[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przejawiając czarny humor, pomachałam mu ręką.
Nie można powiedzieć, żeby smok ucieszył się z okazanej mu ten sposób uwagi.
Podskoczywszy na sążeń, gad zaczął wywijać po polanie, jak mysz na rozgrzanej patelni.
Zdrapać mnie łapami nie mógł, ogonem także nie mógł dosięgnąć, a ogniem pod takim kątem nie
mógł we mnie plunąć. Ale kto powiedział, że nie próbował?!
Kurczowo trzymając się rękami, rozbieganym wzrokiem wodziłam po jego potylicy. Nie
wiadomo gdzie, może, trochę wyżej i bardziej na lewo.. Aha!
Cztery samorodne kryształy, rozmiaru małego palca, zebrane razem na podobieństwo kwiatu z
jednym wypadniętym płatkiem. Prawie zlewające się barwą z łuską, ale z rzadka dyskretnie
pulsujące niebieskawym światłem. Szafiru? Turkusu?
Uniósłszy się w strzemionach , prawie mogłam dosięgnąć do nich ręką. I niemal mi się udało,
gdy nagle smok chlasnął skrzydłami i wzbił się w powietrze.
Nie mogłam powiedzieć, żeby to okazało się dla mnie takim wielkim wstrząsem. Kilka razy
toczyłam się na smokach prawda jest jednak taka, że wtedy właściwie mnie wożono, a nie
próbowano strząsnąć. Jadąc wierzchem na tak dużej istocie, czujesz się bardziej bezpieczna,
aniżeli na takiej miotle, gdyż ona nie może manewrować z szybkością wrony. Nawet zaczynało
mniej trząść a rozmyte skrzydła i ciemność ukrywały przede mną oddalającą się szybko ziemię.
Moja ręka zamarła w odległości jednej piędzi29 od celu. Leszy tylko wie, co to za amulet! A
jeśli na amulet jakiś mądrala, taki jak ja, położył ochronne zaklęcie? Albo, jeszcze gorzej, amulet
nie daje smokowi w spokoju spoczywać na dnie jeziora w zgodzie z aksjomatem Oleszera? Bez
niego gad natychmiast skorzystałby z okazji bultnąć do jeziora nie wiadomo z jakiej wysokości?
Amulet ponownie zapulsował. Ale w odwrotnym kierunku, nadchodzący skądś z zewnątrz.
Zewnętrzny końce kamieni wyraznie rozbłysły, smużki płomyków zbiegły się do jednego punktu
i jak gdyby wsiąkły w środek amuletu.
Smok zadrżał. Drżenie ustało, stworzenie wyrównało lot i zawisło w powietrzu, miarowo
podnosząc i opuszczając skrzydła. Powoli obróciło w moją stronę głowę, zimno i pogardliwie
zmrużyło rozumne, żyjące oczy.
To znowu ty, wiedzmo! Strasznie mi się już sprzykrzyłaś&
Nie zdążyłam się zdziwić, gdy poczułam, że między nami zaczyna gęstnieć już nie płomień,
lecz magia. Silna, mroczna i zła, współzawodniczyć w której z wyraznie zabezpieczonym przed
zranieniem smokiem, było jeszcze mniej efektywne, niż z krzykiem sio! machać na niego ręką.
Długo się nie namyślając, wczepiłam się w amulet i z całych sił pociągnęłam.
Wyszedł niespodziewanie lekko, od pierwszego szarpnięcia cienki drut z czarnego metalu, o
długości dwóch piędzi. Palił dłoń, a w następnej sekundzie stał się zimniejszy od lodu.
Zapach rozkładu nasilił się gwałtownie.
Cudzy rozum z nienawiścią i rozpaczą zaczął miotać się w martwym ciele, ale utrzymać go
samą siłą woli nie był w stanie.
Oczy zgasły. Smok konwulsyjnie wygiął się, ledwo nie złożywszy się wpół, potem zwiotczał i
runął w dół, jednocześnie spadając na plecy. Nie życzyłam sobie stworzyć z nim kompani,
przedkładając indywidualny pomnik od niejasnego określenia: tutaj oto, u nas smok wiedzmę
na placek rozgniótł, tak i nie odkopali! I, zaparłszy się nogami, z całych sił odepchnęłam się i
skoczyłam gdzieś w bok.
Cios przyszedł w lewą skroń. Przyniosła go ziemia, a nie woda, zagadnienie wesela rozwiązało
by się samo. tak mi zaledwie zrobiło się ciemno przed oczami, chrupnęło w szyi i z
przerażeniem poczułam, że tracę świadomość...
29
Piędz rosyjska dawna jednostka miary określana jako odległość między końcami kciuka i palca środkowego.
Od 1835 była równa 7 cali angielskich (17,78 cm ). W dawnej Polsce jej wartość, zróżnicowana lokalnie, wynosiła w
zależności od regionu: 1 piędz = 1/3 łokcia H" 19,8 cm lub 1 piędz = 3/4 stopy H" 22,3 cm
... Nie pamiętam, jak wynurzyłam się i dotarłam do brzegu, ale ostatecznie oprzytomniałam już
na nim. Obok, przygarbiwszy się, siedział czarny, krępy pies. Z jego brody i oklapniętych
koniuszków uszu kapała woda. Pochwyciwszy moje stosunkowo przytomne spojrzenie,
niespodziewanie otworzył szeroko paszczę i w uśmiechu wywalił jęzor, zerwał się i z poczuciem
dobrze spełnionego obowiązku, pobiegł truchtem do wody. Zatrzymał się na skraju jeziorka,
westchnął z poczuciem szczęścia, zanurzył mordę w wodzie i... zaczął bezdzwięcznie ściekać w
nią, przeobrażając się w czarne, śliskie stworzenie.
Odzwierny wrócił na swoje legalne miejsce.
Podniosłam do oczu rękę, w której przez cały czas trzymałam zaciśnięty w pięści amulet,
przyjrzałam się i z nerwowym chichotem znowu ją opuściłam. Brakowało jednego kamienia, w
oprawie zostało puste gniazdo z rozgiętymi zębami, i mogłam przysiąc, że właśnie ten jeden
odpowiadał za bezgłośny wylot smoka z jeziora. Magowi dobrze poszczęściło się z tutejszymi
niewdzięcznikami, inaczej już dawno temu ujawniliby oni jego stworzenie i zniszczyli.
Z tobą wszystko w porządku?! Welka z rozmachem rzuciła się na kolana, obok mojego,
z dużym prawdopodobieństwem żywego ciała.
T-tak, niepewnie potwierdziłam, nie śpiesząc się wykonać jakiegoś ruchu, żeby potem
nie móc przekonać się z powrotnym, że jednak nie wszystko ze mną w porządku. Smok nie trafił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]