[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tym dowiedział, to jest pański czysty zysk, bo inaczej zdradzałaby pana, a pan byś jej wierzył.
Czego pan jeszcze chce? Zresztą może to i dobrze, że żona pana zdradziła?
 Co takiego?
 Prosta rzecz! bo pan wygląda bardzo zacnie, pana, że tak powiem, szkoda jest na męża.
Samobójca uśmiechnął się przez łzy.
 Co pan opowiada!
 Prawdziwe rzeczy. Na co porządnemu człowiekowi żona? Widział pan kiedy malarza z
żoną? Prawda, że nie. A jeżeli się taki nawet przez pomyłkę ożenił, to za tydzień już idzie na
pocztę czy do sądu, czy gdzie się to tam chodzi, i bierze rozwód. To tak zawsze& A pan się
chce strzelać przez żonę, a wie pan, że to irytujące. Jak to? Ona pana zdradza, ma z tego
pociechę, pan ma zgryzotę, a pan jej jeszcze z drogi ustępuje? Wyrzucić babę na łeb i
skończona ceremonia!&
 Tak nie można, drogi panie.
 Dlaczego nie można?
 Kościół także coś znaczy.
 Kościół? Niech mi pan tego lokalu nie wspomina, bo mnie krew zaleje, przecież mój
stryj wszystko na kościół zapisał.
 A skandal?
 Skandal nic nie znaczy. Większy będzie skandal, kiedy pana tu jutro jaki pies wywęszy.
Zresztą, jaki skandal? Czy pan jest arcyksiążę, czy co, że pana skandal obchodzi? Pal diabli
skandal! Mnie, panie, raz na głównej ulicy aresztował policjant, bo mnie wziął przez pomyłkę
za włamywacza, i nic sobie z tego nie robię. Całe życie, drogi panie, to jest jeden skandal, i to
wielki skandal&
Blady pan skinął smutnie głową, milczeniem przyznając malarzowi słuszność. Przeto ten,
zachęcony, mówić zaczął, jak kaznodzieja złotousty.
 Przysięgam panu, że jeśliby pan sobie w łeb dzisiaj palnął, to bym panu nigdy ręki nie
podał. (Malarz się zagalopował). Bo mnie to odrazą napełnia, jeśli kto dla tak błahego
powodu, jak zdrada małżeńska, w łeb sobie strzela. Co pan myślisz, że pańska żona, jeśli pana
już zdradziła, bardzo się tym zmartwi? Jeśli pan tak myśli, toś pan w nieporządku z rozumem.
Sprawi sobie czarne obleczenie i będzie sobie malowała twarz, aby była blada. Słowo daję!
Ho! ho! panie, już kto, jak kto, ale ja znam kobiety.
 Blada twarz uśmiechnęła się niewidocznie; potem z wahaniem rzecze:
 Tak, panie kochany. Może pan ma nawet rację, ale widzi pan, ja ze wszystkim mogę
być w porządku, ale jeśli nie zejdę z tego świata&
 Który oby diabli wzięli!
 Dobrze, niech go wezmą; otóż jeśli ja z niego się nie usunę, to będę w nieporządku z
jednym: z honorem.
Malarz spojrzał na niego jak na wariata.
 Z czym, z czym takim?
 Z honorem!
Malarz przysunął się jeszcze bliżej i zaczął tłumaczyć samobójcy, jak niecierpliwy
nauczyciel tępemu żakowi. Machał przy tym rękoma, jak obłąkany wiatrak, krzyczał jak na
partyjnym zgromadzeniu i dyszał jak lokomotywa.
 Pan jest głupi! Niech mi pan nie przerywa, bo pan jest głupi& Pan będzie z honorem w
nieporządku? A czy pan co ukradł? Czyś pan kogo zabił? Do licha ciężkiego! Coś pan w tym
zawinił, że pana żona zdradza? Co? Jaki pan kodeks wyznaje? Niech się ona powiesi, bo
podle z panem postąpiła, albo niech się ten dureń struje, który pana okradł& Tak ją pan
kocha, że pan Jej hańby przeżyć nie może? A kiedy to nieprawda, bo Jeśliby pan ją tak
kochał, tobyś najpierw ją zabił, a potem dopiero siebie. Nie bądz pan w takim razie taki
wspaniałomyślny, bo się na tym nikt nie pozna. Ot i jest romantyk, znalazł się wariat!
