[ Pobierz całość w formacie PDF ]
90
anula
ous
l
a
and
c
s
Nawet gdyby znalazła w sobie odwagę, nawet gdyby on ją
przyjął, byłby rozczarowany. Mógłby też poczuć obrzydzenie na
widok jej blizn. Nie, nie zniosłaby obrzydzenia w jego oczach.
- Dopiero od niedawna Cleo czuje się lepiej - powiedział Ronan,
przerywając jej myśli.
- Czy Wakefield spodziewa się, że będziesz działał przeciwko
niemu? Po tym, co zrobił twojej siostrze...
- Nie może mieć pewności, że o tym wiem. Cleo przecież mogła
mi się nie zwierzyć. A już na pewno nie wie o ciąży. Ale moim
obowiązkiem jest powstrzymać go, zanim skrzywdzi kolejną osobę.
Teraz rozumiała jego obsesję. I to, że w niej widział następną
bezbronną kobietę. Pewnie przypominała mu jego siostrę. Dlatego
chciał jej pomóc. Z litości.
91
anula
ous
l
a
and
c
s
ROZDZIAA SZSTY
Marina dopłynęła do środka basenu i zanurzyła się. Czas
wychodzić. Ronan miał wrócić do domu dopiero za parę godzin, ale
zawsze wolała kończyć zalecone przez fizjoterapeutę pływanie przed
jego powrotem.
Gdy znów się wynurzyła, pojawiła się przed nią pięknie
uformowana ręka. Spojrzała w górę i aż zabrakło jej tchu, gdy
zobaczyła, jakim wzrokiem Ronan się w nią wpatruje.
- Wychodz - mruknął gniewnie.
Ignorując jego wyciągniętą rękę, popłynęła na drugą stronę
basenu, jak najdalej od niego.
- Jeszcze nie skończyłam - wydyszała. Jeżeli nadal będzie
pływać, Ronan w końcu zapewne odejdzie.
- Owszem, skończyłaś. Pani Sinclair mówiła, że jesteś tu już od
czterdziestu minut.
- Twoja gospodyni mnie szpieguje? - Marina lubiła tę kobietę,
łatwą we współżyciu i rozsądną, i poczuła się rozczarowana.
- Nie mów głupstw. Po prostu zauważyła, jak idziesz na basen i
martwiła się, czy takie długie pływanie ci nie zaszkodzi. Wie, że
dopiero wracasz do zdrowia po wypadku.
Marina poczuła się głupio. Zaczęła wyciskać wodę z włosów,
żeby nie patrzeć na Ronana.
- Za minutkę będę gotowa - powiedziała. - Porozmawiamy w
domu.
92
anula
ous
l
a
and
c
s
- Wychodz. - Tym razem to był rozkaz. - Popatrz tylko, jak
ciężko oddychasz. Musisz odpocząć.
Niestety miał rację. Ale brak tchu spowodowany był także
wrażeniem, jakie na niej wywierał.
- Powiedziałam, że zaraz kończę. - Gdyby wreszcie sobie
poszedł, miałaby trochę prywatności. Już było wystarczająco zle, gdy
pływała w publicznym basenie i obcy przyglądali się jej bliznom. Nie
chciała, by teraz i Ronan je widział.
- Marina. - Jego głos był niski jak grzmot. - Wez mnie za rękę i
pozwól, bym ci pomógł. Bo inaczej sam po ciebie przyjdę.
Gdy jeszcze się wahała, zaczął rozpinać koszulę.
- Okay! - krzyknęła ze złością. - Już wychodzę. Wyszła po
drabince na uginających się nogach.
Rzeczywiście przeliczyła się z siłami. Mimo to ruszyła do
leżaka. Ale Ronan zdążył przed nią i teraz szedł do niej z rozłożonym
ręcznikiem.
Zastygła, gdy przesunął po niej spojrzeniem, krótko, ale ze
zrozumieniem. Zaczerwieniła się, uświadamiając sobie, co zobaczył.
Uniosła głowę i spojrzała mu w twarz. Z jego miny nie mogła nic
wyczytać, ani obrzydzenia, ani litości. Tylko oczy miał pociemniałe.
Zapewne nie znosi, gdy ktoś mu się sprzeciwia.
Nic nie powiedział, a ona była za dumna, by komentować swój
wygląd. I wyłącznie duma pozwalała jej utrzymać się na nogach.
Pływanie i ta głupia konfrontacja całkowicie pozbawiły ją sił.
93
anula
ous
l
a
and
c
s
Zachwiała się. Ronan w jednej chwili był przy niej i już brał ją
na ręce.
- Zostaw mnie. Mogę sama iść - mruknęła.
- Nie ma takiej potrzeby. - Przygarnął ją mocniej i ruszył do
domu.
Czuła jednocześnie podniecenie i strach. Musi jakoś się
opanować.
- Ronan - powiedziała tak spokojnie, jak tylko mogła. - Miałeś
rację. Powinnam była wcześniej wyjść z basenu. Ale nie musisz mnie
nieść.
- A może lubię cię nosie? - powiedział szorstko. - Nie
pomyślałaś o tym?
Nie pomyślała. Nie wierzyła, że mówi prawdę. Umysł jej się
gotował na myśl o takiej możliwości.
Zaryzykowała spojrzenie na jego twarz, ale zobaczyła tylko
zaciśnięte usta, świadczące o zniecierpliwieniu.
Kłopot polegał na tym, że w jego ramionach czuła się hołubiona,
kobieca.
Z westchnieniem poddała się nieuniknionemu. Oparła głowę na
jego ramieniu i zamknęła oczy.
Wszedł do jakiegoś pokoju. Otworzyła oczy. Zobaczyła znajome
stiuki na suficie. To była jej sypialnia. Ronan podszedł do łóżka i
niemal rzucił ją na nie.
- Do diabła, Marina, co ty sobie myślałaś? A może w ogóle nie
masz zwyczaju myśleć? - Pochylał się nad nią, oczy ciskały
94
anula
ous
l
a
and
c
s
błyskawice. - Nie zdajesz sobie sprawy, że mogłaś sobie zaszkodzić?
Z powrotem zniszczyć to, co naprawili chirurdzy?
Otworzyła usta, ale nie przedostało się przez nie żadne słowo.
Zaskoczył ją gniew Ronana, zwykle tak uprzejmego. Do tej pory była
ciekawa, co kryje się pod tą spokojną twarzą. Teraz już wiedziała.
Promieniowała z niego czysta, nieposkromiona furia. Stał na
rozstawionych nogach, w pozie typowego macko. Zaciskał i otwierał
pięści, jakby szukał czegoś, co mógłby zgnieść.
A ona go pragnęła.
Otumaniona emocjami, pokręciła głową, usiłując odzyskać choć
trochę zdrowego rozsądku.
- Nic mi nie jest. Po prostu pływałam za długo i...
- I teraz jesteś wyczerpana. Dobrze, że wróciłem do domu
wcześniej, bo inaczej pewnie bym cię znalazł pływającą twarzą w dół.
- Och, nie bądz śmieszny - parsknęła.
- Zmieszny? - Pochylił się i rzucił jej wściekłe spojrzenie. - To ty
byłaś śmieszna, gdy nie chciałaś wyjść z wody.
- Potrafię sama podejmować decyzje. Może tego nie zauważyłeś,
ale jestem dorosłą kobietą.
- Och, zauważyłem. - Przesunął spojrzeniem po jej twarzy,
potem po figurze, aż do nóg.
Natychmiast puls jej przyspieszył, oblał ją war, brodawki piersi
się naprężyły.
- Pewnie wolałaś zamęczyć się w wodzie niż pozwolić, żebym to
zobaczył?
95
anula
ous
l
a
and
c
s
Rozstawił palce i całą dłonią, solidną i ciepłą, przykrył blizny.
Przesuwał ręką po nodze, głaskał to, co tak uparcie starała się
przed nim ukryć.
- Przestań! - wybuchnęla.
- Dlaczego? - Patrzył jej w oczy, odczytując emocje, których nie
potrafiła ukryć. - Marina, musisz się z tym pogodzić. Teraz są częścią
ciebie i musisz się nauczyć z tym żyć.
W oczach stanęły jej łzy czystej furii.
- Ty arogancki łajdaku! Myślisz, że o tym nie wiem? %7łyję z nimi
od miesięcy. Jak mogę o nich zapomnieć, kiedy widzę je za każdym
razem, gdy biorę prysznic? Za każdym razem, gdy się ubieram? A gdy
czuję się gorzej, przypominam sobie...
Nie mogła dalej mówić. Zalała ją fala wspomnień. Ostatni raz,
gdy widziała ojca żywego. Pisk opon ciężarówki, która pędziła prosto
na nich po mokrej szosie, szalone obroty ich samochodu...
A teraz ten mężczyzna, który nic nie wie o bólu utraty ukochanej
osoby ani co się czuje, będąc zeszpeconą tak jak ona, ma czelność
prawić jej kazania tylko dlatego, że chciałaby zachować choć trochę
poczucia godności.
Rzuciła mu miażdżące spojrzenie. W tej chwili nie wiedziała,
czego bardziej pragnie: zostać z nim na zawsze, czy też nigdy więcej
już go nie zobaczyć.
- Nie rozumiesz - szepnęła drżącym głosem.
- Och, kochanie, doskonale rozumiem. - Pochylił się niżej i
musnął ją palcami po policzku.
96
anula
ous
l
a
and
c
s
W jego głosie i tej leciutkiej jak piórko pieszczocie była
ogromna czułość. I tym musi się zadowolić. Nic więcej od Ronana nie
dostanie. Zarzuciła mu więc ręce na szyję, uniosła się i pocałowała w
usta.
Ale nie był to wyraz odwzajemnionej czułości. Tym
gwałtownym, rozpaczliwym pocałunkiem wyrażała całą kotłującą się
masę sprzecznych uczuć, które nią miotały: gniew, lęk, żal, tęsknotę.
A on pozwalał się całować, nawet dla jej wygody lekko pochylił
głowę. Jednak nie oddawał pocałunku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]