[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sytuacji zagroŜenia działamy szybko i skutecznie - przypomniała Tess. - Energii
wystarcza jednak na krótko. Ledwie udało mi się wyrwać z rąk gangstera i uciec,
opadłam z sił i całkiem się rozkleiłam.
- Pamiętaj, Ŝe ryzyko uzaleŜnia jak narkotyk - odparł cicho Dane, patrząc na
nią z lękiem. - Właśnie dlatego nie zgadzam się, abyś została detektywem. Bez
wahania wystawiasz się na niebezpieczeństwo. Pewnie brałabyś najtrudniejsze
zlecenia.
- Sam tak robisz - odrzekła, patrząc mu prosto w oczy - i nie zamierzasz się
wycofać.
- Po mnie nikt nie będzie płakać - odparł z ponurym wyrazem twarzy. Tess
miała ochotę zaprotestować. - To nie jest zajęcie dla Ŝonatych… ani dla męŜatek.
Świadomość ciągłego zagroŜenia moŜe zniszczyć najbardziej udany związek. Jane
była wściekła, Ŝe pracuję jako teksaski straŜnik. Byłem gościem w domu.
- Dane - wtrąciła Tess, spoglądając na niego czule - gdybyś naprawdę kochał
Ŝonę, znalazłbyś sposób, Ŝeby spędzać z nią więcej czasu, prawda?
- Pora zaczynać - stwierdził Dane, spoglądając na zegarek. Jego twarz niczego
nie wyraŜała. Pominął milczeniem trudne pytanie. - Wiesz, co masz robić.
- Oczywiście.
Lassiter wziął z biurka aktówkę i podszedł do Tess. Nie krył, Ŝe dręczy go lęk.
- Unikaj ryzyka. Gdyby zaszło coś nieprzewidzianego, krzycz, zbij szybę, rób
co chcesz, byle tylko zwrócić na siebie uwagę. Nie zamierzam się zbytnio oddalać. Na
pewno usłyszę.
- Jasne. - Tess miała ściśnięte gardło i mokre od potu dłonie. Zrobiło jej się
sucho w ustach, a serce waliło jak młotem. Nie mogła wyznać Dane'owi, Ŝe okropnie
się boi. To by tylko pogorszyło sprawę.
- Będziemy w pobliŜu. Jest nas spora gromadka - przypomniał jej Lassiter. -
Wszystko będzie dobrze. Wreszcie przestaniesz się bać.
- Mogą ich znów wypuścić za kaucją…
- Tym razem nie. Jeśli nawet sędzia podejmie taką decyzję, dopilnuję, Ŝeby
ustalono niebotyczną kwotę. Nie będą jej w stanie zapłacić.
- Sytuacja się powtarza. Poza moim zeznaniem nie będzie Ŝadnego dowodu
ich winy.
- Nieprawda. My równieŜ moŜemy świadczyć. Poza tym sam napad wykaŜe, z
kim mamy do czynienia. - Dane musnął palcem usta Tess. - Głowa go góry, kochanie.
- Pocałował ją zachłannie. Rozchyliła wargi, poddając się namiętności. Chciała objąć
Dane'a, ale odsunął się i ruszył ku drzwiom.
Została sama. W biurze zrobiło się nagle zimno i ponuro. Chodziła nerwowo z
kąta w kąt. Dane potrzebował kilku minut, by dotrzeć na parking, podejść do auta i
wrzucić aktówkę do bagaŜnika. Potem miał ostentacyjnie zapalić papierosa.
Obserwator będzie przekonany, Ŝe szef wyszedł się przewietrzyć, ale wraca do
agencji, bo pamięta o niebezpieczeństwie groŜącym Tess i wie, Ŝe nie powinna
zostawać sama na dłuŜej; ktoś mógłby dokonać na nią zamachu.
Gangsterzy skwapliwie wykorzystali chwilową nieobecność Lassitera. Przed
budynek zajechał ciemnobrązowy sedan. Wysiedli z niego dwaj męŜczyźni. Kryjąc się
w cieniu, podbiegli do drzwi wejściowych. Rozglądali się niespokojnie. Dane mógł
lada chwila wypalić papierosa i ruszyć w stronę budynku.
Nie mieli pojęcia, Ŝe Lassiter od razu ich spostrzegł. Wrócił tylnym wejściem i
pobiegł do windy dla personelu. Wąski korytarz prowadził z niej do pomieszczeń
agencji. Wyciągnął automatyczny pistolet, kaliber 45. Broń była gotowa do strzału.
Widział, jak gangsterzy podchodzą do drzwi. Tess usłyszała cichy szczęk klamki;
odwróciła się natychmiast. Na widok wycelowanej w nią lufy pistoletu zamarła w
bezruchu. Pomyślała o ukochanym. Przemknęło jej przez głowę, Ŝe zginie z jego
imieniem na ustach.
- Padnij!
Komenda rzucona tonem nie znoszącym sprzeciwu wyrwała ją z odrętwienia.
Tess upadła na podłogę, nim kanonada przerwała krótkotrwałą ciszę.
Dane zranił w bark jednego z przestępców i skuł go kajdankami. Drugi z
gangsterów zdołał uciec.
- Łap go! - jęknęła Tess.
- Nick się nim zajmie. - Dane wyciągnął do niej rękę i pomógł wstać.
- Wezwijcie lekarza, do jasnej cholery! - krzyczał ranny. - To nieludzkie!
PrzecieŜ się wykrwawię!
- Teraz masz pojęcie, jak cierpiała Tess - odparł Dane i dodał kilka epitetów,
które sprawiły, Ŝe dziewczyna spłonęła rumieńcem.
- Zdrów i cały? - wypytywała niespokojnie, odruchowo dotykając jego torsu,
jakby szukała ran. - Trafił cię?
- Pół Ŝycia zeszło mi na unikaniu pocisków. - Dane rozchmurzył się nieco. Na
jego ustach pojawił się chełpliwy uśmieszek. - Za to mi płacili. A co z tobą? Dobrze
się czujesz?
- Teraz juŜ tak - odparła i wtuliła się w ramiona Dane’a. PołoŜyła głowę na
jego ramieniu. Kątem oka obserwowała leŜącego na podłodze gangstera, który zwinął
się w kłębek i pojękiwał cicho. Marynarka eleganckiego garnituru pobrudzona była
krwią. Dane trzymał w ręku broń napastnika.
- Tess! - Głos Helen odbił się echem w pustym biurze. Dziewczyna wybiegła z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]