[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dokładnie.
Ten widok, nad wyraz piękny i absolutnie druzgocący, zaparł mi dech w piersi. Momentalnie
pojąłem, co nas czeka. Nie mogły tego oddać same słowa.
Po białych marmurach i przetykanych złotem tkaninach
184
152
w pałacu Sułtana, po opalonych ciałach i perfumowanych włosach, ten świat był szokująco
realny  świat, do którego wróciłem, by żyć tak, jak zawsze chciałem, nawet wtedy, zanim
nas porwano.
Tristana i mnie posadzono na podłodze, rozcięto nam pęta, a potem zbliżył się do nas jeden
ze stajennych, silnie zbudowany jasnowłosy młodzieniec, najwyżej dwudziestoletni, z nikłymi
piegami na opalonej twarzy i z pogodnym wyrazem zielonych oczu. Uśmiechnął się i
obszedł nas, z rękami wspartymi na biodrach. Nie śmieliśmy wykonać żadnego ruchu.
Usłyszałem głos jednego z żołnierzy:
 Jeszcze dwóch, Gareth. Będziesz ich tu miał przez cały
rok. Wyszoruj ich, nakarm i nałóż im uprząż. Takie są rozkazy
Kapitana.
 Piękne stworzenia, doprawdy, sir  odparł młodzie
niec.  W porządku. Wy dwaj, wstańcie. Służyliście już kiedyś
jako konie? Oczekuję ruchu głową, żadnych słów.  Klepnął
mnie w pośladek, kiedy wstałem.  Ręce na plecy, o tak! 
Jego dłoń ścisnęła pośladek Tristana. Tristan nie otrząsnął się
jeszcze z szoku. Skinął głową, w jego postawie dopatrzyłem się
zarówno czegoś władczego, jak i pokory  i ten widok ranił
moje serce.
 A to? Cóż to takiego?  zapytał młodzieniec. Wyjął czy
stą płócienną chustkę i wytarł Tristanowi łzy, potem zrobił to
samo ze mną. Miał uroczą twarz i szeroki, miły uśmiech. 
Dwa ładne koniki płaczą? Nie możemy do tego dopuścić, nie
prawdaż? Konie to dumne istoty. Płaczą, gdy są karane. Ale
" poza tym kroczą z wysoko uniesionymi głowami. Właśnie tak.
 Solidny cios w podbródek sprawił, że moja głowa przechyliła
153
się do tyłu. Tristan zdążył w tym czasie unieść głowę tak jak
- trzeba.
Młodzieniec ponownie obszedł nas dokoła. Mój penis pulsował bardziej szaleńczo niż
kiedykolwiek. Oto mieliśmy do czynienia z nową formą poniżenia. Nie obserwował nas teraz
nikt z dworu ani z wioski. Byliśmy w rękach tego prymitywnego młodego stajennego i już
sam widok jego wysokich brą-
185
zowych butów oraz szerokich dłoni, które nadal trzymał na biodrach, potęgował moją
namiętność.
Nagle na podłogę stajni padł cień; do środka wszedł mój stary znajomy, Kapitan Straży.
 Dobry wieczór, Kapitanie  zawołał młodzieniec. 
Gratuluję udanej misji. Wioska aż huczy od plotek.
 Dobrze, że jesteś, Garem  odparł Kapitan.  Chciał
bym, żeby ci dwaj znalezli się pod twoją specjalną opieką. Jesteś
w tej wiosce najlepszym posługaczem.
 Pochlebia mi pan, Kapitanie.  Młodzieniec roześmiał
się.  Ale istotnie, nie sądzę, aby mógł pan tu znalezć kogoś,
kto kocha swą pracę bardziej niż ja. Co do tych dwóch... to
wspaniałe rumaki! Niech pan popatrzy, jak stoją! Widać, że
płynie w nich krew szlachetnych koni.
 Zaprzęgaj ich razem, kiedy to możliwe  powiedział
Kapitan straży. Wziął od stajennego chustkę, pogłaskał Tristana
po głowie i wytarł mu łzy.
 Chyba wiesz, że to najlepsza kara, na jaką mogłeś liczyć
 powiedział półgłosem.  Wiesz także, że tego potrzebujesz.
 Tak, Kapitanie  wyszeptał Tristan.  Ale boję się.
154
 Nie masz czego. Ty i Laurent będziecie niebawem chlubą
stajni. Na wrotach zawiesimy listę tych mieszkańców wioski,
którzy zechcą was wynająć.
Tristan wzdrygnął się.
 Bra'k mi odwagi, Kapitanie  powiedział.
 Nie, Tristanie  odparł tamten bez uśmiechu.  Brak
ci uprzęży i wędzidła, i surowej dyscypliny. Musisz wiedzieć
coś o byciu konikiem. Jest to nie tylko element niewolnictwa,
lecz styl życia.
Styl życia!
Kapitan podszedł do mnie, a ja poczułem natychmiast, jak sztywnieje mi członek, chociaż
jeszcze przed chwilą byłem pewien, że nie może być bardziej sztywny. Stajenny stał nieco z
boku z założonymi rękami, obserwując nas wszystkich. Blond włosy opadały mu trochę na
czoło, piegi dodawały uroku, zwłaszcza w blasku słońca. No i te piękne białe zęby.
186
 A ty, Laurent? U ciebie też pojawiły się łzy?  Głos
Kapitana miał kojące brzmienie. Ponownie wytarł mi twarz chu
stką.  Nie powiesz mi chyba, że się lękasz?
 Nie wiem, Kapitanie  odparłem. Chciałem powiedzieć,
że będę to wiedział dopiero, gdy założą mi uprząż i wędzidło
i wetkną fallus między pośladki. Ale on mógłby wtedy zrozu
mieć, że proszę o to. A ja na tego rodzaju prośbę jeszcze nie
potrafiłem się zdobyć. Jeszcze nie.
 Możliwe  powiedział Kapitan  że tu właśnie byłbyś
umieszczony już wcześniej, gdyby nie porwali was wtedy żoł
155
nierze Sułtana.  Objął mnie ramieniem i nagle czas spędzony
na morzu, kiedy obaj zabawialiśmy się z Lexiusem i Tristanem,
stosując też chłostę, stał się w moich oczach czymś bardziej
realnym.  Nie ma dla ciebie nic lepszego  zapewnił mnie.
 W twoich żyłach płynie więcej woli i siły niż u innych nie
wolników. To właśnie Gareth nazywa krwią szlachetnych koni.
%7łycie konia uprości dla ciebie wszystko; dosłownie i w prze
nośni ujarzmi twą siłę.
 Tak, Kapitanie  szepnąłem. Wpatrywałem się w zadu
mie w długi rząd przegród, w pośladki niewolników służących
za konie, w ich buty z podkowami na usłanym słomą klepisku.
 Ale czy... czy...
 Czy co, Laurent?
 Czy mógłbyś mnie informować co jakiś czas, panie, co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl