[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Okropne miejsce  powiedziała ze śmiechem.  %7łaby i komary.
Zawtórował jej. Nie mogli pohamować tych wybuchów wesołości. Zmieli się szczerze,
głośno, niepohamowanie. Ucichli dopiero, zauważywszy na drodze sylwetkę wysokiego
mężczyzny z papierosem w ustach. Stał naprzeciw nich i jakby czekał.
Halina zawahała się, przyciągnęła ramię Tadka.
 Kto to?  szepnęła.
 Nie bój się  objął ją wpół.
Poczuł w sobie niezwykłą siłę, urósł jakby, zmężniał. Teraz kiedy ona była przy nim,
nie uląkłby się nikogo na świecie. Obroni ją w każdej sytuacji.
 Skąd to wracacie?  silny snop światła wydobył z mroku ich postacie.
65
 Ach, to pan  ucieszył się Tadek.  Byliśmy nad stawem.
 W nocy?  zdziwił się milicjant.
Tadek raptem poczuł, że czerwienieje. Zgasła latarka. Milczał, uradowany z ciemno-
ści.
 No, idzcie, a na przyszłość wcześniej odbywajcie takie spacery. Tu, w okolicy, nie
jest zbyt spokojnie.
Wyminęli go szybko. Milczeli aż do samego domu.
 Nie chce mi się iść do piwnicy  odezwał się, dopiero gdy Halina weszła na
ganek.
Nagle skrzypnęły drzwi.
 Halina? Bój się Boga! Gdzieś ty była?  zabrzmiał głos ciotki.
Tadek chciał się ukryć za węgłem, ale już go zobaczyła.
 Nie zatrzymuj jej nigdy tak długo. Strasznie się denerwowałam.
 To nie on, ciociu, sama zawiniłam. Chodziliśmy nad staw.
 Gdzie?
 Nad staw.
 O tej porze?
 To ja już sobie pójdę. Dobranoc  powiedział.
 Zaczekaj  nakazała stanowczo.  Wejdz do środka. Mam ci coś do powiedze-
nia.
Wahał się.
 No prędzej. Jestem tylko w nocnej bieliznie i zimno mi stać tak na ganku.
Zatrzymał się niespokojny na progu. Ciotka podkręciła knot na5owej lampy. Różowy
blask wydobył z mroku meble, którymi zatłoczone było pomieszczenie, a także bladą
twarz Haliny. Patrzyła na ciotkę wyczekująco.
 Co się stało, ciociu? Taka jesteś zmieniona.
 Zdenerwowałam się.
 Nie zrobię już tego nigdy. Będę zawsze wracała w porę.
 Co ja przeżyłam! Ktoś dał mi znać, że została ranna jakaś dziewczyna. O mało mi
serce nie pękło. Pobiegłam do szpitala. Widziałam tę małą na korytarzu. W pierwszej
chwili, gdy zobaczyłam, że to nie ty, odetchnęłam, ale tylko w pierwszej chwili. Była
blada i nieprzytomna, cała w bandażach poplamionych krwią.
 Jak to się stało? Gdzie?  spytała Halina, przejęta.
 Pasła kozę pod lasem i trafiła na nie wykryta minę.
 Będzie żyła?  spytał Tadek.
 Nie wiem. Ale chciałam cię prosić, żebyś nie ciągnął Haliny w takie miejsca.
Wszyscy chłopcy teraz strzelają. Noszą przy sobie pełno prochu i naboi. Pokaż, co masz
w kieszeniach?
66
Tadek popatrzył na nią zaskoczony.
 Ja takich rzeczy nie noszę  wyjąkał.
 Pokaż, bo inaczej jutro nie puszczę Haliny na krok z domu.
 Proszę sprawdzić.
 Wyłóż sam, tu, na stół.
 Ciociu, jak możesz.
 Nie wtrącaj się!
Tadek z pewną rezygnacją wsunął dłoń do kieszeni spodni. I zaraz oblał go pot.
Pierwszą rzeczą, jaką wyczuł, był magazynek z nabojami, który znalazł poprzedniego
dnia w piwnicy na podłodze. Musiał wypaść Jędrkowi. Schował go i zapomniał. Spojrzał
z rozpaczą na ciotkę, potem na drzwi wiodące na dwór.
 Widzę, że masz nieczyste sumienie.
 Tak  przyznał.  Mam naboje w kieszeni. Znalazłem je u nas na podłodze.
Chciałem wyrzucić i zupełnie o tym zapomniałem. Przyniósł je na pewno Jędrek.
 Idz i więcej się nie pokazuj! Nie lubię kłamców!
Był już w progu, kiedy Halina złapała go za rękę.
 Teraz nigdzie nie pójdziesz! Zostaniesz. A jeśli go wygonisz  zwróciła się do
ciotki  ja też pójdę!
 Dobrze, ale jeszcze jutro rano odwiozę cię do rodziców.
 Jeśli mnie znajdziesz!  krzyknęła wyzywająco Halina.
 Co ci się stało? Dziecko, jak ty do mnie mówisz?
 A co on tobie zawinił?
 Odpowiadam za ciebie. Idz, chłopcze, wyrzuć te naboje i pamiętaj, żeby to było
ostatni raz.
Wyszedł na dwór, cisnął magazynek w krzaki i szybko zaczął się oddalać.
 Zaczekaj!  usłyszał.
Przyspieszył kroku, ale nie odbiegł zbyt daleko. Ukrył się za najbliższym drzewem,
wcisnął między parkan a chropowaty pień i słuchał, czy nikt za nim nie idzie. Było
pusto i cicho, tylko jeszcze raz doleciało do jego uszu:
 Taaadek!
Wyszedł na chodnik. Wołanie nie powtórzyło się więcej. Jedyny dzwięk, jaki słyszał,
to stukanie własnych butów po trotuarze.
Potykając się, wszedł do piwnicy. Wziął zapałki i zapalił kaganek. Knot drgał nerwo-
wo, płomień przygasał, to znów wybuchał, aż wreszcie uspokoił się i płonął równym
stożkiem. W kącie chrobotały szczury. Siadł na łóżku.
 Okropna jest ta piwnica  pomyślał.  Lepiej już spać w ogrodzie pod jabłonką .
Robił tak nieraz, kiedy jeszcze żyła matka. Kładł na ziemi siennik wypchany trawą,
okręcał się w koc i leżał na wznak, z szeroko otwartymi oczami, patrząc poprzez li-
67
ście na wygwieżdżone niebo. W trawie grały świerszcze, skądś dochodziło szczekanie
psów, a on śnił z szeroko otwartymi oczami i tylko co pewien czas uświadamiał sobie,
że widzi gałęzie i niebo. Podnosił się z siennika z pierwszymi promieniami słońca. Lubił
chodzić po rosie boso. Stopy robiły się aż różowe od szorstkiej trawy, wilgoci i chłodu.
Kaganek znów harcował. Płomień wydłużał się, to kurczył, niby jakaś żywa, nerwowa
istota.
 A może lepiej było zostać u Haliny?
Hałasy w kącie wzmogły się. Odbywała się tam zabawa albo bójka, której towarzy-
szyły piski. Nie wytrzymał. Złapał ciężki fajansowy kubek i rzucił go z siłą w kąt. Rozległ
się donośny brzęk i w jednej sekundzie zaległa absolutna cisza. Kawałek fajansu upadł
tuż przy jego nogach. Schylił się i wziął go do ręki. Na skorupie ujrzał wymalowaną
żółtą pszczołę. Dopiero teraz uświadomił sobie, że zbił ostatni kubek, jaki miał  pa-
miątkę z dawnych czasów. Zcisnęło mu się serce. On i Jędrek kochali ten kubek. Nieraz
kłócili się ze sobą, kto ma z niego pić, matka musiała ich godzić. Jędrek, odchodząc, wsa-
dził go między swoje rzeczy, ale po zastanowieniu wyjął i postawił na stole.
 Ja tam dostanę inny  powiedział, ale Tadek widział, jak w jego oczach błysnął
żal.
Patrzył uporczywie na tę żółtą pszczołę, a serce kurczyło mu się coraz mocniej i moc-
niej, aż zmieniło się w małego skulonego z bólu owada.
Rozdział 11 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl