[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bronię.
Nic nie odpowiedziawszy kmieć powlókł się nad jezioro. Czółna
stały u brzegu, kazał się na ostrów wiezć, pojechał do chramu.
Mila widząc go wychodzącego pobiegła pod tyn, spojrzała przez
szpary na pół się zgiąwszy, aby jej nie widziano, śledziła go oczyma.
Ojciec to widział, zżymnął się, zmilczał. Czółno odbiło od brzega.
W kontynie siedziała Dziwa i na ogień patrzała, ale w oczach od
wczora jakoś się jej majaczyło dziwnie, nie widziała nic oprócz jakichś
ciemności i iskier. Ludzi pełno było w chramie i szmer w nim głuchy
panował. Stary guślarz wróżył i przyjmował ofiary, siwowłosa stróżka
odczyniała czary, rozdawała ziele.
Uchyliła się opona Doman znowu stanął przed nią. Zarumieniła się
Dziwa, wstrzęsła cała, w drugą stronę odwróciła oczy i siedziała nieru-
choma patrząc na ognisko. Doman stał a stał przed nią, oparł się o słup,
rozglądał się po chramie.
Pomyślała dziewczyna, że mu koniecznie powiedzieć było potrze-
ba, aby precz szedł sobie wstała z kamienia, wysunęła się drugą stro-
ną chramu, aby z nim nie spotkać u wyjścia. Między tynami nagle sta-
nął przed nią. Nie było tu nikogo oprócz ich dwojga; chłopak pochwy-
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
100
cił ją silnymi rękami i w twarz pocałował. Dziwa krzyknęła zasłaniając
oczy, ale go już nie było, gdy je odkryła.
Uciekł. Gniewna bardzo powróciła nazad do chramu. Obmyła się
wodą ze zródła świętego, ale twarz jak ogniem ją paliła, a im myła dłu-
żej, tym paliło mocniej. Aż się jej na łzy zebrało i płakać gorzko poczę-
ła.
O doloż ty moja, o dolo!
Spojrzała na czarny posąg Nijoły, czerwone jej oczy gniewnie w
nią były wlepione. Zdawały się pałać zemstą. Ogień przygasł, rzuciła
się go podsycić. Z chramu się rozchodzili ludzie nucąc pieśni o Aadzie
i Nii, śpiewy rozlegały się po jeziorze i zaroślach dziwnie brzmiąc
smutno.
Dziwa też wyszła i śpiewać poczęła, sama nie wiedząc co ot, ja-
kąś dawną, w dzieciństwie słyszaną piosenkę.
Zza drzew widać było chodzącego Domana, kury z dala kręcił się
między gromadami ludzi, zrywał liście, gryzł je i rzucał. Potem poło-
żył się na trawie, pół drzemał, na pół czuwał. Nie wiedział, co robić z
sobą.
Wizun, który się między gromadami przechadzał, nadszedł i stanął
nad nim. Ty tu jeszcze? spytał.
Sam nie wiem, jak się przywlokłem rzekł Doman. Gdzieżeś
nocował?
U zduna, który ma dziewkę ładną.
Wezże ją, a nie chodz darmo około tej, która cię nie chce. Nie
zechce może i tamta!
Zdunowa dziewczyna za żupana? rozśmiał się stary Wizun.
Ot, wieczór bliski dodał wracaj nazad do Mirsza, tak lepiej.
Doman ziewnął, przeciągnął się, wstał, posłuchał, padł do czółna i
popłynął, a po drodze myślał:
Stary zna, co robić trzeba, lepiej oszaleć jak się truć.
Gdy czółno przybiło do brzega, stary Mirsz siedział w swej wierz-
bie, wychylił się z niej.
Przez cały biały dzień nie jadłem nic prócz liści, jak koń ode-
zwał się Doman głodny jestem jak pies. Ojcze, ulitujcie się jeszcze
dziś, dam wam skórę niedzwiedzią na posłanie, będziecie po kneziow-
sku na niej odpoczywać.
Skóry mi nie trzeba, siano lepsze rzekł stary a do chaty
chodzcie. Wskazał ręką na drzwi.
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
101
Mila z dala poznała czółno i przybywającego, klasnęła w ręce, po-
prawiła rucianego wianuszka przeglądając się w cebrze wody, pierś się
jej podnosiła.
Ojciec mówi, że ich ma sześć! poczęła w duchu mówić do sie-
bie: Co mi tam? Będzie musiał mnie najlepiej miłować. Powypędzam
wszystkie. Czym nie młoda? Czym nie hoża? Hej! na koniku przy nim,
kołpaczek czarny, łańcuszki na piersi, łańcuszki na ręku, krzno na ra-
mionach, to ja, pani żupanowa! Kłaniajcie się swej pani!!
Wybiegła do świetlicy nie było nikogo, wróciła do komory, wia-
nuszek się obsunął, musiała przymocować.
Jak popatrzę na niego, jak popatrzę, to mnie musi wziąć. Hej,
dziewanno, krasnopani... a! gdybym lubczyk miała, tobym mu go dała
w miodzie, ażeby snu i jadła pozbył, póki by mnie sobie nie wziął.
Wzdychała jeszcze, gdy tuż za drzwiami, za chatą śpiew się dał sły-
szeć jękliwy. Wyjrzała okienkiem. Drogą od brzegów szła zataczając
[ Pobierz całość w formacie PDF ]