[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czerwonych i białych mę\ów. Jest sprawiedliwy i dobry, a zabija tylko tego, co go obraził. Jeśli
przybywa do hacjendy Verdoji jako wróg, to musi znajdować się tutaj ten, który jest jego
wrogiem.
Hm. Mo\e sam Verdoja? Ale tego nie ma tutaj. On uciekł. Gdzie są Apacze?
Nie wiem, ale był ze mną jeden z moich czerwonych braci, on się za nimi skrada. Kiedy
wróci opowie gdzie są.
To wystarczy. Zostajesz u nas dopóki nie przybędą wasi wojownicy?
Pozostanę przez noc, potem wyjdę moim braciom na spotkanie i przyprowadzę ich do
hacjendy Verdoi.
Rozmowa skończyła się, rotmistrz począł przygotowania na przyjęcie Apaczów. Konie
puszczono wolno, aby wyglądało, \e o przybyciu nieprzyjaciół nic jeszcze nie wiadomo,
dragoni zaś pogasili ogniska i powrócili za ogrodzenie. Ka\dy miał karabin i pistolety, więc
mo\na się było spodziewać, \e Apacze odejdą z wielką stratą.
* * *
Skoro Komancz przybył do hacjendy, dotarli Apacze ju\ do piramidy. Zatrzymali się w
pobli\u tego ponurego budynku, wewnątrz którego uwięzione były trzy, tak umiłowane
osoby&
Czy nie mo\na by tej budy zburzyć! zgrzytnął Piorunowy Grot.
Tylko cierpliwości! odparł Sternau. Ju\ my naszych z pewnością ocalimy.
Jestem pewny, ale co oni tam biedni wycierpią, zanim ich znajdziemy!
Mo\e nam się uda skrócić rychło ich męki. Wtedy Bawole Czoło rzekł:
Za ka\de westchnienie Karii zapłaci mi nieprzyjaciel \yciem! Gdzie tu będzie wejście?
Sternau zwrócił się do przewodnika Meksykanina:
W którym miejscu zatrzymaliście się?
Chodz pan za mną& To było tu, przy tym krzaku Verdoja wszedł w gąszcze, a tam w
kącie widziałem jak zapalano latarkę.
Dobrze. Je\eli to wszystko prawda, daruję ci \ycie.
Senior, mówię prawdę.
Sternau zawołał wodzów i Piorunowego Grota, i wskazał im teren.
Nikt nawet nie mo\e postawić nogi na terenie świątyni rzekł Bawole Czoło.
Verdoja tam częściej zachodził i muszą być ślady, które mo\emy zobaczyć dopiero rano.
Po co czekać? zapytał Niedzwiedzie Serce.
Tak przytaknął Piorunowy Grot. Moja ukochana nie powinna ani minutę dłu\ej
cierpieć w tym więzieniu.
Myśli pan, \e nam sam Verdoja ma wskazać drogę? Czy mamy napaść najpierw na
hacjendę?
Bezwarunkowo.
Dobrze, więc sprawdzmy co się dzieje w hacjendzie.
Po co to badać! rzekł Piorunowy Grot. Jedziemy tam, łapiemy draba i ciągniemy ze
sobą. Dalej nie ma o czym gadać.
Poczciwy Antoni Helmer byłby najchętniej zaraz ściągnął niebo, by tylko przynieść
ukochanej rychłe ocalenie. Właśnie chciał Sternau odpowiedzieć, kiedy odezwało się wołanie:
Uff! No kipeniyil, uff, chodzcie tu!
Nawoływano w narzeczu Apaczów. Głos brzmiał z bliska i to właśnie z kierunku, skąd
przyszli.
Kto to taki? zapytał Sternau.
Niedzwiedziobójca, chciał zbadać czy jesteśmy bezpieczni. Odkrył coś wa\nego.
Prędzej!
Znaleziono młodego Apacza, klęczącego na ziemi, pod nim zaś le\ał człowiek, którego
trzymał mocno.
Komancz!
W oka mgnieniu Komancza związano. Był to posłaniec, który miał szpiegować Apaczów.
Jechałem na końcu oddziału i usłyszałem czołganie się opowiedział młody bohater.
Za nami skradał się człowiek. Dlatego zsiadłem z konia i znalazłem go. Chciał podsłuchać
naszą rozmową. Rzuciłem się nań i złapałem.
Sternau i przyglądał się pojmanemu.
Tak, to Komancz, on nas śledził.
Zabijcie psa! odezwał się jeden z Apaczów. Wtedy Sternau zwrócił się do mówiącego
w ostrym tonie:
Od kiedy to mę\owie Apaczów mówią, zanim przemówili wodzowie? Kto nie jest w
stanie poskromić swojej mowy, jest chłopcem albo kobietą.
Apacz odstąpił zawstydzony.
Gdzie masz swoich towarzyszy? zapytano pojmanego. Nie odpowiedział nic. Wtedy
wymierzył mu Niedzwiedziobójca silny policzek i rzekł:
Będziesz odpowiadać, kiedy cię pyta wódz Apaczów?
Ale Komancz milczał. Inni równie\ usiłowali wydusić z niego choć słowo, ale na pró\no.
Wtedy Sternau zmienił taktykę pytając:
Jesteś wojownikiem Komanczów i odpowiadasz tylko temu, kto się z tobą obchodzi jak z
walecznym. Uciekniesz, je\eli ci zluzuję pęta?
Nie.
Będziesz odpowiadał?
Księciu Skał odpowiem. On jest sprawiedliwy i dobry. Nie bije pojmanego, który nie
mo\e się bronić.
To się odnosiło do Niedzwiedziobójcy, który swoim uderzeniem znalazł w Komanczu
śmiertelnego wroga.
A więc znasz moje imię? zapytał Sternau.
Znam cię i jestem twoim jeńcem.
Nale\ysz do tego, kto cię pokonał. Wstawaj. Rozwiązał lasso. Jeniec wstał i nie myślał o
ucieczce.
Jesteś tutaj sam?
Nie, jest jeszcze jeden.
Wyszliście na zwiady?
Tak.
Idzie za wami du\o wojowników?
Więcej nic mi nie wolno powiedzieć.
Dobrze. Nie będę cię więcej pytał. Nie uciekniesz?
Ucieknę.
Synowie Komanczów mówią dwoma językami? Obiecałeś przecie\ zostać!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]