[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w tym miejscu pulchny, robota więc szła łatwo. Po skopaniu kawałka, zasadzałem go zaraz
opuncjami. Tylko znoszenie tych kolczastych roślin kosztowało mnie nie tyle zachodu, ile
zadraśnień, bo ostre ciernie kłuły mi ręce i plecy. Aby tego uniknąć, zrobiłem rodzaj sanek z
gałęzi, nakładałem na nie wykopane rośliny i przywłóczyłem do miejsca przeznaczenia. Tym
sposobem co dzień 10 do 12 metrów bieżących zasadzało się żywopłotem, a ponieważ on
trzystu pięćdziesięciu metrów długości nie przechodził, więc w przeciągu miesiąca skończy-
łem zagrodę.
Mimo to kozy trzymałem wciąż zamknięte w oborze, znosząc im trawę. Przykrzyło się
biednym zwierzętom, lecz nie mogłem ich dotąd wypuszczać, dopóki się nie przyjęły rośliny.
Ma się rozumieć, że stajenka znajdowała się wewnątrz ogrodzenia.
Podczas roboty upały były tak wielkie, iż musiałem zdjąć zajęcze ubranie, a przywdziać
dawne. Ale i to nowe tak się podarło, że trzeba było pomyśleć o innym.
Razu jednego, licząc kreski na moim kalendarzu, narachowałem ich 365, a ponieważ rok
był przestępny, zawierający 366 dni, zatem nazajutrz wypadała rocznica przybycia mego na
wyspę, czyli dzień: 23 września 1664 roku.
Postanowiłem go uroczyście obchodzić, a porzuciwszy wszelkie zatrudnienia, poświęcić
go rozmyślaniu. Przysposobiłem trawy dla kóz, aby jutro i tym sobie nie rozpraszać uwagi.
W jakim uczuciu obudziłem się drugiego dnia ten tylko pojmie, co oddalony od rodzinnej
ziemi, od ukochanych rodziców i krewnych, w smutku i samotności dni przepędza.
Od ranka nie wziąłem wcale w usta pokarmu, postanowiwszy pościć dzień cały na pamiąt-
kę okropnych chwil rozbicia, na podziękowanie Stwórcy za cudowny ratunek.
Potem udałem się do mej świątyni i tam u stóp krzyża długo, długo modliłem się ze łzami.
Następnie usiadłszy na ławce kamiennej, począłem wspominać wszystko, co mnie spotkało
od opuszczenia domu rodzicielskiego.
Dostałem się do niewoli w Sale 25 września i morze wyrzuciło mnie na wyspę w tymże
samym dniu. Był to więc dzień jakiś fatalny, czyli jak starzy ludzie nazywają, feralny dla
mnie. Zdawało się, że przez dopuszczenie nieszczęść na mnie w dniu potajemnej ucieczki z
domu kochanych rodziców, Bóg chciał wyraznie mi okazać, iż karze mnie za nieposłuszeń-
stwo.
W pierwszych miesiącach mego wygnania, nieraz z niecierpliwości i tęsknoty bluzniłem
Stwórcy, ale jeżeli mnie jakie pomyślne spotkało zdarzenie, nie pomyślałem wcale, aby po-
dziękować Opatrzności za nie.
Tymczasem przyciśniętemu ciężką niemocą zesłał najmiłosierniejszy Ojciec, cudowny, że
tak powiem, sen, który mnie nawrócił i w innego przemienił człowieka.
Dzisiaj spokojnie spoglądam w przeszłość, terazniejszość i przyszłość. Dziś w każdym
wypadku szukam dobrej strony i wszystko przyjmuję w pokorze, co Bóg na mnie ześle. Nie
narzekam na brak rozmaitych rzeczy, do uprzyjemnienia życia niezbędnych, ale dziękuję za
to, co mi Opatrzność mieć dozwoliła.
Co dzień wstając i kładąc się spać, dziękuję Panu memu za moje położenie, za wytrwałość
w znoszeniu niewygód i natchnienie do pokonywania rozmaitych trudności i nieraz myślę o
tym, że jest bardzo wielu ludzi, którzy doświadczywszy jakiejś przeciwności, wyrzekają z
58
płaczem: o Boże, czyż może być kto nieszczęśliwszy ode mnie! A jednakże, gdyby porównali
los swój z nieszczęściami i przeciwnościami tysiąca bliznich swoich, gdyby rozważyli, co by
się działo z nimi, jeżeliby podobało się Opatrzności wtrącać ich w takie położenie, zaręczam,
że przestaliby narzekać na swą niedolę, z bojazni, aby Bóg w gorszą ich nie wtrącił.
%7łycie moje, kiedym się dobrze nad nim zastanowił, nie było tak opłakane, jakby się to
niejednemu czytelnikowi wydawać mogło. Czy nie zasłużyłem na daleko gorsze położenie?
Wychowany w domu rodzicielskim w zasadach religii i moralności, uczony bojazni Bożej i
wypełniania obowiązków względem bliznich, jakież prowadziłem życie, wyszedłszy w świat?
Czyż żyjąc pomiędzy marynarzami, choć raz zwróciłem myśl ku Bogu? Czyż trudniąc się
plantatorstwem, dziękowałem Stwórcy za urodzaje lub o błogosławieństwo prosiłem? Czyż
choć raz ukorzyłem się przed Sędzią sprawiedliwym, prosząc o przebaczenie popełnionych
błędów?
Aaski doznane od Boga, niemal cudowne, jak na przykład ucieczka z mauretańskiej nie-
woli, przyjęcie przez kapitana portugalskiego, ocalenie życia, wtenczas kiedy wszyscy moi
towarzysze zginęli, świetne powodzenie w pierwszej podróży do Gwinei i podobnież w Bra- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl