[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nego odka& i waSnie dlatego znajdowa si tutaj w tej chwili.
Popatrzy na Deirdre, wci zajt swoj misk kukurydzy. Kie-
dy Deirdre wrócia z wypatroszonymi królikami, Indy rozpozna, e
ma mu coS do powiedzenia. Poprosi j wic, by posza z nim po
drewno na opa. By mile zaskoczony tym, e Rae-la mówi jzykiem
gaelickim. Przypuszcza, e mieszkacy Ceiby przyjli portugalski
jako swój jzyk, skoro Rae-la i Amergin wadali nim tak biegle.
Deirdre opowiedziaa mu o  problemie krwi , o przepowiedni i ostrze-
eniu. Indy uSwiadomi sobie, ze jego ciekawoS moe zagrozi bezpie-
czestwu wszystkich i uniemoliwi wydostanie si std. Gdyby by sam,
prawdopodobnie poszedby za nimi. Ale musia mySle o Deirdre.
Nie podobaa mu si take bliskoS Indian Morcegos. Przynaj-
mniej mia ze sob swojego webleya. Wycign go z torby po incy-
dencie w samolocie i trzyma w kaburze, gównie jako ostrzeenie
dla Bernarda. Bernard jednak cay czas zachowywa si niczym uspo-
kojony niedxwiedx.
161
11  Indiana Jones &
 Amergin, nie bdziesz mia nic przeciwko, jeeli zadam ci
pytanie o Orbity?  zapyta Indy.
Amergin popatrzy na niego.
 Nie mówimy o takich rzeczach z atwoSci.
Indy nie da si zbi z tropu.
 Uwaam, e to, co pukownik Fawcett napisa na temat zason
i Orbit, jest niezwykle interesujce, ale nie byo tam wzmianki o siód-
mej zasonie. Co to takiego jest?
Amergin wpatrywa si w ogie.
 Có, to moe mi powiesz, jacy ludzie nale do Orbity Od-
wiecznej? Jacy oni s?
 To staroytni ludzie  odpara cicho Rae-la.
 Staroytni? Chodzi ci o starców?
RozeSmia si.
 Nie w tym sensie, w jakim mySlisz o starych ludziach. Oni s inni.
 Czy widzicie ich i rozmawiacie z nimi?
 Czasami  powiedziaa Rae-la  ale z jakiejS powanej przyczyny.
 Czy oni ustanawiaj prawa?  zapyta Indy.
 Nie  powiedziaa Rae-la dokadnie w chwili, gdy Amergin
odpowiedzia twierdzco.
 To skomplikowane  wyjaSni Amergin.  Oni nie podejmuj
decyzji ani nie mówi nikomu, co ma robi. Nie maj bezpoSredniej
reprezentacji w Radzie Orbit. Kieruj jednake nami we wszystkim.
Czymkolwiek bya Orbita Odwieczna, stanowia coS wicej, ni
mona byo poj po krótkim opisie. Indy zrozumia, dlaczego Rae-la
tak mao powiedziaa o tym Fawcettowi, wyjaSniajc mu problem Orbit.
 Mówisz o predestynacji  odezwa si Bernard.
 Nie w sposób, w jaki wy to rozumiecie  odpar Amergin. 
Mamy woln wol, ale mamy take plan, który wypeniamy, nie wie-
dzc nawet o nim.
 GdybyScie o tym wiedzieli, prawdopodobnie przestaoby to
w ogóle by zabawne  zauway Indy.
 Kto powiedzia, e ycie to zabawa, Jones  zadrwi Bernard.
 Czym w takim razie jest ycie, profesorze? Chciabym wy-
sucha pana przemySle, gdy ostatnio nie mia pan zbyt wiele do
powiedzenia.
 ycie to hazard. Oto czym ono jest.
 I przegra pan zakad, poniewa Fawcett wyjdzie z tego ywy.
Amergin wsta gwatownie i wzi Rae-l za rk.
 Czas na nas.
162
 Jak dugo zajmie wam dotarcie do miasta?  zapyta Indy.
 Góry s bliej, ni mySlicie. Dotrzemy do nich po trzech go-
dzinach, do miasta zaS godzin póxniej.
 Istnieje pewien szlak, który zaczyna si niedaleko  dodaa
Rae-la  i bdziemy iS szybko.
 Zabierzcie go ze sob  powiedzia Indy, skinwszy gow
w kierunku Bernarda. Wiedzia, e jeeli Bernard nie zobaczy Ce-
iby, nigdy nie uwierzy w istnienie tego miasta. Indy zdawa sobie
równie spraw, e Bernard by moe ju nigdy nie wydostanie si
z miasta, wcale jednak si tym nie przejmowa. Nie tskniby za nim
przez uamek sekundy.
 Nie  odpara stanowczo Rae-la.
 Wic nigdy nie bdziemy wiedzieli na pewno  powiedziaa
Deirdre.  To wydaje si mao uczciwe.
 ycie rzadko jest uczciwe  odpar Bernard.
 Bdziemy z powrotem przed Switem i bdzie z nami Fawcett 
powiedziaa Rae-la.
 Poczekamy tutaj  odpar Fletcher.  Samolot bdzie przygoto-
wany. Mamy waSnie tyle paliwa, ile potrzeba, by dolecie do Cuiaby.
Po tych sowach Amergin i Rae-la odwrócili si i ruszyli w las.
Blade promienie ksiyca przesczay si przez gruby baldachim
dungli, oSwietlajc ich drog.
Indy dopi swoj kaw, podczas gdy Deirdre zebraa naczynia
i garnki, by umy je w jeziorze.
 Pójd z tob  odezwa si Indy i podniós kubek Bernarda,
lecy na ziemi.  Miej na niego oko  zwróci si do Fletchera, gdy
pilot wrcza mu swój kubek.
 Dokd, do cholery, mySlisz, e sobie pójd, Jones?  zapyta
Bernard.  MySlisz, e pognam za t dwójk do ich tak zwanego
miasta? Jest to pewnie po prostu jakaS wioska indiaska z kilkoma
gupkami, którym si wydaje, e s druidami. Dlatego nie chc, e-
byS zobaczy to miejsce.
 Dlaczego wic wydadz Fawcetta?
 Obudx si, Jones. Prawdopodobnie trzymaj go dla okupu. 
Bernard Scign swoje dugie buty, przygotowujc si do snu.  Wróc
tutaj jutro i przedstawi danie tej ich tak zwanej rady. OdeSl was std
z pust obietnic, spodziewajc si, e wrócicie z tym, czego zadaj.
 Nie czyta pan dziennika Fawcetta  powiedziaa Deirdre.
 Prawdopodobnie Fawcett równie nie. Pewnie sami go napi-
sali. Wtpi, czy oni w ogóle maj Fawcetta. Zaaranowali t ca
163
cholern spraw, bo zorientowali si, e mog z tego coS mie. Nic
dziwnego, e rzucili kilka odpowiednich sów na temat swoich przod-
ków z Atlantydy. To ulubiony temat takich nacigaczy.
Indy zauway, e komentarz Bernarda staje si z kadym zda-
niem coraz bardziej skrajny. Postanowi mu przerwa.
 To pismo Fawcetta. Brody by tego pewien.
 Nie liczybym na Marcusa Brody ego, jeSli chciabym uzy-
ska pewnoS w jakiejkolwiek sprawie  parskn Bernard.  Gdy-
bySmy nawet przyjli, e to byo pismo Fawcetta, to wniosek jest
jeden: ci niby-druidzi zmuszaj go do pisania tego dziennika.
 Chodxmy, Indy. Nie chc go ju duej sucha  powiedziaa
Deirdre.
Indy ju odchodzi, ale nie zamierza pozwoli na to, by ostatnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl