[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go w ogara, nie dając mu szansy, by wypełnił przeznaczenie.
Teraz ważyło się wszystko - przeszłość, przyszłość, życie jego
i wszystkich, których kochał. Nie chciał zawieść. Pomyślał o zmie
niającym się obrazie z pocztówki - od porwania do rzezi. Historia
rozwijała się na jego oczach i to na nim spoczywała odpowiedzial
ność za zachowanie nienaruszonego ciągu wydarzeń. Był wilkiem,
Strażnikiem Otchłani. Stróżem Czasu. Wciąż obserwował Romu
lusa, który zszedł z podium w asyście dwóch wartowników. Naj
pewniej były to ogary. Gdzie może być Tala? Na pewno trzyma ją
w pobliżu.
- Ktoś idzie - rzuciła Bliss ostrzegawczo.
Lawson skinął głową, gotów natychmiast powalić każdego,
kto wszedłby do pokoju.
- No i jak wyglądam? - zapytał Malcolm. Miał na sobie weł
nianą togę z czerwonym rąbkiem; była krótka, wyraznie uszyta
na dziecko i nie całkiem przesłaniała jego sportowe buty. - Faj
nie, co? - Pozostali przebrali się podobnie. - Sprawdziliśmy przez
okno. Z okazji festynu wszyscy noszą się na czerwono.
- Proszę - powiedział Edon, podając złożone stroje Lawso-
nowi i Bliss. - Idzcie się przebrać.
Kiedy cała grupa była już stosownie wystrojona, Lawson zwo
łał ich razem i przedstawił swój pomysł na zachowanie właściwe
go porządku wydarzeń.
- Pamiętajcie, wszystko musi się wydarzyć dokładnie w ten
sam sposób. Romulus musi dać sygnał.
- Tylko że rozkazy z oculusa każą ogarom porwać kobiety,
nie zabijać - dodała Ahramin. - Zajmiemy się tym.
Ahramin, Edon, Malcolm i Rafe udali się na poszukiwanie
najbliższego oculusa, by zmienić treść polecenia. Bliss wolała
zostać z Lawsonem. Ona jedna wiedziała, że chłopak planuje
coś więcej niż ocalenie biegu historii i uratowanie Tali.
- Nie musisz ze mną iść. Sam poradzę sobie z Romulusem
- powiedział.
- Wiem, że sobie poradzisz. Ale nawet Fenrirowi przydadzą
się przyjaciele, nie?
Przynajmniej tym razem Lawson nie zaprotestował choćby
słowem.
ROZDZIAA 32
liss szła z Lawsonem przez miasto. Wszystkie budyn
B ki wyglądały na prowizoryczne; Rzym, który znała,
pełen był gigantycznych monumentów, bazylik, świątyń i pała
ców. Przypomniała sobie jednak, że znalezli się w epoce początku
miasta, zanim większość znajomych budowli została wzniesiona.
Dziewczyna rozejrzała się po placu, spojrzała na ubitą ziemię
pod stopami. Na rozległej przestrzeni zebrał się ogromny tłum.
Wszyscy czekali na dwukrotny dzwięk rogu, który miał obwieścić
początek consualiów, festynu poświęconego Neptunowi. Czerwo
ne proporce łopotały i trzaskały na wietrze, okoliczne budowle
pokryte były barwnymi malowidłami. Ze ścian ściekała do rynsz
toków zwierzęca krew. Wszędzie panoszyły się muchy.
Rzym cuchnął trupem. Miasto okazało się znacznie bardziej
prymitywne, niż się tego spodziewała. W powietrzu unosiła się
woń kadzidła i dymu z palonych kukieł rzymskich bóstw, wy
mieszana z fetorem ludzkich ciał, pocących się pod wełnianymi
togami. Bliss powoli zaczynała rozróżniać grupy społeczne - bo
gatsi obywatele nosili togi z bawełny, w których było im chłod
niej i wygodniej niż pozostałym, w tym jej samej.
Lawson wyjaśnił, że świątynia, przed którą stoją, to Regia,
Dom Królów. Ruszyli prędko w tamtą stronę, mijając ciągnięte
przez osły wózki ze świeżymi warzywami i owocami. Bliss zgar
nęła z jednego z otwartych koszy daktyl i zatopiła zęby w soczy
stym miąższu. W pewnej chwili wpadł na nią jakiś mężczyzna
i wino z jego drewnianego kubka ochlapało strój dziewczyny.
Gdziekolwiek się obejrzała, widziała żołnierzy przypomina
jących groznych wojowników z jej wspomnień. Starożytne wil
ki były złote i wspaniałe, podczas gdy ogary - odziane w swe
zwykłe zbroje - były ciemniejsze i niższe. Gdy zagłębili się dalej
w tłum, jednego z nich potrąciła.
- Przepraszam - rzuciła szeptem.
Ogar łypnął na nią okiem. Był niski rangą, nosił zbroję wy
konaną z hartowanej brązowej skóry, uformowanej na kształt
muskularnego torsu.
- Zostań tu na chwilę - powiedział.
- Dziewczyna jest ze mną - prychnął Lawson.
%7łołnierz splunął na ziemię, lecz nie sprzeciwił się. Zdenerwo
wana Bliss ruszyła dalej przed siebie, a kiedy zbliżyli się do Regia,
chłopak wziął ją za rękę.
Poruszony i rozkrzyczany tłum zamieniał się w niespokojną,
szukającą zwady ciżbę. Wciąż pojawiali się kolejni żołnierze, zaj
mowali arkady, zbierali się w grupkach na dachach sąsiadują
cych z placem budynków. Ludzie z każdą minutą niepokoili się
coraz bardziej. Bliss poczuła uderzenie łokciem w plecy, przeci
snęły się obok niej dwie kobiety. Zaraz potem przebiegła jeszcze
jedna, również ją potrącając. %7łołnierze obserwowali tłum z bez
namiętnymi, znudzonymi minami.
Obchody miały się lada chwila rozpocząć, w tym samym mo
mencie przebrane za żołnierzy ogary miały rozpocząć rzez kładą
cą kres wilczemu rodowi.
Bliss poczuła silny uścisk na ramieniu. Ogar, którego chwilę
temu potrąciła.
- A, tu cię mam, ślicznotko - uśmiechnął się. - Zostaw tego
frajera i chodz ze mną.
- Daj jej spokój! - warknął Lawson.
- Ech, spadaj! - syknął ogar. - Romulus powiedział, że przed
sygnałem możemy robić wszystko, czego dusza zapragnie... -
Chwycił togę Bliss i szarpnięciem zerwał klamerkę.
Dziewczyna się zachłysnęła, przytrzymała dłońmi poły stro
ju i zwróciła się przodem do ogara.
- Nie, w porządku - rzuciła Lawsonowi, który gotował się
do bójki. Gdyby podjął walkę, dołączyłyby się do niej pozostałe
ogary, a te były przecież gotowe przelać krew. Ahramin i po
zostali chłopcy musieli przedtem zmienić rozkazy - wcześniej
do niczego nie mogło dojść. Nie mogli ryzykować rozdrażnienia
ogarów i żołnierzy.
Spojrzała ogarowi prosto w oczy, w te szkarłatne ślepia ze srebr
nymi zrenicami.
- Zmiesz mi grozić? Czy wiesz, kim jestem?
Ogar spojrzał uważniej i przeszył go dreszcz strachu.
- Nie... to niemożliwe... jak to... - Zadrżał i cofnął się wy
raznie wylękniony.
- Jak ty to robisz? - zapytał Lawson, kiedy natręt zniknął.
- Kim ty jesteś? Nie odpowiedziałaś mi.
Zawahała się, poprawiła togę. Czy mogła wyłożyć na stół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]