[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rej stał domek letniskowy państwa Montague. Ro-
dzice Nell wyjechali dwa dni wcześniej, zabierając
ze sobą oba jej psy.
Nell prowadziła samochód przez kilka godzin bez
przystanku. Zatrzymali się dopiero na lunch w nie-
wielkim prowincjonalnym miasteczku.
Temperatura dochodziła do trzydziestu stopni, ale
Nell doskonale wiedziała, że niebawem nastąpi zmia-
na pogody i zacznie wiać chłodny jesienny wiatr.
Cały czas miała też wrażenie, że od ponownego
spotkania z Joelem, które zmieniło jej życie, upłynęły
całe wieki.
Wakacje na wsi mijały bardzo szybko. Choć Nell
i Alec miło spędzali czas, oboje tęsknili za Joelem.
Szkoda, że taty tu nie ma powtarzał wciąż
Alec, a ona pocieszała go, mówiąc, że Joel czeka na
nich w Gresham.
W końcu nadeszła pora powrotu do miasta. Po
kilkugodzinnej podróży dotarli wreszcie do domu.
Gdy usiedli na skąpanym w promieniach słonecz-
nych tarasie, żeby zjeść kolację, rozległ się dzwonek
SYN DOKTORA MATHESONA 129
do drzwi. Kiedy Nell je otworzyła, w progu stał
posłaniec, trzymając wrękach dużą paczkę zawiniętą
w celofan.
Doktor Montague? zapytał.
Tak, to ja.
Mam dla pani przesyłkę oznajmił, wręczając
jej paczkę oraz niewielkie pudełko. Proszę po-
kwitować odbiór.
Potrzymaj to, Alec poleciła synowi, który za-
ciekawiony przybiegł za nią. Muszę podpisać od-
biór przesyłki.
Po dopełnieniu formalności Nell i Alec zanieśli
paczki do kuchni. W większej z nich znajdował się
ceglasty gliniany wazon z przepięknymi czerwonymi
różami.
Kiedy Nell odwinęła celofan, ich intensywny za-
pach wypełnił całą kuchnię.
O rany! zawołał Alec i zaczął liczyć kwiaty.
Raz, dwa, trzy, cztery... Dwadzieścia pięć! No, no!
Czy to od taty?
Nie wiem odparła Nell, nerwowo otwierając
kopertę i wyjmując z niej kartkę, na której napisane
było czarnym atramentem tylko jedno słowo: ,,Wyba-
czysz? .
Od razu poznała charakter pisma Joela.
Tak, to od niego powiedziała, siląc się na
obojętny ton. Do tej pory Alec nie wiedział o tym, że
przed wyjazdem na wakacje jej stosunki z Joelem
nieco się popsuły.
Jednakże Nell doskonale zdawała sobie sprawę, że
Alec jest bardzo wrażliwym chłopcem i wyczuwa jej
130 REBECCA LANG
nastroje, więc ?ogł domyślić się wszystkiego, choć
tego po sobie nie pokazywał.
To może oznaczać tylko jedno oznajmił Alec
pełnym powagi głosem. On cię kocha, ponieważ
czerwone róże daje się w dowód miłości.
Tak uważasz? spytała Nell z uśmiechem.
Oczywiście, wszyscy to wiedzą odparł. Cie-
kawe, co jest w tym drugim pudełku.
Nell zerknęłanamałą paczkę zawiniętą w firmowy
papier znanego sklepu jubilerskiego.
Pewnie słoiczek kamforowej maści zapachowej
mruknęła, przypominając sobie identycznie zapa-
kowany prezent od Joela, który tak bardzo ją roz-
czarował.
Co? Maść kamforowa od taty?
On ma swoiste poczucie humoru.
Kiedy rozerwała opakowanie i otworzyła pudełko,
którego wnętrze wyścielone było ciemnoniebieskim
aksamitem, zaniemówiła z wrażenia.
Och, jakie to piękne wyszeptała, z trudem
łapiąc oddech.
Na ciemnoniebieskim aksamicie leżał owalny zło-
ty medalion z misternie wygrawerowaną literą ,,N ,
zawieszony na łańcuszku.
To też od taty? spytał Alec z niedowierzaniem.
Chyba tak, ale nie ma tu żadnej karteczki.
Kiedy otworzyła medalion, znalazła w nim od-
powiedz na pytanie Aleca, ponieważ były tam dwie
fotografie: szesnastoletniej Nell oraz Joela w wieku
dwudziestu czterech lat. W tamtych czasach często
robili sobie zdjęcia. Z większych fotografii Joel wy-
SYN DOKTORA MATHESONA 131
ciął fragmenty, na których widać było tylko ich
głowy.
Nell tak bardzo się wzruszyła, że poczuła silny
ucisk w gardle. Musiała przyznać, że jeśli Joel w ten
sposób chciał ją przeprosić, to mu się udało.
Czy ty i tata wezmiecie ślub? spytał Alec
z nadzieją wgłosie.
Nie mam pojęcia, synku. Najpierw musimy na
nowo się poznać, a to trochę potrwa. Poza tym, jak już
wcześniej ci mówiłam, nikogo nie można zmusić do
miłości.
Alec spojrzał na nią uważnie, lecz się nie odezwał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]