[ Pobierz całość w formacie PDF ]
63
RS
odbijając trzymaną w ręku piłkę do koszykówki. Zatrzymał się na
widok matki i Wyatta, najwyrazniej toczących kolejną sprzeczkę. Stał
w progu, odbijając piłkę, aż Vicki zareagowała gwałtownie.
- He razy ci mówiłam, żebyś tu nie walił tą piłką? Ostatni raz to
powtarzam, zapamiętaj sobie! - krzyknęła głosem bardziej
zirytowanym, niż wynikałoby z całej sytuacji.
- Dobrze, mamo - odparł Richie, patrząc na nią ze zdziwieniem. -
Nie musisz zaraz tak się ciskać. - Trzymając piłkę pod pachą, spojrzał
na Wyatta, a potem znów zwrócił się do niej. - Czy pan wspomniał ci
o konnej przejażdżce?
- Jakiej przejażdżce? - wyjąkała. - O czym ty mówisz?
- Kiedy rozmawialiśmy dziś rano, ten pan zapytał mnie, czy
miałbym ochotę pojezdzić na koniu jutro rano. Prosił, żebym cię
zapytał, czy chcesz jechać z nami.
Musiała przytrzymać się lady, żeby nie upaść. Nie, chyba się
przesłyszała.
- Wy... ty i Wyatt... Widzieliście się dzisiaj rano? -Z wysiłkiem
powstrzymywała drżenie głosu. - Jak to się stało? Mówiłeś, że
idziecie z Timem pograć w koszykówkę.
Boże, Wyatt i jej syn spotkali się dzisiaj... sami... Tak bardzo starała
się temu zapobiec. Z tego nic dobrego nie może wyniknąć. Jeśli lepiej
się poznają, jeśli Wyatt dowie się zbyt wiele o chłopcu... Tego
właśnie bała się najbardziej w świecie i nagle dowiaduje się, że już
może jest za pózno...
Wyatt zauważył się, że z jej twarzy i głosu przebija prawdziwa,
czysta panika. Przed chwilą złościła się na niego właściwie bez
powodu, a teraz - również bez jakiejś wyraznej przyczyny - nie
potrafiła zapanować nad przerażeniem. Ale czego się tak bała? Było
mu jej żal, więc uśmiechnął się, żeby dodać jej otuchy.
- Umówiliśmy się z twoim synem na przejażdżkę jutro rano i
chcielibyśmy, żebyś się do nas przyłączyła. Czy ósma godzina ci
odpowiada? Potem moglibyśmy zjeść lunch.
- Ja... - Vicki drżała. Wprost nie mogła uwierzyć, że wszystko
stało się tak nagle i jej największa tajemnica niebawem ujrzy światło
64
RS
dzienne. Co prawda zdawała sobie sprawę, że prawdopodobnie
kiedyś wszystko i tak wyjdzie na jaw, ale jeszcze nie teraz... nie tak
szybko.
- Mamo, co się stało? Jesteś biała jak ściana - spytał
przestraszonym głosem Richie.
- Vicki, co ci jest? - Wyatt podbiegł do Vicki i podtrzymał ją.
- Nic mi nie jest - odparła.
- Jednak wyglądasz, jakbyś nagle zle się poczuła - nie ustępował
Wyatt. - Chcesz usiąść? Przynieś mamie szklankę wody - zwrócił się
do Richiego. - Zaprowadzimy ją na zaplecze.
Richie pobiegł po wodę, a wtedy Vicki wyrwała się Wyattowi ze
złością.
- Powtarzam, że nic mi nie jest. Nie potrzebuję twojej pomocy i
nie chcę siadać. Po prostu... zaskoczyło mnie to, że Richie widział się
dziś rano z tobą. Powiedział mi, że idzie grać w koszykówkę.
- Nie sądzisz, że jesteś nadopiekuńcza? Przecież Richie nie jest
małym dzieckiem - wyraził swą opinię Wyatt i od razu poczuł, że
popełnił błąd.
- Nie potrzebuję twoich rad, a już zwłaszcza na temat
wychowywania dzieci - syknęła przez zaciśnięte zęby. - Zdaję sobie
sprawę, że Sea Cliff to małe miasteczko i nie są w nim potrzebne aż
takie środki ostrożności jak w Dallas, ale tak czy owak jestem matką
Richiego i muszę wiedzieć, gdzie się obraca.
- Mamo, daj spokój. Przestań traktować mnie jak małe dziecko. -
Zachowanie Richiego wskazywało, że już nie raz dyskutowali na ten
temat. - Nic się nie stało - tłumaczył, podając jej wodę. - Pograliśmy
trochę w kosza, a potem pojechaliśmy spenetrować jaskinie na
wzgórzach. No i tam natknęliśmy się na tego pana.
- Rozumiem...
Vicki nie wiedziała, jak sobie z tym wszystkim poradzić. Z jednej
strony - dorastający zbyt szybko syn, a z drugiej mężczyzna, od
którego chciała się trzymać z daleka.
- Mam nadzieję, że nie zrobiliście żadnych szkód na terenie
pana Edwardsa.
65
RS
- Nie o to chodzi - wtrącił się Wyatt. - Bałem się tylko, żeby nic
im się nie stało w jaskiniach. One są niebezpieczne i powinny być
zamknięte. Zresztą już poleciłem Fredowi zabezpieczyć wejście.
Wyjaśniłem to wszystko Richiemu oraz jego koledze i chyba się
zrozumieliśmy. A teraz wróćmy do tego, o czym wspomniał twój syn.
Rzeczywiście jesteśmy na jutro umówieni na konną przejażdżkę i
byłoby miło, gdybyś zechciała nam towarzyszyć. No to co?
Zobaczymy się jutro o ósmej?
Zrozumiała, że znalazła się w pułapce. Widziała, jak Richie cieszy
się na samą myśl o konnej jezdzie, i nie mogła mu tego zabronić. Ale
pozwolić mu spędzać czas sam na sam z Wyattem było najgłupszą
rzeczą, jaką mogłaby zrobić.
- Dobrze, może być o ósmej - powiedziała.
Wyatt zauważył, że nie zgodziła się z entuzjazmem. Sprawiała
wrażenie, jakby została zmuszona do czegoś, na co nie miała ochoty.
To wszystko było dziwne. Przecież jeśli nie chciała jechać z nimi, to
mogła po prostu odmówić. Każde spotkanie przynosiło następne
zagadki.
- Muszę już iść. Do zobaczenia jutro - powiedział Wyatt i lekko
uścisnął jej dłoń.
Po kolacji Vicki usiadła z książką w ręku w fotelu, zaś Richie stanął
w drzwiach do kuchni i przyglądał jej się badawczo.
- Richie? Co się stało? O co chodzi tym razem?
- Właśnie chciałbym to wiedzieć - odparł chłopiec, podchodząc
do niej bliżej. - Od paru dni zachowujesz się jakoś... dziwnie. To się
dzieje od tego dnia, kiedy ten Wyatt tu przyjechał. Coś jest między
wami? Nawet spytałem go, czy może kiedyś chodziliście ze sobą, ale
zbył mnie jakimś głupim wykrętem.
Serce podeszło Vicki do gardła i nagle w jej płucach zabrakło
powietrza, ale jakoś musiała się opanować, żeby Richie niczego nie
zauważył.
- Jak to? Zapytałeś go?
- Po prostu chciałem wiedzieć. O co ten cały szum? Dlaczego
wszyscy tak się denerwują przez jedno proste pytanie?
66
RS
Boże, czyżby Richie coś zauważył? No pewnie, musiał zauważyć,
inaczej nie pytałby o to.
- I co ci odpowiedział?
- Dlaczego pytasz? - odparł chłopiec, patrząc na nią
podejrzliwie. - Przecież sama powinnaś wiedzieć, jak było.
- Nie podoba mi się sposób, w jaki się do mnie zwracasz.
- A ja też nie lubię, kiedy mnie się oszukuje. Coś jest między
wami. Pytałem tylko o to, czy kiedyś chodziliście ze sobą. Przecież to
nie zbrodnia. Wtedy jeszcze nie znałaś taty, prawda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]