[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdała sobie sprawę, że zobaczy Lestera. Zrobiła pół obrotu, by
zawrócić, ale uznała, że tego nie zrobi. Tyle widziała ran w pogo
towiu, że chyba poradzi sobie z widokiem martwej wiewiórki.
Kiedy jednak doszła do tego miejsca, zwłok Lestera już tam
nie było. Zdziwiona rozejrzała się, sądząc, że może pomyliła
miejsce. Zobaczyła jednak na jezdni ciemną smugę - to z pew
nością było tu.
Ciekawe, kto usunął szczątki Lestera. Ach, oczywiście,
Adam. Widział, jakie wrażenie wywarła na niej śmierć tego
zwierzątka, i chciał ją uchronić przed bólem. To, że o tym po
myślał, bardzo ją wzruszyło. Nie pamiętała, by ostatnio ktokol
wiek tak się troszczył o jej uczucia. Już przedtem przemknęło
jej to przez myśl, ale teraz wiedziała na pewno: kocha go.
Gdy nadszedł dzień operacji Hanka, obudziła się rozdrażnio
na i zniecierpliwiona. Ale to nie powinno jej właściwie dziwić.
Do póznej nocy wpatrywała się w gwiazdy, bo miała trudności
z zaśnięciem, a kiedy się już położyła, właściwie tylko z prze
rwami drzemała.
JESTEZ ZBYT BLISKO 115
W połowie śniadania składającego się z płatków na mleku
zadzwonił telefon. Za wcześnie na wiadomości o Hanku...
- Mam tu starszą kobietę - zaczęła bez wstępów Lacey.
- Musi ją pani od razu obejrzeć. Skarży się na krwawienie
z odbytu. Test na krew utajoną wypadł dodatnio.
Naomi pomyślała przede wszystkim o możliwościach ja
kichś schorzeń układu trawiennego.
- Niech jej zrobią kompletne badanie krwi z określeniem
typu i próbą krzyżową z czterema jednostkami. Już jadę.
W dziesięć minut pózniej była w szpitalu.
- Jak długo to już trwa? - spytała pięćdziesięcioletnią Edith
Stone, nieco zbyt tęgą brunetką ze śladami siwizny.
- Zaczęło się wczoraj.
- Czy są jakieś inne objawy?
Pacjentka potrząsnęła przecząco głową.
- Bierze pani jakieś lekarstwa?
- %7ładnych. - Mówiąc to, unikała wzroku Naomi.
Badając Edith, Naomi zauważyła kilka niebieskopurpuro-
wych plam na jej rękach i nogach.
- Czy coś takiego zdarzało się pani już przedtem?
Edith znowu potrząsnęła głową.
- A skąd są te siniaki? - Zastanawiała się, czy nie jest to
sprawa przemocy w rodzinie. Spojrzała pytająco na Lacey, ale
ta tylko wzruszyła ramionami.
- Niczego nie zrobiłam. - Edith wyglądała na kompletnie
załamaną, zgarbiła się i jej twarz przybrała szary kolor.
Naomi siadła przy niej na kozetce.
- A jak się układa u pani w domu?
Edith wybuchnęła płaczem i ukryła twarz w dłoniach.
- Jesteśmy małżeństwem od trzydziestu lat - łkała - i ten
łajdak dwa dni temu zażądał rozwodu. I to w samą rocznicę
ślubu!
116 JESTEZ ZBYT BLISKO
Naomi poklepała ją po ramieniu.
- Byłam zrozpaczona - Edith głośno wytarła nos w chuste
czkę podaną jej przez Lacey - i zrobiłam coś strasznie głupiego.
- Co?
- Mieliśmy w garażu truciznę na szczury...
- I połknęła pani trochę?
Edith zadrżał podbródek. Przytaknęła.
- W kilka godzin pózniej zrozumiałam, że nie mogę dopu
ścić, żeby mu to tak łatwo poszło. Po wszystkim, co zrobiłam
dla tego człowieka, nie chcę umrzeć, żeby dostał bez walki
wszystko, na co tak ciężko pracowałam. Zwymiotowałam i my
ślałam, że wszystko będzie dobrze. To było przedwczoraj, ale
potem zobaczyłam to. - Pokazała purpurowe plamy na rękach.
- Nie wiedziałam, co zrobić, więc przyszłam tutaj.
- Dobrze pani zrobiła - powiedziała Naomi, wstając z ko
zetki. - Damy też mocz do analizy - zwróciła się do Lacey.
- Niech pani spyta laboratorium, czy wystarczy im krwi na
badanie krzepnięcia, zwłaszcza czasu protrombiny. Jeśli nie,
niech pobiorą więcej. Zrobimy też możliwie szybko transfuzję
kilku jednostek świeżej zamrożonej plazmy.
Lacey kiwnęła głową i wyszła.
- Widzi pani - powiedziała Naomi - trucizna na szczury
sprawia, że krew nie krzepnie i z byle powodu występuje krwa
wienie. Właśnie w ten sposób zabija ona szczury. Podobna jest
do lekarstwa, jakie stosujemy przy zwalczaniu zakrzepów.
- Czy może pani jakoś mnie ratować?
- Zrobimy wszystko co możliwe, żeby odwrócić ten proces,
ale najpierw musimy się dowiedzieć, jak bardzo on się rozwinął.
Edith kiwnęła głową.
- Laboratorium ma dość krwi - zakomunikowała Lacey. -
Wyniki będą za jakieś dwadzieścia minut.
- Akurat teraz powinien być poziom szczytowy - oznajmiła
JESTEZ ZBYT BLISKO 117
Naomi, zrobiwszy w myśli rachunek czasu. - Czy pamięta pani,
jak się nazywał ten środek?
- Nie. Było tam coś o supermocy.
Naomi zastanowiła się. Jeśli Edith rzeczywiście połknęła
jakiś środek z grupy superwarfarin, to może mieć problemy
przez wiele tygodni.
- Tymczasem położę panią w szpitalu.
- Nie. - Edith była przerażona. - Wszyscy się dowiedzą.
- Nie ma pani wyboru. Musi pani być pod kontrolą. Może
pani co najwyżej zażądać, żeby pani nazwiska nie umieszczono
w codziennej informacji dla prasy.
- No dobrze. I nie chcę widzieć tego wrednego faceta, za
którego wyszłam.
- Powiem pielęgniarce, żeby powiesiła na drzwiach tablicz
kę  %7ładnych odwiedzin" i dopilnowała, żeby rzeczywiście nikt
nie przychodził.
Kiedy wkrótce nadeszły wyniki badań, Naomi wyjaśniła
Edith, co one oznaczają.
- Ma pani bardzo niski poziom hemoglobiny, a w moczu są
czerwone ciałka krwi. Czas krzepnięcia przekracza dwieście
sekund, podczas gdy normalnie powinien wynosić jedenaście
lub dwanaście sekund. Dam pani zastrzyk witaminy K. Ta tru
cizna zakłóca wytwarzanie przez wątrobę czynników krzepli
wości związanych z witaminą K, więc potrzebna jest pani do
datkowa dawka tej witaminy. Dostanie też pani transfuzję świe
żej zamrożonej plazmy - produktu krwi bogatego w białka
czynników krzepliwości.
- Kiedy wyjdę?
- Kiedy zobaczę wyrazną poprawę i minie niebezpieczeń
stwo komplikacji. Zalecam też - głos jej zmiękł - żeby, zanim
opuści pani szpital, odwiedził panią doradca rodzinny.
Nie miała zamiaru wysłać tej kobiety bez żadnego nadzoru
118 JESTEZ ZBYT BLISKO
do domu, żeby w kolejnym przypływie depresji znowu próbo
wała się otruć. Edith sprawiała wrażenie raczej zdecydowanej
trzymać się swego postanowienia, ale z depresją różnie bywa
i Naomi nie chciała ryzykować.
Po chwili przyszła pielęgniarka szpitalna, by zabrać Edith.
Naomi dała jej wypełnioną kartę choroby. Następną pacjentką
była trzydziestoparoletnia Lynda Akers.
- Chciałabym usunąć tę brodawkę - powiedziała, wskazując
piętno na lewej łydce. - Nigdy mi nie przeszkadzała, ale teraz
zmieniła kolor. Zawsze słyszałam, że trzeba być czujnym na
takie zmiany, więc chciałabym, żeby ktoś to sprawdził.
Naomi obejrzała brodawkę wielkości główki od pineski.
Brzegi były twarde, a brodawka miała różne kolory, od czerwo
nego przez niebieski do czarnego. W umyśle Naomi rozdzwo
niły się dzwonki alarmowe.
- Mogłabym ją usunąć, ale chyba powinien to zobaczyć
dermatolog.
- Myśli pani, że to rak?
- To mógłby być czerniak - przyznała Naomi - ale nie moż
na postawić diagnozy bez biopsji. Nie chcę naruszać tych ko
mórek bardziej niż to konieczne. I dlatego wolałabym, żeby to
obejrzał dermatolog.
- O Boże! - Lynda zakryła usta dłońmi. - To jest gorsze,
niż myślałam.
- Mówię tylko o możliwości. Nie można mieć pewności
przed otrzymaniem wyników badań.
- A jeśli to rak, to jakie mam szanse?
- Wszystko zależy od tego, jak głęboko komórki weszły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl