[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uchybiłam szkolnym obowiązkom.
- Ach, Susanno, musimy też przecież żyć. Nauczycielstwo to zawód, a nie życie.
Susanna, która spodziewała się dezaprobaty, przyjęła jej słowa z zaskoczeniem.
- To będzie nasze ostatnie spotkanie. Wkrótce wyjedzie z Bath.
- Dobranoc, Susanno. Nawet się nie spytałam, jak udał się koncert.
- Był po prostu wspaniały.
Szła do pokoju, spokojniejsza niż tuż po powrocie, wciąż jednak czuła bolesny ucisk w gardle.
Poprosił ją o rękę. A ona odmówiła. A potem próbowała go pocieszyć, bo widziała jego
przygnębienie. Ale nadal nie chciała za niego wyjść. Przecież nie może go poślubić tylko z powodu
jego poczucia winy.
On jej nie kocha.
Czy to powód, żeby odrzucić ofertę małżeństwa? I to tak znakomitą partię?
Problem w tym, że ona go kocha.
Gdy zamykała za sobą drzwi sypialni, pragnęła mieć choćby połowę siły charakteru, o którą
posądzała ją Claudia.
Bath dawno przestało być modnym kurortem. Teraz osiedlali się tu podstarzali, chorzy lub zubożali
ludzie z wyższych sfer albo wzbogaceni członkowie klasy średniej. Miasto zachowało jednak swój
urok i pewne tradycje, wśród których najtrwalszy okazał się poranny spacer po promenadzie na
terenie zdroju. Spacerowiczom dyskretnie przygrywała orkiestra.
Niektórzy przychodzili tu, by napić się wód w nadziei na poprawę zdrowia. Inni po to, by zażyć
nieco ruchu, albo przynajmniej z takim zamiarem. Wielu pragnęło zobaczyć nowe twarze, posłuchać
najnowszych ploteczek lub dowiedzieć się czegoś od innych.
Peter poszedł na promenadę następnego dnia po koncercie. Zawsze lubił przebywać
wśród ludzi, nawet jeśli - jak teraz - nie mógł liczyć na spotkanie rówieśników lub kogoś poza
znanymi mu wcześniej osobami. Sytuacja ta szybko się jednak zmieniła.
Rozmawiał właśnie z kilkoma damami, w tym z lady Holt - Barron, która - o czym usłyszał na
przyjęciu weselnym - znała Bedwynów. Książę Bewcastle raz ją nawet odwiedził
w jej domu. Podobnie zrobiła markiza Hallmere, wówczas jeszcze Freyja Bedwyn, która zaręczyła
się z markizem akurat w tym czasie. Peter słuchał właśnie mocno zawiłej i długiej opowieści, gdy
nagle dostrzegł dwie dobrze znane twarze.
Lady Markham i Edith.
Usprawiedliwił się jak najuprzejmiej i pospiesznie wycofał, żeby do nich podejść z promiennym
uśmiechem. Matka i córka zrewanżowały mu się tym samym.
- Co za niespodzianka! Chociaż niezupełnie, bo Theo powiedział mi niedawno, że przyjechała pani
do Edith, milady.
- My również widziałyśmy pana na wczorajszym koncercie, ale znikł pan tak nagle, że zakrawało to
na miraż. - Musiałem odprowadzić znajomą damę, która nie mogła zostać w kościele dłużej.
Wiedział, że Susanna spędziła dzieciństwo w Fincham Manor, ale nie wspomniał, że to o nią
chodziło. Może by sobie tego nie życzyła? Skądinąd starał się za wiele o niej nie myśleć. W końcu
odmówiła mu ręki.
- Mam nadzieję, że wróciła pani do zdrowia po połogu? Czy dziecko dobrze się
miewa?
- I jedno, i drugie - odparła pogodnie Edith. - Lawrence uznał jednak, że zmiana klimatu dobrze na
mnie wpłynie. Miło mi pana znów widzieć, i to jeszcze przystojniejszego niż zwykle. Wszystkie
tutejsze damy chciałyby chyba pana usidlić, gdyby miały choćby cień
szansy. Pochyliła się i dotknęła lekko jego rękawa. - Muszę pana o coś spytać, choć może to
zakrawać na impertynencję. Czy dama, którą pan wczoraj odprowadzał, to czasem nie Susanna
Osbourne?
Musiał odpowiedzieć na tak jednoznaczne pytanie.
- Owszem. Spotkałem ją przypadkiem tego lata, a potem także na przyjęciu weselnym w Bath. Tak się
złożyło, że panna młoda była jej przyjaciółką, a pan młody szwagrem mojej kuzynki.
- A więc ona żyje!
- Zniknęła po śmierci ojca - wyjaśniła lady Markham - i mimo wielu starań nie zdołaliśmy jej
odnalezć. Wszelki ślad po niej zaginął. Bardzo nas to dotknęło, bardziej niż
cała ta tragiczna historia... Wie pan przecież, o czym mówię. A może nie? W końcu uczył się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]