[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z przeciwka samochodów. Ale przeważnie jechali
w ciemnościach. Tak gęstych, że trudno było stwier-
dzić na pewno, że wciąż jadą po szosie.
W pewnym momencie kaprys wiatru rozgonił na
249
chwilę gęstą zasłonę mgły. W światłach samochodu
zobaczyli przydrożną reklamę pokojów gościnnych
na wiejskiej farmie.
Tak powiedział Nick i ostrożnie skręcił
w stronę bramy. Muszę odpocząć, Cassie. Pieką
mnie oczy.
Wcale mnie to nie dziwi powiedziała ze
współczuciem. Powinnam była zabrać termos.
Marzę o gorącym napoju.
Nick wpatrywał się w napis.
Lepiej byłoby, gdybyśmy zatrzymali się w ja-
kimś motelu przy autostradzie. Ale skoro już tu
stanęliśmy, przekonajmy się, co nam zaoferują. Do
Chastlecombe jeszcze kawał drogi.
Doskonały pomysł zawołała radośnie. Nick
ostrożnie wjechał na wąską, zasypaną głębokim
śniegiem dróżkę. Może tymczasem pogoda się
poprawi powiedział z nadzieją.
Nie jechali długo, gdy zobaczyli wielki wiejski
dom, a przed nim kilka samochodów całkiem zasy-
panych śniegiem. Wszystkie okna budynku były
ciemne. Cassie poczuła, że rozpacz ścisnęła jej
serce. Ale kiedy Nick zastukał do drzwi, odpowie-
działo mu szczekanie psów. A w słabej poświacie,
w otwartych drzwiach pojawił się wysoki mężczyz-
na. Po krótkiej rozmowie Nick wrócił do auta
i otwarł drzwi.
Mamy szczęście powiedział z tryumfem.
Chodz. Zamknął samochód i gestem zaprosił
Cassie do wejścia. Uśmiechnięty szeroko mężczyz-
250
na poprowadził ich w głąb korytarza, oświetlonego
jedynie małą lampką naftową. Aż doszli do dużego
pokoju, gdzie więcej światła dawało kilka świec
i wielki ogień na kominku.
Jestem Ted Bennett przedstawił się.
Nazywam się Seymour. Nick uścisnął wy-
ciągniętą dłoń. Nick. A to jest Cassie.
Wyglądasz na strasznie zmarzniętą, moja dro-
ga przerwał mu farmer. Pogoda znowu spłatała
nam figla i pozbawiła nas elektryczności. Ale mamy
tu wspaniały ogień. Usiądz bliżej, ogrzej się, a ja
zabiorę wasze ubrania do suszenia. Moja żona jest
w kuchni. Poproszę, żeby na początek podała her-
batę. A potem pomyślimy o czymś do jedzenia.
C óż za cudowny człowiek powiedziała Cas-
sie, kiedy wyszedł. Nie liczyłam na posiłek.
Nick przeciągnął się i zbliżył dłonie do ognia.
Skoro już o jedzeniu mowa, to jestem głodny
jak wilk. Nie wiem jak ty, ale ja zjadłbym konia
z kopytami.
Cassie ściągnęła beret, rozgarnęła włosy.
Z kopyt zrezygnuję, ale do jedzenia konia
przyłączę się z ochotą.
Usiedli na kanapie, blisko ognia.
Nie muszę ci chyba mówić, Cassie, że nasza
podróż była trochę ryzykowna. Cieszę się, że doje-
chaliśmy tutaj, zanim coś się stało.
Może pogoda się poprawi?
Gorsza już być nie może!
Drzwi otworzyły się i weszła kilkunastoletnia
251
dziewczynka w dżinsach i wyciągniętym swetrze.
Rude włosy miała związane w długi koński ogon.
Przyniosła wielką, wyładowaną tacę, jakby to było
piórko i ustawiła na stoliku przed Cassie.
Cześć, jestem Tansy powiedziała z uśmie-
chem. Na razie przyniosłam trochę ciasteczek.
Zanim mama zrobi kolację. Okropna dziś pogoda.
Mieliście dużo szczęścia, że dojechaliście aż tutaj.
Tata powiedział, że przyjechaliście z Londynu.
To prawda. Ostatnie kilometry były naprawdę
przerażające Cassie uśmiechnęła się do dziew-
czynki. Tutaj jest wspaniale. Podziękuj mamie
bardzo gorąco.
Mam nadzieję, że nie sprawiamy jej zbyt wiele
kłopotu dodał Nick.
Ależ skąd! Tansy pokręciła głową. Mama
zaraz tu do was przyjdzie.
Cassie gotowa była dać głowę, że Nick był
zaskoczony tak samo jak ona, kiedy mama okazała
się być szczupłą, drobną brunetką w obcisłych
dżinsach i wełnianej kamizelce.
Hej, jestem Grace Bennett. Przepraszam, że
nie wyszłam was przywitać. Widzę, że jesteście
ofiarami zamieci. Co za szczęście, że na nas trafiliś-
cie.
Ogromne szczęście zawołał Nick, z zapałem
potrząsając jej ręką. Mam tylko nadzieję, że nie
sprawiamy państwu zbyt wiele kłopotów.
Ani trochę. Pani Bennett pokręciła głową.
Przywykliśmy do gości.
252
Wspaniały dom zachwyciła się Cassie. Ile
ma lat?
Niektóre fragmenty pochodzą z siedemnas-
tego wieku. Na szczęście nie kanalizacja powie-
działa gospodyni ze śmiechem. Ale do rzeczy. Co
powiecie na placek pasterski?
Wspaniale! zawołał Nick.
Doskonale. Będzie gotowy już niedługo. Na
stoliku znajdziecie trochę gazet i magazynów.
Z życzliwym uśmiechem Grace Bennett wyszła.
Ona jest urocza powiedział Nick. Cassie
nalała herbatę do filiżanek.
Widzę, że zrobiła na tobie wrażenie.
Gotów jestem oddać się w niewolę każdej
kobiecie, która proponuje mi placek pasterski.
Z zadowoleniem sięgnął po parującą filiżankę.
Mieliśmy wiele szczęścia, że tu trafiliśmy.
Zgadzam się. Nie każdy byłby szczęśliwy,
gdybyśmy najechali go, kiedy w całym domu
nie ma światła. Zwłaszcza tuż przed Bożym Na-
rodzeniem. Cassie spojrzała na swoje przemo-
czone buty. Będzie trzeba dobrze je wypas-
tować.
Może Zwięty Mikołaj przyniesie ci nowe.
Te są nowe! Poproszę chyba Tansy, żeby
pożyczyła mi kalosze. Inaczej nie dojdę do samo-
chodu. Spochmurniała. Chociaż wcale nie mam
ochoty ruszać się stąd zbyt szybko.
Poczujesz się lepiej, kiedy coś zjesz. Nick
opadł leniwie na oparcie. A Cassie wtuliła się
253
w narożnik kanapy. Bardzo elegancko wyglądasz.
Czy tak ubierasz się do pracy?
Nie. Ale dzisiaj jedliśmy wraz z całym ze-
społem świąteczny lunch. Zwykle chodzę do pracy
w kostiumach. Zaczęła wyciągać spinki z ciasno
upiętych włosów. Doprowadza mnie to do wściek-
łości, ale nawet w okresie przedświątecznym nie
mogłam pójść do banku z rozpuszczonymi włosami.
Dlaczego? zapytał leniwie. I przeciągnął się
jak wielki kot grzejący się przy ogniu.
Moje włosy są okropnie niesforne. Zawsze
marzyłam, żeby były delikatne, proste i miękkie, jak
włosy Julii.
Bzdury! zawołał niespodziewanie stanow-
czo. Wiele kobiet zapłaci fortunę, żeby mieć loki
takie jak twoje. Ale zgadzam się, że w pracy włosy
powinny być związane.
Doprawdy? Zabrzmiało to raczej zgryzliwie.
Oczy mu zaświeciły. Wyciągnął rękę i dotknął
pasemka włosów spadającego na jej ramię.
Kobiece piękno działa na mnie naprawdę moc-
no. I mogę się założyć, że wszyscy członkowie
twojego zespołu uważają tak samo.
Przegrałbyś. Dwie z nich to kobiety. Od-
sunęła się od niego. Upinam włosy, żeby nie
przeszkadzały mi w pracy, a nie po to, by po-
wstrzymywać lubieżne myśli moich kolegów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]