[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nadszedł i rysy twarzy mieszkańców miasta jęły się zmieniać, a ich postacie
przeistaczać, podszedłem do jednego z nich i poprosiłem: - Na Allacha, zaklinam
cię, wez mnie ze sobą, abym mógł własnymi oczyma wszystkiemu się przyjrzeć, a
potem wraz z wami powrócić. Ale ów człowiek mi odmówił. - Nie le\y to w
granicach moich mo\liwości - rzekł. Nie przestałem jednak dalej nalegać, a\ w
końcu przystał, a ja uzyskałem zgodę równie\ i pozostałych mieszkańców miasta,
przy czym nikomu z moich domowników, sług i przyjaciół nic o tym nie
powiedziałem. Tedy uczepiłem się go, a on wzleciał wraz ze mną w powietrze i
wzbił się pod niebiosa tak wysoko, \e usłyszałem, jak aniołowie wielbią Allacha
pod niebieską kopułą. Pełen zdumienia zawołałem: "Chwała ci, o Allachu!"
Zaledwie wypowiedziałem te słowa uwielbienia, buchnął z nieba straszny ogień,
który nieomal owych skrzydlatych ludzi nie spalił. Wtedy oni obni\yli szybko
swój lot i, rozgniewani bardzo, porzucili mnie na wierzchołku wysokiej góry
zupełnie samego. I tak le\ałem opuszczony na wierzchołku owej góry, czyniąc
sobie gorzkie wyrzuty, przy czym tak mówiłem do siebie: "Za ka\dym razem, kiedy
zaledwie uda ci się jakiemuś nieszczęściu umknąć, wpadasz w inne jeszcze gorsze
ni\ tamto". Gdy tak na wierzchołku owej góry siedziałem, nie wiedząc, dokąd się
zwrócić, zjawiło się nagle dwóch młodzianków, pięknych niczym dwa księ\yce, a
ka\dy z nich dzier\ył w ręku złotą laskę, którą się podpierał. Zbli\yłem się do
nich i pozdrowiłem, a kiedy na moje pozdrowienie odpowiedzieli, tak do nich
przemówiłem: - Zaklinam was na Allacha, powiedzcie mi, kim jesteście i co
zamierzacie! A oni na to: - Jesteśmy sługami Allacha. Po czym wręczyli mi jedną
ze swych lasek z czerwonego złota i odeszli w swoją drogę, pozostawiając mnie
znów samego. Zacząłem wtedy przechadzać się po wierzchołku góry, podpierając się
złotą laską i rozmyślając nad owymi oboma młodziankami. Raptem wyskoczył spod
góry wą\, dzier\ąc człowieka w paszczy, którego był a\ do pępka połknął. A
człowiek ów krzyczał: - Kto mnie uratuje, tego niech Allach wybawi od
wszelakiego nieszczęścia. Niezwłocznie podbiegłem do wę\a i ugodziłem go złotą
laską w łeb a wtedy wą\ wypluł owego człowieka z paszczy. Ten powstał z ziemi,
podszedł do mnie blisko i rzekł, pełen nieopisanej wdzięczności: - Poniewa\ moje
ocalenie od tego jadowitego wę\a zawdzięczam tobie, nigdy cię ju\ nie porzucę.
Będę na tej górze twoim nieodstępnym towarzyszem. - Bądz pozdrowiony! - odparłem
i poszliśmy razem wzdłu\ góry, a\ nagle natknęliśmy się na gromadę ludzi.
Przyjrzałem się im i oto wśród nich zobaczyłem owego człowieka, który niósł mnie
na ramionach, lecąc ze mną w powietrzu. Podszedłem do niego, przeprosiłem go i
powiedziałem przyjaznie: - Prawdziwy przyjaciel tak nie postępuje ze swoim
przyjacielem, jak ty postąpiłeś ze mną. Ale człowiek ten odpowiedział mi z
ponurym wyrazem twarzy: - To ty sprowadziłeś na nas nieszczęście, wielbiąc
Allacha. - Nie gniewaj się na mnie - mówiłem dalej - nie wiedziałem, \e tak się
stanie, od tego czasu nie powiem ju\ ani słowa. Wówczas zgodził się wziąć mnie
ze sobą, ale jedynie pod warunkiem, \e nie wymówię ju\ imienia Allacha ani go
będę wielbił, dopóki ptak-człowiek nieść mnie będzie na swoim grzbiecie. Wtedy
wziął mnie ze sobą i uniósł się ze mną w powietrze, jak poprzednio, i tak
dolecieliśmy do mego domu. Tam moja \ona wyszła mi na spotkanie, pozdrowiła mnie
i winszowała bezpiecznego powrotu, mówiąc: - Wystrzegaj się tych ludzi i nie
Strona 30
13.txt
przestawaj z nimi, gdy\ są to bracia szatana, którym nie wolno wymawiać imienia
Allacha Miłościwego! - Có\ więc czynił wśród nich twój ojciec? - zapytałem. A
ona na to: - Mój ojciec nie był jednym z nich i nie postępował tak jak oni. A
[ Pobierz całość w formacie PDF ]