - odezwał się Cain. - Nie widziałem tylu poza Pueblo Bonito.
- A gdzie to jest?
- W kanionie Chaco.
Przyglądał się w milczeniu jaskini. Wreszcie wydał dzwięk, który mógł być oznaką gniewu lub
bólu. A może jednego i drugiego.
- Nie znaleziono do tej pory żadnych ruin tak daleko wysuniętych na północ. Sądząc z rozmiarów,
to miejsce było dla Anasazich szczególnie ważne. Nigdy się jednak nie dowiemy dlaczego. - Cain
opuścił lampę tak szybko, że światło zaczęło niespokojnie migotać.
- Widziałem już wszystko, co chciałem zobaczyć. Więcej nie zniosę - powiedział i ruszył z
powrotem w kierunku drabiny. Christy podążyła za nim.
Lampa rzucała teraz lepsze światło na ogrom zniszczenia. Skalne zabezpieczenie nie wystarczyło,
żeby ochronić siedzibę starożytnych Indian.
Cain przechodził z pokoju do pokoju. Gdziekolwiek spojrzał, widać było ślady wykopanych i
wyniesionych z jaskini przedmiotów. Ten, kto je zabrał, nie przywiązywał żadnej wagi do ich
historycznej wartości. W świecie złodziei i łowców skarbów liczyły się tylko pieniądze.
W kącie jednego z pomieszczeń Cain i Christy natknęli się na wpółzawaloną ścianę, która zdawała
się z trudem podtrzymywać konstrukcję.
- Jeżeli musisz tu wejść, uważaj, żeby niczego nie potrącić. To miejsce może się w każdej chwili
zawalić - ostrzegł Cain i podszedł bliżej. Po chwili wypuścił nerwowo powietrze. Tylną ścianę jaskini
pokrywało całkiem młode drewno.
- Nie podchodz bliżej.
- Dlaczego? - zapytała Christy.
- Wygląda na to, że jakiś dureń usiłował podeprzeć skałę wykałaczkami.
85
Cain podkręcił knot i skierował się w stronę sterty śmieci w najdalszym krańcu jaskini. Tym razem
Christy została na miejscu. Dotarło do niej, co miał na myśli Cain. Z rękami w kieszeniach
obserwowała go, kiedy stąpał ostrożnie po niepewnej drewnianej konstrukcji. Koniuszkami palców
obracała w dłoni okrągły paciorek. Jego gładki dotyk przynosił ulgę.
W pewnej chwili zimny psi nos trącił rękę Christy. Moki najwyrazniej zarzucił na chwilę polowanie
na szczury. Nie zważając na piach i kawałki słomy poprzylepiane do jego sierści, wyjęła ręce z
kieszeni i zanurzyła je w ciepłym futrze psa.
Po jakimś czasie Moki odbiegł, by położyć się na pobliskiej skale. W panującym mroku był prawie
całkiem niewidoczny. Tylko jego oczy błyszczały momentami w świetle lampy Caina.
W końcu pan Mokiego zakończył oględziny i wrócił do Christy. Wyglądał dość ponuro.
- I co? - zapytała dziewczyna.
- Jest tam niewielki odłam skalny. Ma około pięciu metrów kwadratowych i wygląda jakby był
zawieszony w powietrzu. Z tyłu znalazłem szczelinę, przez którą można by się przedostać dalej.
Christy zacisnęła pięści w nagłym ataku klaustrofobii.
- A wsporniki? Na pewno wytrzymają? - zapytała nerwowo.
- Ci, który tu byli przed nami, znali się co nieco na górnictwie. Zbudowali rodzaj rusztowania,
które zabezpiecza skałę przed upadkiem.
Christy wstrzymała oddech w oczekiwaniu na dalsze wyjaśnienia. Cain jednak nic więcej nie
powiedział.
- Nie lubię, jak się mnie trzyma w nieświadomości - odezwała się ostro dziewczyna. - Ignorancja
nie jest błogosławieństwem.
- Ta płyta waży pewnie ze dwadzieścia ton - wyjaśnił Cain. - Nie można czegoś takiego podeprzeć
trzema belkami na krzyż.
Christy wzięła głęboki oddech.
- Dokończ.
Cain rzucił jej zdziwione spojrzenie.
- Gdyby skała była twoim jedynym zmartwieniem - wyjaśniła - od razu zaciągnąłbyś mnie do
jaskini, o niczym nie wspominając.
Uśmiechnął się.
- Widzę, że całkiem niezle mnie znasz, skarbie.
- Na tyle dobrze, żeby się domyślić, że nie mówisz mi całej prawdy.
Ręka Christy zacisnęła się w kieszeni, kiedy natrafiła na klucz Jo-Jo. Ona też nie była z Cainem
całkiem szczera.
- Ten odłam podtrzymuje drugą płytę - wykrztusił w końcu Cain. - Wygląda na to, że pokonał
długą drogę na dół. Wyrwa w urwisku jest tak duża, że Anasazi wykuli w niej spiżarnie.
Cain przeczesał ręką włosy, zrzucając przy okazji czapkę. Roztargnionym gestem włożył ją do
kieszeni spodni.
- Strop jaskini może w każdej chwili opaść - oznajmił bez ogródek. - Ta druga płyta jest jeszcze
większa niż głaz blokujący wejście. Jeśli zleci, obudzi nieboszczyków aż w Denver.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]