[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z bbnów i ódx wychyna na powierzchni. Otwarto ekutil wejSciow i obadwaj oficero-
wie, uzbrojeni w przewyborne szka, obserwowali statek. Przyszli do przekonania, i jest to
parowiec francuski. Zaoga odzi wybiega na pokad. Zawrzaa wSród onierzy radoS.
Wszcz si ruch gorczkowy. Dano okrtowi sygna, eby stan. Zapytano go znakami, co
136
jest za jeden. I potwierdzio si domniemanie, e to transportowiec francuski. Na zapytanie,
dokd jedzie, okrt nie da odpowiedzi. Natychmiast kapitan von Arffberg wyda polecenie.
Zaoga rzucia si do wntrza i marynarze wyspecjalizowani w tej sprawie przygotowali do
rzutu jedn z dwu torped Srodkowych.
Wielkie stalowe cygaro, ów zowrogi statek samopas w wodach chodzcy, o czterdziestu pi-
ciu centymetrach Srednicy, podzielony wewntrznie na liczne oddziay, zawierajce wybucho-
wy adunek stu kilogramów baweny strzelniczej, zaopatrzony w narzdzia, które mu zapew-
niaj utrzymanie si w biegu, prdkoS i kierunek - wyrzucono z oyska. Pogna z szybko-
Sci siedemdziesiciu kilometrów na godzin pozostawiajc po sobie bia strzpiast smu-
g. Parowiec francuski, zdzielony w bok przez torped, podskoczy, zadra, zachwia si na
dwie strony, a wreszcie na bok run. Po chwili sprostowa si znowu. Lecz oto przedni jego
dziób zacz wychyla si z wody, podnosi w gór, a ty i kadub zanurza widocznie i szyb-
ko. Zaroio si na tym okrcie od ludzi. Biegli tam onierze w kitlach czy koszulach, jacyS
cywilni, a nawet kobiety. Rozleg si krzyk straszliwy, gwar tak donoSny, i na odzi podwod-
nej sycha byo pojedyncze sowa. Arffberg i Klang stali nieruchomo na pokadzie swego
statku, przez lornetki obserwujc widowisko.
Trzy odzie zjechay na blokach i linach z owego parowca i plusny w falach. Z pokadu po-
czy pada w odzie ksztaty ludzkie jak tumoki i dziecice jak zawinitka mae. Niby w-
zy szmat runy jedna po drugiej kobiety, które chwyta w powietrzu szereg rk wycigni-
tych w gbi batów. Wnet trzy barki byy pene i poczy ucieka od parostatku pracujc ca
si wiose. Zleciaa szybko w morze jeszcze jedna maa ódeczka, istne cacko dziecice. Do
tej barki dopywali wpaw ludzie, którzy si byli z pokadu w fale rzucili. Docierali do brze-
gów ódeczki i toczyli si do jej wntrza albo obok niej pynli, z krzykiem czepiajc si
burtów i wiose. I ta ódx uciekaa od parowca, który coraz bardziej wykrca si dziobem do
góry, przybierajc postur jakowegoS straszliwego zwierzcia.
Gdy maa ódeczka odpyna daleko, poczli raz wraz skaka z pokadu wprost w wody ofi-
cerowie i wasali si po falach nurzajc si i ukazujc tu i tam, a krzykiem dajc pomocy.
Niektórzy z nich, w liczbie piciu czy szeSciu, wprost na ódx podwodn pynli. Otto von
Arffberg da skinienie, eby ich wyowi. ódx podwodna wykonaa poruszenie w stron gi-
ncego transportowca. Rzucono z pokadu pywajcym marynarzom ratunkowe liny i trzech
najbliszych wy-taszczono na pokad. Wydostali si z nurtów, wlokc za sob strugi wody.
Byli skuleni jak psy, skostniali, zsiniali, niemal czarni. Drc na caym ciele ustawili si
w szereg przy brzegu pokadu, tam gdzie wylexli, nie Smiejc posun si o krok dalej. Salu-
towali dygoccymi rkoma. Kolana ich nóg tuky ci o siebie, a wargi ust latay miotane od
febry. Otto von Arffberg pierwszemu z brzegu zada pytanie w jzyku francuskim:
_ Jak si wasz statek nazywa?
-  Villaret-Joyeuse .
- Skd pyn?
- Z Brestu.
- A dokd pyn?
- Nie wiemy.
- Co wióz?
- onierzy.
- Jakich onierzy?
137
- Nie wiemy.
- Ilu ich byo?
- Nie wiemy.
- A was, zaogi, ilu?
- Czterdziestu.
- Ilu oficerów?
- SzeSciu.
Kade sowo onierz wypowiada bezczelnie, cho wida byo, e kamie w kadej sylabie.
Patrza w oczy ze wSciek rozpacz - zdawao si, e gdyby mu kazano diabu dusz sprze-
da za uratowanie ycia, sprzedaby j bez wahania, a jednak kama bezczelnie. Gdy kapitan
skoczy z pierwszym, zada pytanie drugiemu z kolei:
- Kto zosta na statku?
- Kapitan. - Jak si nazywa kapitan?
- Albert Duval.
- A inni oficerowie?
- Wsiedli do maej odzi z kolei starszestwa. Ostatni nie znalexli ju miejsca.
- Czy jest kto jeszcze na statku?
- Zdaje si, e nie ma nikogo. Sam tylko kapitan Albert Duval.
Trzeci z kolei marynarz jeszcze goSniej ni tamci dwaj wypowiedzia, a raczej wywrzesz-
cza, i statek nazywa si  Villaret-Joyeuse , a kapitan nazywa si Albert Duval - i wszyscy
oficerowie po kolei starszestwa mieli wsiada do odzi, lecz dla starszych ju miejsca nie
byo, jako te dla wielu marynarzy, którzy rzucili si w morze.
Wysuchawszy trzeciego z wyowionych rozbitków, Otto von Arffberg wróci do pierwszego
w tym szeregu i potnym zamachem nogi w brzuch go kopn. Marynarz francuski magn [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl