[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Rozmawiałem dziś rano z naszym miłym, starym gospodarzem - zaczął David. - Mówił,
że pociągi są teraz bardzo przepełnione z powodu ogromnej liczby uchodzców, którzy
pragną się dostać na tereny jeszcze nie zajęte przez Niemców. Podróż nie jest
bezpieczna i możliwe, że w ogóle nie dotrzemy do celu. Wiele pociągów staje, nie
ujechawszy daleko, albo po prostu przepada bez wieści.
- Przepada bez wieści? - powtórzył przestraszony Michel.
- Linia frontu przebiega całkiem niedaleko, chyba widziałeś?
- Ale jakieś pociągi dojeżdżają do Paryża? - spytała Madeleine.
David wzruszył ramionami.
- Musimy zaryzykować. W każdym razie może o jakieś kilkadziesiąt kilometrów zbliżymy
się do stolicy, a to już jest coś.
Przemknęli przez las i skryli się w krzakach za magazynem. Z niepokojem jednak patrzyli
na stację, a zwłaszcza na dwóch osobników w czerni, uważnie obserwujących peron.
Widzieli też niemieckich żandarmów, lecz nie oni stanowili teraz największe zagrożenie.
David szepnął do swych towarzyszy:
- Ponieważ pociąg będzie przepełniony, może się zdarzyć, że się pogubimy. Zresztą i tak
się chyba wkrótce rozdzielimy. Jak wiecie, sprzedałem dziś rano samochód i mam sporo
pieniędzy, więcej niż teraz potrzebuję. Sissi też ma ich niemało. Wezcie te banknoty,
92
Marc i Madeleine, możecie ich potrzebować. Nie, żadnych protestów! Marc, ty nie wiesz
chyba dokładnie, dokąd jechać i co robić?
Marc nie odpowiedział. Patrzył zakłopotany na pieniądze.
- To jest banknot stufrankowy - podpowiedziała Sissi dyskretnie. - A to jest pięćdziesiąt
franków...
Marc wsunął pieniądze do kieszeni.
- Traktuję to jako pożyczkę - oświadczył z godnością.
Daleko na równinie zagwizdał parowóz, przesuwając się powoli ku stacji i wypuszczając
czarne obłoki dymu. Sissi strzepnęła sukienkę i poprawiła włosy.
- Jak wyglądam z tyłu? - zwróciła się do Madeleine.
- Dobrze, tylko trochę siana zostało we włosach.
Madeleine wyjęła pojedyncze zdzbła, a Sissi podziękowała jej uśmiechem.
- Pamiętajcie: pociąg stoi dziesięć minut. W tym czasie nie wolno wam się nawet
poruszyć! - upominał po raz kolejny David.
- Strasznie się denerwuję - wyrwało się Madeleine.
David uspokajająco uścisnął jej rękę.
- Ile tu ludzi! - szepnął Michel.
Teraz już widzieli, że długi skład był wprost oblężony przez pasażerów, którzy wychylali
się z okien, stali stłoczeni na platformach, a nawet wisieli na stopniach.
- Nigdy się nie dostaniemy - mruknęła Sissi.
- Na pewno nam się uda. Musi! - odparł David. - Jak się czujesz, Madeleine?
- Trochę słabo. Poza tym dobrze. Już nie boli mnie w piersiach.
- Zwietnie! Wkrótce będziemy w domu, w Paryżu. Jeszcze tylko kilka godzin i otrzymacie
porządną opiekę.
- Myślę o tym, jak się czuje mój kucyk - westchnął Michel. - I moje psy. Tęsknię za nimi.
Stali w milczeniu, gdy tymczasem pociąg hamował z piskiem i zgrzytem kół.
93
Budynku stacji i peronu nie było widać zza wagonów.
Minęło kilka długich minut. Zgromadzeni na peronie ludzie robili dużo hałasu, wszyscy
byli podenerwowani. Uciekinierzy widzieli ze swej kryjówki ubranych na czarno
mężczyzn, którzy przeciskali się przez środek pociągu zapewne przy akompaniamencie
przekleństw stłoczonych pasażerów. Zaglądali do każdego przedziału, a minuty płynęły.
W końcu wysiedli. Maszynista dał sygnał odjazdu.
- Teraz! - szepnął David.
Przebiegli przez boczny tor do najbliższego wagonu.
Na szczęście pomiędzy pasażerami siedzącymi na stopniach pozostało trochę wolnego
miejsca. Kiedy pociąg wytaczał się ze stacji, piątka zbiegów stała już na zatłoczonej
platformie.
Sissi uśmiechała się uszczęśliwiona, a wiatr rozwiewał jej włosy. Ledwo dosięgała do
poręczy i z trudem utrzymywała równowagę. Marc znalazł się obok niej. Sissi nie była z
tego zadowolona, ale on stał jak gdyby nigdy nic, trzymając za rękę Michela. Sissi
zauważyła, że David i Madeleine także stoją bardzo blisko siebie, ale cóż było robić w
tym tłoku. Udała, że nie dostrzega rozpromienionej twarzy dziewczyny.
Ach, było cudownie, byli niezwyciężeni, Sissi wprost rozpierała radość życia! Mknęli na
południe, ku wolności!
- Przykro mi - rzekł David do Madeleine. - Jako lekarz nie mogę patrzeć, jak tu stoisz.
Sissi, chodz z nami, może znajdę wam jakieś miejsca siedzące!
Protesty dziewcząt nic nie pomogły. David utorował sobie przejście do wagonu,
dosłownie wcisnął Sissi i Madeleine na ławki i po chwili wrócił na platformę.
Madeleine nie podobało się w przedziale. Sissi także nie. Czuły się tu intruzami. Sissi
siedziała pomiędzy pulchną damą a jegomościem, który kątem oka rzucał na nią
pożądliwe spojrzenia. Na wprost siebie miała wysokiego mężczyznę, który wyraznie
okazywał niezadowolenie, ponieważ przez nią nie mógł wyprostować długich nóg.
Wyglądała przez okno, na ile to w ogóle było możliwe. Widziała rozległe, lekko
pofałdowane równiny, porośnięte winnicami, i skupiska wiejskich zagród, czasem tak
duże, że można by je nazwać wsiami, innym razem zaś składające się z kilku domostw.
Gęsty, popielatoczerwony dym nad horyzontem był coraz bliżej. Do tej pory mijali mało
zniszczone tereny, ale pociąg stopniowo zmniejszał prędkość, jakby nie miał ochoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]