[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ale my nie jesteśmy przyjaciółkami.
Niech pani mnie z tego wyciągnie!
- O czym pani mówi?
Jak.
- Tak samo, jak mnie pani w to wciągnęła.
Niech panipowie temuswojemu Altieriemu, że dopiero co się poznałyśmy,że nie jestem
paniprzyjaciółką.
Nie dam się zabić przez pani głupotę.
- Nie mogę.
-Owszem, może pani.
Porozmawia pani z Altierim, i to zaraz.
Niewyjdę stąd, dopóki pani tego nie zrobi.
- Przecież to niemożliwe.
Przepraszam,jeśli w to panią wplątałam,ale.
- Diana urwała, myślała przez chwilę i spojrzała na Greenburga.
-Sądzi pan, że gdybym znim porozmawiała, dałby nam spokój?
- Ciekawe pytanie.
Cóż, mógłby, zwłaszcza jeśli myśli, że go obserwujemy.
Chciałaby pani porozmawiać znim osobiście?
- Nie, ale.
-Tak -przerwałajej Kelly.
- Jak najbardziej.
Osobiście.
Anthony Altieri mieszkał w klasycznym, kamienno-drewnianym domukolonialnym
whrabstwie Hunterdon w New Jersey.
Wielkijak pałac,dom stał w ślepym zaułku, na sześciohektarowej działce zawysokim
żelaznym ogrodzeniem.
Na działce rosły stare, cieniste drzewa.
Było tamrównież kilka stawów i kolorowy ogród.
W budce przy bramie siedział strażnik.
Gdy się zatrzymali, wstał, podszedł do samochodu i natychmiastrozpoznał Greenburga.
- Dzień dobry, panieporuczniku.
-Jak się masz,Caesar.
Chcemy porozmawiać z szefem.
- Ma pan nakaz?
-Wyjątkowo nie.
To prywatna wizyta.
112
Strażnik zerknął na Dianę i Kelly.
- Proszęzaczekać.
- Zniknął w budce,po chwili wyszedłi otworzyłbramę.
-Możecie wjechać.
- Dzięki.
- Greenburg ruszył.
Zaparkowaliprzed dotnem.
Gdy tylko wysiedli, pojawił się drugistrażnik.
- Proszę za mną - powiedział.
Wprowadził ich dośrodka.
W wielkimsalonie stały antyki i nowoczesne francuskie meble.
Chociaż dzień był ciepły, w olbrzymim kamiennymkominku buzował ogień.
Przeszli przez salon i znalezli się wdużej, ciemnej sypialni.
Anthony Altieri leżał w łóżku, podłączony do respiratora.
Blady i wymizerowany, bardzo postarzał sięprzez ten krótki czas, jakiupłynął od chwili, gdy
ostatni raz zeznawał w sądzie.
Towarzyszyli muksiądz i pielęgniarka.
Popatrzył na nich i skupił wzrok na Dianie.
Mówił głosem zdławionymi chrapliwym.
- Czego, u diabła, pani chce?
- spytał.
- %7łeby dał pan namspokój, mnie i pani Harris.
Niechpan odwołaswoich ludzi.
Wystarczy już, że zabił pan mojego męża.
- O czym pani gada?
Nigdy wżyciunie słyszałem opani mężu.
Czytałem o tym bzdurnym liście,który przy nim znalezli.
"Jeśli nieprzyniesiesz reszty prochów, zjedzącię ryby" - zacytował szyderczo.
- Ktośzadużo razy oglądał Rodzinę Soprana.
Coś pani powiem, i to gratis.
Tegolistu nie napisałWłoch.
I to nie moi ludzie na panią polują.
Umrze paniczy nie, mamto gdzieś.
Ja już nikogonie ścigam.
- Boleśnie wykrzywiłtwarz.
-Próbuję pogodzić się z Bogiem.
- Zacząłsię krztusić.
- Będzie lepiej, jeśli już pójdziecie - powiedział cicho ksiądz.
-Co mu jest?
- spytał Greenburg.
- Rak.
Diana popatrzyła na przykutego do łóżkastarca.
"I to nie moi ludzie napanią polują.
Umrzepaniczy nie, mam to gdzieś.
Ja już nikogo nieścigam.
Próbuję pogodzić się z Bogiem.
" Altieri mówił prawdę.
Iraptem zalała ją fala przerażającej paniki.
Wracalido miasta.
Greenburg był mocno zafrasowany.
- On chybanie kłamał.
Kelly niechętnie skinęła głową.
- Ja też tak myślę.
Tenczłowiekumiera.
- Dlaczego ktoś chciałbywas zabić?
Nie domyślają się panie?
- Nie - odparła Diana.
- Jeśli to nieAltieri.
-Pokręciłagłową.
-Niemam pojęcia.
8 - Czy boisz się ciemności?
113.
Kelly głośno przełknęła ślinę.
- Ja też nie.
Greenburg odprowadził je do mieszkania Diany.
- Spróbuję to rozpracować -powiedział.
- Na razie nic paniom niegrozi.
Za kwadrans przyjedzie tu radiowóz i będzie stał prz;ed domem ażdo jutra.
Przez ten czas postaram się coś zrobić.
W razie czego proszędzwonić.
I wyszedł.
Popatrzyły na siebie i zapadła niezręczna cisza.
- Napije się pani herbaty?
- zaproponowała Diana.
- Kawy - oparła przekornie Kelly.
Zirytowana Diana popatrzyła na nią przez chwilę iwestchnęła.
- Oczywiście.
Poszła do kuchni.
Kellyzaczęła krążyć po saloniku, oglądając obrazyna ścianach.
Gdy Diana wróciła dopokoju, właśnie stała przed jedną z jej prac.
- "Stevens" - przeczytała.
- To pani malowała?
- Tak.
-Aadny - rzuciła lekceważąco Kelly.
Diana zacisnęła usta.
- Tak?
Zna się pani na malarstwie?
- Nie bardzo.
-Kogopani lubi?
Pewnie Grandmę Moses.
- Jest całkiem interesująca.
-A inni prymitywiści?
Też dopani docierają?
- Szczerze mówiąc, wolę krzywoliniowe malarstwoniefiguratywne.
Zwyjątkami, oczywiście.
Na przykład rozmach, z jakim Tycjan namalował postać Zpiącej Wenus, zapiera dech w
piersi, ale.
Zabulgotał ekspres.
- Jest jużkawa - rzuciła szorstko Diana.
Siedziały naprzeciwko siebie przystole w jadalni.
Milczały.
Kawa stygła.
- Ktomógłby chcieć nas zabić?
- spytała wreszcie Diana.
-1 dlaczego?
Nie domyśla się pani?
- Nie.
- Kelly zmarszczyła czoło.
-Aączy nas tylko to, że nasi mężowie byli zatrudnieni w KIG.
Może pracowali nad jakimś ściśle tajnymprojektem.
I ten, kto ichzamordował,myśli, że o tym wiemy, że znamyjakieś.
szczegóły.
114
Diana pobladła.
- Tak.
Przerażone wymieniły spojrzenia.
Tanner obserwował tęscenę na ekranie monitora w gabinecie.
Tuż obokniego stał szef ochroniarzy.
"Nie.
Aączy nas jedynie to, że nasi mężowie byli zatrudnieni w KIG.
Może pracowali nadjakimś ściśle tajnymprojektem.
I ten, kto ich zamordował, myśli, że o tym wiemy, że znamy jakieś.
szczegóły".
"Tak.
"
Mieszkanie Diany Stevens było naszpikowane najnowocześniejszymiurządzeniami
podsłuchowymi, rejestrującymi zarówno dzwięk, jak i obraz.
Tak jak Kingsley powiedział swojemu wspólnikowi, do ich
budowywykorzystanonajnowocześniejszą technikę i technologię.
W każdym pomieszczeniu zamontowano systemy audiowizualne z miniaturowymi kamerami,
których obiektywy wyglądały zza książek na półkach, ze światłowodami wijącymi się pod
progiem drzwi i z bezprzewodowymiminikamerami ukrytymi w ramach obrazów i zdjęć.
Wsumie kamer byłosześć, a na strychu stał wideoserwer wielkości małego laptopa, który
nimisterował.
Do serwera podłączono bezprzewodowy modem, dzięki czemumożna gobyło obsługiwać za
pomocą telefonu komórkowego.
Tanner nachylił się, uważnie obserwując ekran.
- Musimy się dowiedzieć, co tam robili,co to był za projekt -mówiłaDiana, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl