[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spojrzała błagalnie.
- Nie chciałam tego. Pomyślałam tylko& - Westchnęła i powiedziała znacznie ciszej: - Pomyślałam,
że Wszechmocny Gehn go posłucha. Sądziłam, że twój ojciec jest rozsądny.
- Mój ojciec? Nie powiedział Atrus zdecydowanym tonem. Mój ojciec jest szalony.
Odwrócił się i ujrzał w oddali, za kopcem świątynnym, drugi cypel.
198
- Co tam jest? spytał, próbując przypomnieć sobie adekwatny fragment książki Gehna.
-
Tam
mieszkają członkowie cechu. Tam mamy swoją enklawę.
Myśl, że Catherine mieszka sama z dziewięcioma mężczyznami, z jakiegoś powodu zaniepokoiła go.
- Czy oni są& tacy jak ty?
Roześmiała się, a potem poklepała trawę.
- Co to znaczy: tacy jak ja? Młodzi?
Zamierzał wzruszyć ramionami, ale po chwili skinął głową.
- Nie odparła. Większość z nich jest stara& starsza nawet niż mój ojciec.
To chyba odpowiada Gehnowi. Dzięki temu są bardziej posłuszni. Z wyjątkiem Eavana.
-
Eavana?
Skinęła głową i przez chwilę zagryzała wargi.
-
Był moim przyjacielem. Tym, którego poświęcił Gehn.
Atrus
wpatrywał się przez chwilę w ciemną szczelinę w pniu.
-
Kochałaś go?
-
Kochałam? powtórzyła zdziwiona, ale po chwili skinęła głową. Był dla mnie jak brat, równie
bliski jak Carel i Erlar. Kiedy pozostali członkowie cechu wzięli go&
- Przepraszam powiedział, kiedy zamilkła. Czuję się w jakiś sposób odpowiedzialny.
- Nie powinieneś. Spojrzała na niego ostro. Ostatecznie nie był dla ciebie zbyt dobry, prawda?
Co to za ojciec, który więzi własnego syna?
-
Skąd tyle wiesz? spytał Atrus.
-
Ponieważ twój ojciec mi mówi odparła odwracając wzrok. Och, o niektórych rzeczach mówi mi,
nawet o tym nie wiedząc. Lubi mówić do siebie i czasami się zapomina. Zdarza się, że siedzę w jego
gabinecie i przepisuję książki&
-
Poczekaj
chwilę przerwał jej Atrus. Powiedz mi& dlaczego on to robi?
-
Już ci mówiłam. Twierdzi, że to przyspiesza jego pracę.
- Tak, ale& czego on chce?
Wpatrywał się w nią, błagając o odpowiedz. Powiódł za nią wzrokiem, kiedy próbowała uciec przed
jego spojrzeniem. Wreszcie Catherine się uśmiechnęła.
-
Myślę, że chce nas nauczyć pisać powiedziała prostując się na krześle.
199
- Tak ci powiedział?
Skinęła głową.
-
Ależ to niemożliwe. Nikt oprócz D ni nie jest w stanie pisać. To po prostu nie działa w przypadku
innych osób.
-
Jesteś pewien? spytała wpatrując się w niego z natężeniem.
- To była pierwsza rzecz, jakiej nauczył mnie na temat sztuki, a księgi potwierdzają to. Ich autorzy
piszą o tym wyraznie.
Ku swemu zdziwieniu Atrus spostrzegł, że Catherine odetchnęła z ulgą.
- O co chodzi? spytał, zdumiony jej reakcją.
-
Właśnie sobie pomyślałam& cóż, w mojej książce&
- Twojej książce?
Przyglądała mu się dłuższą chwilę, po czym skinęła głową.
- Czy chciałbyś ją zobaczyć?
-
Dobrze&
- W takim razie chodz powiedziała, wzięła go za rękę i pociągnęła za sobą.
Pokażę ci.
Myśl, że mogłaby napisać książkę, zawsze nieco niepokoiła Katran.
Początkowo ten pomysł ją fascynował i intrygował, a teraz napełniał ją przerażeniem, kim bowiem
była, jeśli potrafiła wyczarowywać swoje marzenia z atramentu i papieru?
Zwykłą mrzonką, kolejnym wytworem bujnej wyobrazni Wszechmocnego Gehna!
Odwróciła się i spojrzała w głąb ocienionej chaty na syna Gehna, Atrusa, który siedział po turecku na
wąskim łóżku i czytał książkę.
Tak
różny od ojca, taki&
Taki
szczery.
Ponownie
spojrzała na młodego człowieka, zdziwiona uczuciem zakłopotania, w jakie wprawiała ją jego
obecność. To była&
Atrus
podniósł wzrok znad książki, napotkał jej wzrok, a Katran momentalnie zrozumiała, co w nim tak
bardzo ją uderzyło. Dobroć, prosta, naturalna dobroć.
- To bardzo piękne stwierdził. Nigdy nie czytałem nic podobnego. To jest jak& noc na pustyni&
pełna gwiazd.
Katran
podeszła i usiadła obok Atrusa.
200
- Twój styl pisarski& cóż, jak już powiedziałem, jest cudowny, poetycki.
Jednak obawiam się, że pod względem praktycznym, aż roi się od sprzeczności.
Aamie chyba wszystkie zasady pisarskie D ni. Nie ma żadnej struktury, architektury.
A niektóre z tych symboli& Nigdy wcześniej ich nie widziałem. Nawet nie jestem pewien, czy
cokolwiek znaczą. Gdzie się ich nauczyłaś? Gehn nigdy mi ich nie pokazywał.
Catherine
wzruszyła ramionami.
-
%7łeby takie miejsce miało istnieć& - Atrus westchnął, a potem zamknął
książkę i oddał kobiecie. Obawiam się, że by nie funkcjonowało, ale jego obraz działa na mnie
bardzo inspirująco.
Przesunęła palcami po cytrynowej okładce. Widniejące na niej zielone i jasnoniebieskie plamki
zawsze przywodziły jej na myśl trawę, wodę i górujące nad wszystkimi żółte słońce.
- To jest dobre powiedziała. To jest jak sen.
Atrus
wpatrywał się w nią, nic nie rozumiejąc.
- Kiedy tam wchodzę&
-
Ależ to niemożliwe&
- Tam było zupełnie tak, jak w moich snach powiedziała odwracając się od niego znowu.
- Nie odparł stanowczo, odbierając jej książkę. Ten świat po prostu nie może funkcjonować.
Pisanie jest czymś innym. To nauka, precyzyjnie ustalone równanie słów.
Catherine
nachyliła się nad nim, otworzyła książkę i wskazała na stronę opisującą po prawej. Była tak ciemna,
że Atrus uznał ją za pustą. Coś jednak na niej było.
Spojrzał na kobietę.
-
Chcę, żebyś zobaczył ten świat.
- To jest& - powiedział ciszej, niemal szeptem. W tym samym momencie położyła dłoń Atrusa na
ilustracji, uśmiechnęła się, a po chwili jej uśmiech rozpłynął
się w powietrzu, kiedy Atrus się połączył.
201
20
Niemożliwe.
Atrus
znalazł się w olbrzymiej, stożkowatej misie mroku. W połowie misy, dokładnie ze środka otworu o
średnicy mili, który przewiercał ją na wylot, tryskał słup wody szeroki jak rzeka. Woda waliła w
górę, aż niknęła z oczu. W miejscu, gdzie wyłaniała się z błyszczących głębin, tryskał snop
krystalicznego światła, jarzący się jak płomień.
Atrus
chłonął ten widok oniemiały.
Tuż obok niego przefrunęły duże owady podobne do świetlików, o przezroczystych korpusach,
mieniących się czerwono i złoto. Ich ruchy przywodziły na myśl raczej ryby niż owady. Atrus
spojrzał w dół, chcąc strzepnąć jednego z owadów i zobaczył ze zdumieniem, jak ten przenika przez
jego nogi i formuje się na powrót po drugiej stronie niczym bańka mydlana. Inne stwory, o nie mniej
fantastycznych kształtach wyposażone w długie, migotliwe pióra i wachlarze, ekstrawaganckie
grzebienie lub ogony niczym złote łańcuchy trzepotały i szybowały wśród północnego krajobrazu,
łącząc się ze sobą i przepoczwarzając, stale w ruchu, stale w procesie przemiany.
- To musi być sen, nie sądzisz? powiedziała Catherine stając obok Atrusa.
W powietrzu unosił się zapach cytryn, a także delikatny aromat sosen i cynamonu.
Atrus
przytaknął z roztargnieniem, śledząc wzrokiem jednego ze świetlików.
Patrzył zafascynowany, jak owad wtapia się w skałę, a potem się od niej odrywa.
Jasne ślady, które zostawił na czarnej powierzchni, pulsowały przez chwilę, po czym zniknęły.
Sama
skała też była niezwykła. Lśniła szkliście, jakby składała się z żelatyny, a przy tym miała ciepłą
fakturę drewna. Co najdziwniejsze, pachniała różami i kamforą.
Wszędzie, gdzie spojrzał, kształty zlewały się ze sobą, a bariery, które zazwyczaj rozdzielają
przedmioty, rozpływały się jak we śnie.
202
Atrus
[ Pobierz całość w formacie PDF ]