[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Biegnąc obok toru odczytała napis na tabliczce przyczepionej do wagonu:  Megehua Holliday
Spring (tow.)
 Mam szczęście! Trzeci raz dzisiaj!
Ledwo znalazła się na platformie szarpnęło, to doczepiono elektrowóz. W pobliżu toru
odezwały się głosy. Przycupnęła w swej kryjówce starając się nie oddychać. Głosy minęły ją. Dwóch
kolejarzy szło sprawdzając wagony. Po dojściu do końca składu jeden z nich odwrócił tabliczkę
 Holliday Spring (tow.) Megehua .
Pociąg ruszył, a wraz z nim świnka, przekonana, że już za kilkadziesiąt mil napotka Nasz
Ulubiony Ciąg Dalszy!
6
Starymi uliczkami w stylu ubiegłego stulecia szedł żebrak. Białą laską macał przestrzeń przed
sobą, a gdy dochodził do jakiegoś skrzyżowania, odnajdywał czym prędzej skrzynkę elektryczną,
włączał w nią końcówkę kabla gitarowego, wyciągał mikrokolumnę i śpiewał:
 Ludzie, wszystko to marność, i ja byłem kiedyś hippisem, lecz przeminęło to z wiatrem,
rzućcie mi trochę środków płatniczych!
I wtedy naprzód wysuwało się stworzenie, najwyrazniej współpracujące z żebrakiem, które
trzymało w pysku kapelusz. I sypały się obficie monety, a czasem również banknoty, przy
akompaniamencie serdecznego śmiechu. Towarzyszem wędrówki ex hippisa była bowiem łaciata
świnia.
Miesiąc minął od wydarzeń na farmie, a łaciaty Holding znajdował się dalej od celu podróży
niż w momencie wyruszenia. Upłynęło trochę czasu, parę ładnych godzin, zanim zdążył wysiąść z
pociągu jadącego w przeciwnym kierunku. Potem blisko dwa tygodnie ukrywał się na mokradłach,
nękany przez moskity, musiał jednak odczekać, aż sprawa  wściekłej maciory trochę przyschnie.
Jak się jednak okazało, w okręgu, w którym się znalazł, lokalna sensacja z rejonu
Wildstone Holliday Spring w ogóle nie była znana. Nie zmieniało to faktu, że rodzinne miasto
znajdowało się o około sześćset kilometrów. W momencie przygnębienia, nocując pod murem
starego cmentarza napotkał Bezokiego Sama. %7łebrak śpiewał.
 Wieczna noc jest formą zamkniętą, a w tym jajku ja, Boży wyrzutek, nie wykluję się za jasną
cholerę, gdy składnikiem skorupki jest zło .
Sam postradał wzrok przed laty, gdy pragnąc wydobyć się z narkomanii popadł w alkoholizm
metylowy. Ale nie narzekał na los. W miesiącach chłodniejszych przebywał głównie w swojej
posiadłości, zarabiając latem na jej dość kosztowne utrzymanie.
Docent przystanął zafascynowany śpiewaną ideologią. %7łebrak wyczuł jego obecność.
 Jest tam kto?  zawołał  człowiek& ? Nie, zwierzę& Czworonożne. Pies& Duży
pies& Chodz tutaj, dostaniesz kiełbasy. Dobrzy ludzie dali mi ją& a ja nie jadam takich wulgarnych
wędlin.
Holding, choć w zasadzie roślinożerny, spożył ofiarowane pęto, ale pogłaskać się nie dał. To
znaczy uskoczył, i Sam go zaledwie musnął kostropatą dłonią&
 Dalmatyńczyk albo bokser z ciebie, piesku& No, daj głos! Poznam rasę po głosie. Chyba
żeś kundel.
Oczywiście świnka nie mogła zaszczekać, nawet gdyby chciała.
 No, nie bądz taki dziki& Też pewnie jesteś sierotą& Gdybyś zechciał, połączylibyśmy
siły. Ale do tego musiałbyś umieć nosić kapelusz& Mojego poprzedniego kumpla. Astora, diabli
wzięli& No cóż, nazwałbym cię Astorem II. Zgadzasz się?
Holding nie odpowiedział, ale jego milczenie zostało potraktowane jako znak zgody.
Następny dzień był dla obu początkiem prosperity. %7łebrak nie mógł nadziwić się ludzkiej hojności,
gdy przeliczał zawartość kapelusza&
 I tyle papierowych& Dwójka& Piątka& Cholera, dwie dziesiątki. Przynosisz mi
szczęście, Astorku.
Banknoty były jednakowego formatu. W jaki sposób niewidomy rozróżniał ich nominały,
pozostało dla Williama tajemnicą. Przez pewien czas obawiał się, że ktoś może skojarzyć go ze
wściekłą maciorą, ale nic takiego nie zaszło. A ludzie od dawna przestali dziwić się czemukolwiek.
Zresztą w innej części kraju grasował żebrak, który potrafił nawet żółwia przyuczyć do zbierania
jałmużny, a jak wiadomo żółwie charakteryzują się niewielką siłą przebicia.
Sam również nie zorientował się, kto mu towarzyszy, co najwyżej dziwiły go stałe śmiechy
przechodniów.
 Musimy wyglądać jak dwie niezłe pokraki, piesku, skoro tak się z nas śmieją& A może ty
jesteś krzyżówką ratlera z bernardem, co?& Ale niech się śmieją, byleby płacili.
Po paru dniach Holding urozmaicił swój repertuar, odstawił kapelusz i w takt gitarowej
muzyki wycinał hołubce i stepował kopytkami. Ludzie śmiali się do łez& Holding zaczął również
sterować trasą podróży. Samowi było to, zdaje się, obojętne. Jak większość spraw doczesnych.
 Nawiasem mówiąc, drogi przyjacielu, żebrakiem zostałem z wyboru i ekstrawagancji.
Nigdy nie bawiło mnie życie z odziedziczonych kapitałów czy innych zasiłków. Zobaczysz, i ty
polubisz to życie włóczęgi. Gdybyś ty był jeszcze papugą, stary& Porozmawialibyśmy sobie. Choć i
bez tego masz łeb do interesów&
Wieczorami Sam, po podliczeniu kasy, przebierał się w przyzwoitsze szaty i niósł utarg do
banku, powracał zazwyczaj z jakąś butelczyną, z której część odlewał na miskę dla wspólnika. Pił
niestety marne trunki i nic nie wskazywało, że pewnego dnia przerzuci się na ulubiony przez Willa
gin z tonikiem.
Przed snem ślepiec lubił filozofować na tematy oderwane, a im bardziej alkohol mącił mu
umysł, tym mocniejsze stawały się jego wypowiedzi. Któregoś dnia rzekł:
 Najbardziej nie lubię słuchać, co mówi tłum, a mam świetny słuch, myślisz, że nie
orientuję się, że nami gardzą, dają grosze, ale gardzą& A ostatnio tyle razy słyszałem to obelżywe
słowo: świnia& Bez krzty taktu& Jak mogą tak o mnie mówić? Jakim prawem? Burżuje!
Holding nie mógł niestety sprostować, że ten epitet nie odnosił się bynajmniej do żebraka,
który walczył akurat z atakiem czkawki.
 E tam, sentymenty, wszyscy jesteśmy świnie! Człowiek jest świnią, pies jest świnią.
Wszyscy! W zależności od sytuacji. Sytuacja czyni nas takimi, jakimi się stajemy. Nie wierz, piesku,
w ukształtowane osobowości. Nie ma egoizmu, nie ma altruizmu. Istnieje tylko głupota bądz
mądrość i wynikający z proporcji między nimi współczynnik wyrachowania.
Pół roku wcześniej docent wyśmiałby podobne teorie. Obecnie całkiem serio zastanawiał się,
czy niewidomy nie ma racji. Wędrówka u boku żebraka pozwoliła mu wrócić do równowagi,
skończyły się przerażające majaki senne, z żalem zauważył, że coraz rzadziej śni mu się Lucy. A i do
nowej powłoki jakby przywykł. I tak szli. Do celu pozostało około stu kilometrów; żebrak głośno
przechwalał się, ile zamierza uzyskać od hojnych mieszkańców Holliday Spring.
Tego wieczoru koczowali nad zbiornikiem wodnym. Stan wody był niski, toteż w wielu
miejscach potworzyły się wysepki i zatoczki. Zwinka postanowiła skorzystać z okazji i pobiegła się
wykąpać. W zamiłowaniu do higieny przewyższała wielokrotnie Bezokiego Sama.
I wtedy nieoczekiwanie na betonowym obramowaniu pojawił się Burt Jones  domokrążca.
 Niech mnie kule biją, Sam!  zawołał na widok żebraka.
 Znajomy głos& znajomy głos& czyżby Burt!?
 Oczywiście, przyjacielu. No, daj pyska. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl