[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drogi i dalej poprzez ostre skały ku stromej rozpadlinie wąwozu.
 Jedzie  stwierdził David.  Jedzie.
Zwolniłem nieco pedał gazu. Wówczas volkswagen przechylił się, zakołysał i runął w
dół. Usłyszeliśmy zgrzytliwy, trzaskający łoskot i odgłos łamania zapory z gałęzi.
 Nie zapali się  zaniepokoiłem się.
Obaj otworzyliśmy drzwiczki, gotowi wysiąść i iść popatrzeć. Wtedy usłyszeliśmy
huk detonacji, po czym kula oślepiającego pomarańczowego ognia wystrzeliła w powietrze.
 Ruszajmy  rzekł cicho David.
Natychmiast zawróciłem i wolno wjechałem z powrotem na autostradę. Potem
zjechaliśmy na lokalną szosę i popędziliśmy ku Rancho Santa Fe tak szybko, jak tylko
pozwalała na to kręta droga.
 I co?  spytałem.  Sądzisz, że policja się na to nabierze?
 Prawdopodobnie. Był księdzem, no nie? I nie miał żadnych wrogów? W
najgorszym razie pomyślą, że został przypadkowo potrącony przez kierowcę, który zbiegł. A
jeśli tak pomyślą, to będą szukać samochodu z uszkodzonym przodem, a nie tylnymi
zderzakami. Osobiście sądzę, że zaliczą to do wypadków drogowych. Księża oraz kobiety w
czasie miesiączki są zawsze najmniej pewnymi klientami dla ubezpieczalni.
 Nie uważasz, że powinniśmy po prostu powiedzieć prawdę?
 Prawdę, chłopie? A jaka jest ta prawda? Prawda jest taka, że zadzwoniłeś do
rzymskokatolickiego księdza w środku nocy i poprosiłeś go, aby przyjechał do twojego domu.
Następnym faktem, jaki wszyscy poznają, będzie to, że ten biedny człowiek został brutalnie
poturbowany i zabity. A jedynymi ludzmi, którzy widzieli się z nim w tym czasie, byliśmy
my obaj. To właśnie, mój drogi, jest prawda. I nie widzę żadnego sądu na świecie, który dałby
choć przez minutę wiarę w naszą opowieść o złym krześle, a ty?
 Nie  zgodziłem się.  Myślę, że masz rację.
 Oczywiście, że mam rację. A poza tym, co za różnica? Obaj wiemy cholernie
dobrze, że go nie zabiliśmy. Dokonaliśmy tylko kremacji okaleczonego ciała. A przeciw temu
nie ma żadnego prawa, moralnego czy innego.
Popatrzyłem na niego. W odbiciu zielonych świateł z tablicy rozdzielczej dojrzałem
jego twarz. Była spocona i napięta.
 Sądzę, że prawo kalifornijskie jest przeciwne prywatnym pogrzebom 
powiedziałem.
David uśmiechnął się ponuro.
 Spróbujmy najpierw uporać się z tym krzesłem. Potem będziemy się martwić o
prawo.
*
Nieco pózniej tego samego ranka pojechaliśmy z powrotem do San Diego. David
zabrał swego rolls royce a ze szpitalnego parkingu i udał się do Presidio Place, żeby wziąć
prysznic i zmienić ubranie. Przyrzekł, że zadzwoni do mnie po obiedzie. Wjechałem na ósme
piętro, żeby zobaczyć, jak się czuje Jonathan.
Leżał ciągle nieprzytomny, zauważyłem, że zmieniono bandaż na jego twarzy i teraz
mogłem widzieć oboje jego oczu. Sara siedziała przy łóżku, drzemiąc. Egzemplarz  Sunset
leżał obok na podłodze, a doktor Suseł w rogu pokoju przygotowywał serię zastrzyków.
 Cześć, kochanie  powiedziałem, całując Sarę w czoło.  Jak tam?
 Bez zmian  odparła zmęczonym głosem.  Wygląda jakby spał i nigdy nie miał
zamiaru się obudzić.
Pochyliłem się nad Jonathanem i patrzyłem na dziecko prawie przez minutę. W
myślach próbowałem zmusić go, aby się obudził.  Obudz się, Jonathanie! Błagam, obudz
się!
Ale on ciągle leżał nieruchomy i blady, z włosami rozrzuconymi na poduszce.
Wszystko, co mogłem zrobić, to odejść od łóżka. Byłem smutny i zniechęcony.
 Doktorze Suseł  odezwałem się.
Lekarz podniósł oczy znad ampułek z antybiotykami i zmarszczył brwi.
 Nazywam się Rosen  sprostował.
 Przepraszam& Pomyliłem pańskie nazwisko.
 Chce pan wiedzieć, jak się czuje pański syn?  spytał.
 Czy jest jakaś poprawa?
 Nie, żadnego polepszenia, ale pogorszenia też nie ma. Jego ciało funkcjonuje
zupełnie normalnie: oddech, bicie serca, funkcje trawienne i tak dalej. Gdyby nie był w stanie
śpiączki, powiedziałbym, że jest niezwykle zdrowym młodym człowiekiem.
 Będzie pan próbował jeszcze jakichś testów pobudzających?
 Tak, oczywiście. Pańska żona opowie panu, jak zeszłej nocy wypróbowywaliśmy
nowy program stymulacyjny. Stroboskopowe światła, muzyka, niewielkie elektrowstrząsy,
cała gama innych stymulantów. Do tej pory, niestety, nie ma żadnej reakcji. Jestem jednak
pewien, że zwyciężymy.
 Może wyszlibyśmy na obiad?  zaproponowałem Sarze.  Zostawimy na
centrali numer telefonu restauracji.
Wstała.
 Myślę, że to dobry pomysł. Tak naprawdę nie jadłam porządnie od dwu dni. Potem
chyba moglibyśmy pojechać do domu na resztę popołudnia i wrócić tutaj wieczorem.
Zawahałem się, myśląc o krześle. Mimo to zgodziłem się:
 Jasne, dlaczego nie? To pozwoli ci odetchnąć. Szliśmy szpitalnym korytarzem,
kiedy nagle podbiegł do nas niski, pulchny mężczyzna z bezładną strzechą czarnych włosów i
w okularach.
 Pan Delatolla?  wysapał.  Cieszę się, że pana znalazłem.
 Tak?
Przewertował plik papierów, które niósł i wyciągnął jedną kartkę.
 Jestem szpitalnym skarbnikiem, proszę pana. John Jarman. Chciałem dać panu
pańskie aktualne rachunki.
Wziąłem rachunek i spojrzałem. Pokój jednoosobowy  pięćset dolarów, dodatkowy
pokój na jedną noc  sto dwadzieścia pięć, opłaty za lekarstwa  siedemset pięćdziesiąt
sześć, opłaty za usługi lekarskie  dziewięćset pięćdziesiąt, opłaty za usługi pielęgniarskie
 trzysta dwadzieścia, opłaty za wyżywienie  siedemdziesiąt osiem i pół dolara.
 Przyniosę panu czek, kiedy wrócę do szpitala wieczorem  stwierdziłem. 
Chyba że życzy pan sobie wcześniej.
 Może być wieczorem, panie Delatolla.
Dzień był jasny, słoneczny, z niewielkimi chmurkami na zachodnim horyzoncie.
Zabrałem Sarę do włoskiej restauracji pod nazwą  Stary Triest w Clairemont, w pobliżu
Starego Miasta San Diego.  Stary Triest bardziej przypomina restaurację nowojorską niż
kalifornijską, z boksami w ciemnej tonacji, w których mogą spotykać się kochankowie i
politycy. Wypiliśmy butelkę orzezwiającego, wytrawnego Corvo i zjedliśmy cielęcinę. Nie
rozmawialiśmy zbyt wiele.
 Naprawdę chcesz wrócić do domu?  Spojrzałem na Sarę.
 Jest tam krzesło?  spytała. Kiwnąłem głową.
 Nie mogę go ciągle unikać  powiedziała.  Muszę kiedyś stanąć z nim oko w
oko. Oboje musimy.
 Gdybym wiedział, czego chce, przynajmniej mógłbym jakoś zareagować. 
Zamyśliłem się, odkładając nóż i widelec.
 Ciągle uważam, że powinniśmy zadzwonić do ojca Corso  stwierdziła Sara.
Pociągnąłem mały łyk wina i opuściłem głowę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl