[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Biedna dziewczyna. A on?
- Zimny jak ryba.
- Oj, nie byłabym tego taka pewna, nie byłabym - westchnęła cicho żona zarządcy. -
Te jego surowe posty pozwalają się niejednego domyślać. Przy tym nie przejawia zbytniej
gorliwości, by znalezć Indze męża. Nic dziwnego, że podczas biesiady tak pobladł.
Signhild zrobiła wielkie oczy.
- Sądzisz, pani... że zrobili coś niewłaściwego?
- Nie, broń Boże - wyszeptała przerażona chlebodawczyni - Ormund nigdy by do tego
nie dopuścił. Przypuszczam raczej, że on sam nie do końca uświadamia sobie, dlaczego nie
chce wydać Ingi za mąż. Z pewnością uważa, że kieruje się jedynie dobrem swej
podopiecznej, nic poza tym.
Signhild popatrzyła na Ormunda, pochylonego nad łukiem.
- Jest taki chłodny, jakby pozbawiony uczuć. Czy Inga kiedyś go zdobędzie?
- Nigdy! Przysięga, którą złożył, jest święta i Kościół, a raczej Gaute Frostesson, nie
zechce Ormunda z niej zwolnić. Zresztą on sam gotów jest do największych wyrzeczeń,
byleby należeć do zakonu Strażników Krzyża.
Zabrzmiał sygnał rogu i zawodnicy zajęli wyznaczone miejsca. Wśród
zgromadzonego tłumu przeszedł pomruk oczekiwania. Ustalono, że zostaną rozegrane cztery
konkurencje, po każdej odpadnie ten z rycerzy, który okaże się najgorszy. Na koniec zostanie
więc tylko jeden, najlepszy z najlepszych.
Zaczęto od strzelania z łuku. Pierwsza strzała ze świstem pomknęła w stronę tarczy.
Inga czuła się okropnie, najchętniej by uciekła. Gdy Hkon wypuścił strzałę, a wśród
publiczności rozległo się głośne och... , Inga pomyślała, że chybił. Sama bała się nawet
spojrzeć; kiedy Ormund napiął cięciwę, wstrzymała oddech i zacisnęła mocno powieki
Słyszała, jak strzała przecina powietrze, a gdy wbiła się w tarczę, dziewczynie zdawało się, że
trafiła ją w samo serce. Otworzyła oczy i odetchnęła, Ormund posłał jej uspokajające
spojrzenie, ale Inga bez trudu zauważyła, że i on jest zdenerwowany. Podszedł do niej, kiedy
ogłaszano wyniki.
- Na razie jeszcze nie odpadłem, Ingo. Póki co - próbował podtrzymać ją na duchu.
- Ormundzie, nie mogę się temu dłużej przyglądać - odezwała się żałosnym głosem. -
Czuję się okropnie.
- Musisz, Ingo. Jeśli odejdziesz, król Sigurd wpadnie w złość. Ale powiedz szczerze,
czy rzeczywiście nie chcesz poślubić żadnego z tych rycerzy?
Odwróciła głowę w stronę czterech śmiałków i pokręciła gwałtownie głową.
- Nie, nie! A już najmniej tego pięknisia, który ciągle się przechwala. Błagam cię,
Ormundzie, nie pozwól mu wygrać!
- Nie wygra - zapewnił.
- Dlaczego to dla mnie robisz? - zapytała cicho. - Dlaczego jesteś dla mnie taki miły i
dobry?
- Przecież już ci mówiłem! Poza tym nie chciałbym cię oglądać w ramionach tego
zarozumiałego Guttorma.
- Wiesz co, Ormundzie - powiedziała Inga z błyszczącymi oczami. - Jesteś
najwspanialszym mężczyzną ze wszystkich obecnych tu dzisiaj. Masz taki piękny strój!
- Ingo - przerwał jej gwałtownie. - Dlaczego mówisz mi takie rzeczy? Wiesz równie
dobrze jak ja, że jest tu wielu urodziwszych ode mnie rycerzy.
- Dla mnie nie istnieje nikt poza tobą - wyznała.
- Chyba się zapominasz!
Popatrzyła na niego z rozpaczą i zapytała żałośnie:
- Dlaczego jesteś taki zły, Ormundzie? Czy córka nie ma prawa podziwiać swego
ojca? Czy podopiecznej nie wolno sądzić, że jej opiekun wspaniale wygląda?
Patrzył na nią długą chwilę, usiłując odzyskać równowagę. Potem potrząsnął głową i z
lekkim uśmiechem westchnął:
- Co ja mam z tobą zrobić, dziewczyno?
Po czym odwrócił się i ruszył do pozostałych zawodników.
Olaf, brodaty dobroduszny rycerz z Konghelli, trafił najdalej od środka tarczy i opuścił
plac, na którym toczył się turniej.
Jednego mniej, odetchnęła Inga, ale i tak o trzech za dużo.
Na sygnał rogu rycerze dosiedli koni i pojechali nad rzekę na linię startu. Mieli się
ścigać wzdłuż brzegu aż do wyznaczonego punktu na polu, na którym zgromadzili się
mieszkańcy grodu. Inga odprowadzała wzrokiem Ormunda. Jego jasne włosy błyszczały,
rozświetlone zachodzącym słońcem, a z ramion zwisała mu peleryna krzyżowca, która
wzbudzała szacunek patrzących. Ale oto minął ją Guttorm z uśmiechem zwycięzcy na ustach,
najwyrazniej przekonany, że Inga byłaby przeszczęśliwa, gdyby wygrał. To prawda, że jest
przystojny, pomyślała dziewczyna, ale...
Kolejny sygnał rogu obwieścił początek wyścigu.
Zgromadzony tłum wypatrywał zawodników. Wreszcie w oddali ukazał się mały
punkt wyraznie wyprzedzający trzy pozostałe. Gdy podjechali bliżej, Inga z ulgą rozpoznała
żółtawą koszulę. Tak, Ormund był świetnym jezdzcem, wiedziała o tym doskonale, ale mimo
to zaskoczyło ją, że zyskał taką przewagę. Signhild stała obok Haralda i podskakiwała,
wykrzykując głośno imię Ormunda. Inga chętnie by się do niej przyłączyła, ale pomyślała, że
to nie wypada. Jednak gdy minął linię mety, nie wytrzymała i podbiegła do opiekuna.
Wstrzymał konia i zdyszany popatrzył na nią z góry.
- Udało nam się - zawołał i zmierzwił jej żartobliwie włosy. Zaraz jednak wyprostował
się w siodle i odjechał.
Nikt nie przypuszczał, że tak świetnie wyćwiczony rycerz jak Hkon odpadnie po
drugiej zaledwie konkurencji, jednak okazało się, że przybył na metę ostatni. Większość
widzów nie przywiązywała wagi do nagrody, jaką przewidziano dla zwycięzcy, dla nich
liczyły się głównie emocje, jakich dostarczał im turniej, i obstawiali swoich faworytów.
Inga nie kryła, kto jest jej faworytem. Nawet król Sigurd rzucił jej kąśliwie
upomnienie, że nie powinna być stronnicza, bo przez nią turniej traci napięcie. Bogiem a
prawdą wcale nie rozumiała, dlaczego. No cóż, może dla kandydatów do jej ręki nie było
szczególnie przyjemne, że nie pali się do małżeństwa, ale czego właściwie oczekiwali?
Pomysł króla uznała za niemądry i pociechą jej było, że przynajmniej jeden człowiek spośród
obecnych podziela jej zdanie.
ROZDZIAA XIX
[ Pobierz całość w formacie PDF ]