[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ochrona Fontanny grała kluczową rolę przy zawarciu paktu vontorskiego dwadzieścia pięć tysięcy
lat temu - powiedział Darima. - Huttowie zobowiązali się ją chronić. W zamian nasz lud oraz
Niktowie przyrzekli wieczne poddaństwo. Huttowie nie ochronili Fontanny. Jeśli nie robią tego, co
do nich należy...
Teraz to Jaina otworzyła z wrażenia usta.
- Jeśli nie robią tego, co do nich należy, to umowa jest nieważna i Huttowie stracą
niewolników, których mieli od dwudziestu pięciu tysięcy lat. No dobra, chyba już rozumiem,
dlaczego wszyscy są tak zdenerwowani. - Wyglądała na równie oszołomioną jak Lando.
- Pakt stanowi, że w przypadku zbezczeszczenia Fontanny potrzeba co najmniej dwóch
przybyszów spoza planety do wydania osądu, jako że zarówno Huttowie, jak i Klatooinianie są
stronami w ewentualnym sporze.
- Och, daj spokój, Darima, na pewno znajdzie się ktoś inny.
Kanclerz popatrzył na niego spokojnie.
- To terytorium Huttów, Lando. Przylatują tu istoty, które prowadzą z nimi interesy.
Zdarzają się też takie, które przybywają zobaczyć Fontannę, ale tych jest niewiele. Wy dwoje
zjawiliście się akurat w dniu, w którym doszło do profanacji. I chociaż sam nie wierzę, że to
mówię... ufam ci, że sprawiedliwie wysłuchasz obu stron. To samo mogę powiedzieć o Jedi, nawet
takim, którego nigdy wcześniej nie spotkałem.
Jaina i Lando wymienili spojrzenia.
- Daj nam chwilę - poprosił Lando.
- Oczywiście. - Ornate posłusznie wyciszyła dzwięk.
- Nie chcę się w to mieszać - powiedział Lando do Jainy. - Jestem za tym, żeby ich zostawić
i lecieć do Luke a.
- Ja też bym była za tym, gdyby nie fakt, że od tego zależy wolność całej rasy - odparła
Jaina. - Twój przyjaciel ma rację. To nie jest miejsce, które przyciągałoby porządne i uczciwe
istoty. Każdy inny, kogo znajdą, będzie myślał tylko o tym, co mu się bardziej opłaca. Huttowie na
pewno wygrają.
- A ty potrafisz być bezstronna? - wyraził wątpliwość Lando. - Załóżmy, że Huttowie
udowodnią, że zrobili wszystko, co mogli. Będziesz umiała spojrzeć Klatooinianom w oczy i
powiedzieć im, że dalej mają żyć w niewoli?
Spodziewał się jakiejś opryskliwej odpowiedzi z jej strony. Tymczasem ona spuściła głowę,
kierując wzrok na swoją lewą rękę. I wtedy zauważył, że nie ma na niej pierścionka
zaręczynowego. Nagle zrozumiał, dlaczego jest taka przybita.
- Ostatnio podejmuję wiele trudnych decyzji, kierując się tym, co według mnie jest słuszne,
Lando. Decyzji, których nie chciałam podjąć - powiedziała cicho. - Jestem Mieczem Jedi. Stoję na
straży sprawiedliwości... podobno. Jeśli Huttowie naprawdę dotrzymali swojej części umowy, to
moja odpowiedz brzmi: tak. Będę potrafiła spojrzeć Starszyznie w oczy i powiedzieć im o tym.
- Naprawdę wolałbym tego nie robić.
- To nie rób. Wez Aowcę Asteroid i leć za Lukiem do Otchłani. Mam nadzieję, że ja też
tam wkrótce dotrę. Będę jednym z sędziów, a na drugie miejsce znajdą kogoś innego. Naprawdę nie
ma sprawy. - Patrząc na nią, widział, że mówi szczerze. Podjęła decyzję za siebie i pozwalała mu
podjąć taką, która będzie dobra dla niego.
- Czasami zdecydowanie za bardzo przypominasz swoją matkę, wiesz? - mruknął. -
Cholerni dyplomaci. - Westchnął ciężko i skinął na Ornate, która ponownie włączyła dzwięk.
- W porządku, Darima. Macie swoich dwóch sędziów.
ROZDZIAA 19
Klatooine
Lecąc małym skiffem ponad powierzchnią planety, Lando i Jaina mogli się sami przekonać,
że Mun i Kanclerz Kedari nie przesadzali. Jeśli już, to raczej bagatelizowali rozmiary zajść. Stolica
była otoczona przez statki rozmieszczone zarówno na powierzchni, jak i w powietrzu. Dokoła
kłębiły się maleńkie sylwetki uzbrojonych strażników i Jaina wzdrygnęła się mimowolnie.
Lando zauważył ten niekontrolowany odruch.
- W porządku?
- To wygląda zupełnie jak to, co Mando robią teraz ze Zwiątynią. Jest tylko kwestią
głupiego szczęścia, że i ja nie zostałam tam uwięziona. Wyszłam niecałe pół godziny wcześniej.
- Ha! Może stary Darima miał rację. Może naprawdę zesłali nas Przodkowie.
- Chciałabym, żeby Przodkowie zesłali raczej kogoś, kto skopie Daali tyłek... - Jaina
westchnęła i poruszyła się niespokojnie na fotelu pasażera.
- Jesteś po prostu podminowana, bo nie siedzisz za sterami.
- To też. Nie mogę uwierzyć, że mamy słuchać Huttów i Sithów, a na koniec będziemy
musieli opowiedzieć się po którejś ze stron.
- No cóż, powiem tak: znałem para Huttów, którzy byli porządnymi istotami. Ale musimy
spróbować zachować bezstronność.
- Moglibyśmy rozwalić jednych i drugich. To by było sprawiedliwe - stwierdziła z
uśmiechem Jaina.
- Nie kuś. Zbliżamy się już do Fontanny. Pałac jest tuż obok. Przyjrzyj się. Piękna rzecz, co?
Po tym, jak zobaczyła Treemę, Jaina wolała odwracać wzrok, teraz jednak posłuchała
Landa. I oczy wyszły jej na wierzch.
- Eee... Lando! Sam się przyjrzyj.
Gdy to zrobił, z ust wyrwało mu się barwne przekleństwo. Pod nimi znajdowała się
Fontanna Przedwiecznych Huttów, lub po prostu Przedwiecznych, w zależności od tego, z kim się
rozmawiało. I Jaina musiała przyznać, że jest piękna. Znacznie mniej piękny był za to tłum, który
się wokół niej zgromadził. Złożony był z Klatooinian, którzy w tej krytycznej chwili chcieli dostać
się jak najbliżej tego świętego zjawiska, stanowiącego tak ważny element ich kultury i historii. Tyle
że było ich zbyt wielu; ogromna ciżba przepychających się, napierających istot.
- Muszą ich być tysiące - powiedziała Jaina i natychmiast się poprawiła: - Dziesiątki tysięcy.
- A za parę godzin będą setki tysięcy - dodał Lando. - Nawet jeśli stan wyjątkowy oznacza
wyłączenie głównych kanałów łączności, Klatooinianie mają swoje sposoby przekazywania
informacji.
Lecieli w milczeniu, kierując się w stronę dużego lądowiska pałacu. Tam czekał na nich
Kanclerz Kedari z kilkoma asystentami. Na żywo wydał się Jainie znacznie mniej onieśmielający.
Był niższy, niż się spodziewała, wspierał się ociężale na pięknie rzezbionej lasce, a jego język ciała
sugerował, że jest bliski załamania. Jaina wcale mu się nie dziwiła. Nie potrafiła sobie wyobrazić,
jak ona by zareagowała na zbezczeszczenie czegoś, co stanowiło część jej tożsamości. I tak już
ciężko przeżyła zerwanie zaręczyn.
- Witajcie. Jesteście tutaj oboje bardzo mile widziani - powiedział Darima. - Normalnie
witałbym was z większą pompą, ale, jak chyba zdążyliście już zauważyć, liczy się czas. Musimy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]