 Ależ, panie!
 Proszę pana!  krzyczał malarz  niech mi Pan nie przerywa, bo panu takich
impertynencji nagadam, jakich pan jeszcze w życiu swoim nie usłyszał! Blady gość skurczył
się pod ciężarem tych wymyślań i patrzył z trwogą na straszliwego malarza; szepnął tylko
nieśmiało:
 Pan się zbyt obrazowo wyraża.
 Bo od tego jestem malarz, a nie żaden taki, co się żony boi. Pan jest tchórz, uważa pan.
 Boże!  westchnął samobójca  żebym ja miał część chociażby pańskiej energii i
ochoty do życia.
 I ochoty do życia??
 Tak, panie! W panu życie aż kipi, aż wre, aż krzyczy, zacny panie. O, pan się nigdy nie
zastrzeli!
Malarzowi bardzo trafiły te słowa do serca.
 Tak pan powiada?  zapytał prawie że nieśmiało.
 Naturalnie, panie najmilszy.
Malarz rzekł tedy z dumą:
 Więc niech pan wezmie przykład ze mnie! Plunąć życiu w fizjognomię i drwić sobie ze
wszystkiego. Idz pan do żony i powiedz jej, że może sobie robić, co się jej podoba, bo z niej i
tak już nic nie będzie. Kobiety więzić nie można, bo tak czy tak ucieknie. Toteż niech ucieka.
Po co pan będzie męczył ją i siebie? Hę? A pan wtedy odżyje i ona odżyje. Jesteście pewnie
jak dwie nie dopasowane deski, z których nie zrobi się nawet trumny.
Samobójca słuchał tych słów z jakąś radosną ciekawością; nie przerywał malarzowi,
czekał niemal na każde słowo, jak ktoś, kto słucha cudzego kłamstwa aby nim utwierdzić
własne. Coraz częściej się uśmiechał i coraz ciekawiej patrzył, aż się uradowała dusza w
malarzu, który widział, że nie nadaremno krzyczał.
 Może pan i ma słuszność, może pan i ma słuszność  dodał.
 Zawsze miałem, a teraz tym bardziej, bo o kobiety chodzi. Zawsze się ma słuszność
mówiąc o kobiecie. Stara prawda! A panu się nie dam zastrzelić, żebym tu do rana miał
siedzieć. Samobójstwo to jest ordynarne głupstwo. Przede wszystkim musi mi pan przyrzec,
że pan tę babę wyprawi od siebie.
 Ja do niej nie pójdę!
 No, to ja pójdę i skończona rzecz.
 Ależ, panie!&
 Może pan myśli, że się ulęknę? Oho! Powiem jej takie kazanie, że jej w pięty pójdzie.
 Nie śmiałbym pana trudzić, niech Bóg broni.
Ale pan jest niesłychanie zacny człowiek.
 Naprawdę?
 Przysięgam!
 Jeśli tak, to oddaj pan rewolwer!
Samobójca odsunął się szybko i ścisnął rewolwer w garści.
 Odda pan rewolwer?
 Nie! tego nie zrobię!
 Eee!  rzecze tonem lekceważącym malarz; chwycił go za obie ręce i odebrał mu
rewolwer jak dziecku. Zanadto zaś był podniecony, żeby zauważyć, że smutny samobójca nie
tak bardzo się znowu bronił. Malarz zadowolony ukrył odebrany rewolwer w niezgłębionej
swojej kieszeni.
 Teraz to się pan może strzelać!  rzekł z tryumfem.
Samobójca zdawał się być obrażony.
 Pan mi krzywdę robi!
 Gadanie!
 Pan mnie nawet ciężko krzywdzi, bo ja żyć nie mogę.
 Tak się panu tylko zdaje. Może dlatego, że tu bardzo zimno. Toteż niech się pan otuli
płaszczem i chodzmy z tego lokalu.
 Iść? Dokąd?
 Dokąd pan chce. Pan już po kolacji? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl