[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mężczyzn, którzy już są związani z innymi kobietami?
- zastanawiała się Eve, biorąc prysznic. Najpierw
Travis, teraz David. Chociaż, były to dwa zupełnie
różne przypadki. Tym razem było o wiele gorzej, bo
wiadomość, że David chciał się ożenić z inną, nie
wpłynęła na ochłodzenie jej uczuć. Nadal chciała
budzić się w objęciach Davida i witać go
pocałunkiem. Wybrał ją, a nie Laurę. Chociaż, może
wybierał między Laurą a firmą Henry'ego. Cóż, w
takiej sytuacji ta pani nie miała żadnych szans.
Eve pomyślała, że Travis przypadkowo trafił w
sedno. David miał zbyt dużo do stracenia, nie
zaryzykuje rozstania z żoną. Na pewno pozostanie jej
wierny. Nie złamie zasad, przynajmniej dopóki Henry
ma go na oku. To ona zachowała się jak
rozpieszczone dziecko. Sama ustaliła zasady, a teraz
reguły tej gry przestały jej się podobać. Musiała
dokonać wyboru. Jeśli chciała zachować szacunek do
siebie, powinna
dotrzymać umowy. W przeciwnym wypadku
złamałaby serce Henry'emu i przekreśliła przyszłość
Davida. Nie będzie więcej takich szaleństw, jak
ostatniej nocy. Pora wrócić do ustalonych wcześniej
zasad.
Davidowi zależało, żeby jak najszybciej
porozmawiać z Henrym. Oczywiście, jak na złość
starszy pan pojawił się w sklepie ze znacznym
opóznieniem. Najpierw poszedł na śniadanie, potem
do parku na spacer. David siedział przy swoim stole,
próbując trzęsącymi się rękami naprawić zapięcie
broszki ozdobionej granatami. Kiedy usłyszał
stukanie laski, odłożył narzędzia i odwrócił się.
- Henry - powiedział z ulgą. - Chciałbym przez chwilę
z tobą pogadać.
Henry zatrzymał się obok stołu. Spojrzał na
broszkę i pokręcił głową.
- Jeśli chcesz mojej rady, powiem ci, że chyba pijesz
ostatnio za dużo kawy. Trzęsą ci się ręce.
- To nie z powodu kawy. - David wziął głęboki
oddech.
Był zbyt niecierpliwy, żeby taktownie nawiązać
do interesującego go tematu.
- Chcę zmienić nasze ustalenia w sprawie firmy.
Henry zmarszczył czoło.
- Zdaje się, że już trochę na to za pózno.
O wiele za pózno, ale nie mam innego wyjścia,
pomyślał David.
- Szczerze mówiąc, chciałbym zerwać naszą umowę.
Za jego plecami coś z hałasem upadło na
podłogę. David odwrócił się na krześle. Na podłodze
leżała tacka wyłożona aksamitem. Wokół rozsypało
się kilkanaście pierścionków. Eve stała z
opuszczonymi rękami. Patrzyła na niego z taką miną,
jakby ją uderzył. David szybko wstał
- Eve.
Henry przytrzymał go za ramię. David zdawał
sobie sprawę, że jednym ruchem może zrzucić jego
dłoń. Jednak nie miało to sensu. Słyszał, jak Eve
zbiega po schodach. Już nie mógł jej dogonić. Przed
nim leżały porzucone pierścionki. Przyniosła je, żeby
spróbował zrobić bransoletkę według jej pomysłu.
- Nigdzie nie pójdziesz, mój chłopcze - ponuro
stwierdził Henry. - Wytłumacz mi, o co tu chodzi.
Eve pomyślała, że właściwie powinna czuć ulgę.
David podjął decyzję za nich oboje. Nie będzie
musiała tłumaczyć nic Henry'emu. To nie ona go
rozczaruje. Po tym, co powiedział, czuła się jak
odrętwiała. Czy naprawdę nie mógł znieść dłużej jej
towarzystwa? Nawet firma przestała się dla niego
liczyć. Zrezygnował ze wszystkiego, byle tylko
odzyskać wolność.
Eve wyszła z budynku. Nie mogła znieść
ciekawskich spojrzeń współpracowników. Nie chciała
patrzeć na cierpienie Henry'ego. Nie miała też
ochoty siedzieć samotnie w pustym mieszkaniu.
Nieświadomie skierowała się do muzeum historii
naturalnej. Chodziła zamyślona wśród gablot pełnych
minerałów. Zobaczyła swoje odbicie w jednej z szyb.
Była blada, miała podkrążone oczy, jej ręce drżały
chorobliwie.
Spojrzała na dłoń. Platynowa obrączka błyszczała
na paku. Do dziś Eve nie zdjęła jej nawet na chwilę.
Teraz powoli ją zsunęła. Jeszcze wczoraj żałowała, że
nie ma zaręczynowego pierścionka w tym samym
stylu. Czy tę obrączkę David zrobił dla niej, czy dla
Laury? Przestań się zadręczać. Teraz nie ma to już
żadnego znaczenia, powtarzała sobie z uporem.
Schowała obrączkę do kieszeni, czując, że oto
zamyka ważny rozdział swego życia.
Gdy tylko weszła do mieszkania, zorientowała się,
że nie jest sama. No tak, pewnie David już zaczął się
pakować. Powiesiła płaszcz i weszła do kuchni. Woda
w czajniku właśnie się zagotowała.
- Dzięki Bogu, że już jesteś - powiedział David,
wchodząc. - Już zaczynałem się martwić. Gdzie
byłaś?
Nie powiedziała mu, że teraz to już nie jego
sprawa. Nie widziała powodu, by rozstawać się w
gniewie.
- Nie chcę ci przeszkadzać, gdy będziesz się pakował.
Nie ruszył się z miejsca.
- Eve.
- Zbudowaliśmy domek z kart. Można było się
spodziewać, że tak krucha konstrukcja kiedyś się
rozpadnie. To tylko kwestia czasu - stwierdziła oschle.
Włożyła do kubka torebkę z herbatą i zalała
wrzątkiem. David stał bez ruchu.
- Dlaczego uważasz, że powinienem się spakować?
Kubek o mało nie wypadł jej z ręki.
- Po tym, co powiedziałeś dziś rano Henry'emu,
myślałam, że kazał ci się wynosić, gdzie pieprz
rośnie.
- Nie. Powtórzył mi tylko, że całą naszą trójkę łączy
umowa.
Spojrzała mu w oczy.
- To śmieszne. Nie ma prawa cię do niczego zmuszać,
jeśli chcesz odejść. Nic dobrego nie mogłoby z tego
wyniknąć dla niego, firmy i... dla mnie.
- Ostatniej nocy byłaś innego zdania.
- Co masz na myśli?
- Powiedziałaś, że teraz mam już wszystko, co
chciałem zdobyć.
Wzruszyła ramionami.
- Przecież to prawda. Mogłeś projektować, co tylko
chciałeś. Jako protegowany Henry'ego miałeś
ułatwiony start. W przyszłości przejąłbyś kwitnący
interes.
- A ostatniej nocy zyskałem premię w postaci ciebie.
- Ale mnie nie chcesz, prawda? - spytała, wyjmując
obrączkę z kieszeni. - Proszę.
Nie wyciągnął ręki.
- Dlaczego tak myślisz? - spytał.
Położyła obrączkę na blacie.
- To już chyba nie ma znaczenia - stwierdziła z
goryczą.
Musiała wiedzieć jeszcze jedno.
- Czy tę obrączkę zrobiłeś dla mnie, czy dla niej?
Zamarł bez ruchu.
- Dla kogo?
- Laura Benedict miała zostać twoją żoną w najbliższą
sobotę. Zapomniałeś?
- Ach, więc stąd całe zamieszanie?
- Nie - powiedziała ze złością. - To nie ja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl