[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ła chłód w środku. On wie, pomyślała. Wie, że jesteśmy kochankami - i nie akceptuje
tego.
- Moją druhnę poznasz pózniej - powiedziała Floriana. - Wraz z resztą grupy za-
trzymała się w hotelu w wiosce. Romano sądzi, że byłoby kłopotliwe gościć tu tyle osób,
choć Bóg świadkiem, że miejsca mamy dosyć.
Angie poczuła nagły przypływ zazdrości. Zwilżyła wargi językiem. Och, zamiesz-
kać w hotelu, z dala od tego zimnego domu z jego dziwną atmosferą i skomplikowanymi
mężczyznami.
- Czy mogłabym teraz się rozpakować?
- Jasne - odpowiedział Riccardo. - Zaprowadzę cię do pokoju.
- Bawcie się dobrze - mruknął Romano. - Oczekuję, że spotkamy się na obiedzie.
Nie pracujcie zbyt ciężko.
Angie nie powiedziała ani słowa przez całą dłużącą się w nieskończoność podróż
do pokoju, w którym znalazła się w magiczny sposób jej walizka - prawdopodobnie za-
niesiona tam przez niewidzialną służbę. Nie zwracając uwagi na olbrzymie łóżko ani
wspaniały widok z okna, zwróciła się gniewnie do Riccarda.
- Twój brat wie! - rzuciła oskarżycielsko.
R
L
T
- Co wie?
- %7łe jesteśmy kochankami!
- A jesteśmy nimi? - szepnął, obejmując ją i odgarniając włosy z jej twarzy. - Tak
długo kazałaś mi czekać, że prawie o tym zapomniałem.
Próbowała bez większego przekonania wydostać się z jego ramion, ale jej ciało
miało swoje zdanie.
- On wie - powtórzyła.
- Nie wie. Domyśla się. I co z tego? - Uniósł jej podbródek i przesunął po niej
wzrokiem. - Wstydzisz się?
Czy się wstydziła? Była na siebie zła za to, że tu przyjechała, tak. I za to, że zgo-
dziła się brać od niego tak mało, kiedy pragnęła tak dużo. Ale wstydzić się?
- Nie, nie wstydzę się.
- Więc mnie pocałuj.
- Nie.
- Pocałuj mnie, Angie. Jeśli, jak powiedziałaś, mój brat się wszystkiego domyśla,
dlaczego mielibyśmy znosić insynuacje bez zaznania odrobiny przyjemności?
Argumenty Riccarda pokonały jej obiekcje, a dotyk jego warg uniemożliwił wszel-
ki opór. Rozpiął jej sukienkę jednym płynnym ruchem, z wprawą mężczyzny, który wy-
konywał tę czynność wiele razy, zsunął ją z ramion Angie, aż ułożyła się miękko wokół
jej kostek.
- Piccola - szepnął, nieprawdopodobnie podniecony na widok dziewczyny w nie-
wymyślnej bieliznie. Przesunął ustami wzdłuż jej obojczyka. - Wyglądasz...
Angie zastygła, nie była przyzwyczajona, by rozbierano ją do naga w środku dnia.
- Pięknie - szepnął, uświadamiając sobie z zaskoczeniem, że naprawdę tak uważa.
Wsunęła mu dłonie pod sweter i zaczęła przesuwać je pożądliwie po gładkiej jak
jedwab skórze pleców.
- Ty też - wyszeptała w odpowiedzi.
Udzieliła mu się jej niecierpliwość, odsunął ją na chwilę, zsunął z siebie dżinsy i
sweter, rzucił jej krótki, prowokacyjny uśmieszek, a potem pociągnął ją za sobą na łóżko.
R
L
T
Potem jakiś czas po prostu leżeli obok siebie, a ta bliskość była niemal równie
wspaniała, jak to, co ją poprzedziło.
- Och - westchnęła w końcu.
Bezmyślnie pogładził jej zmierzwione włosy.
- Dobrze było?
- Fantastycznie. Sam wiesz.
Nagle stwierdził, że wyrywa mu się z ust pytanie, którego nigdy nie skierował do
żadnej kobiety.
- I jak wypadłem w porównaniu z twoimi innymi kochankami?
Uznała to pytanie za wścibstwo, a jednak, czy jakaś jej część nie pragnęła, aby do-
wiedział się, że nie zachowywała się w ten sposób z innymi mężczyznami?
- Myślę, że wiesz, jakim jesteś wspaniałym kochankiem - powiedziała spokojnie. -
Jeśli chodzi o porównania, uważam, że to okropne, ale skoro musisz wiedzieć... Przed
tobą miałam jednego kochanka i była to katastrofa.
Poczuł nagły chłód na skórze. Jak to możliwe, że zawsze mówiła więcej, niż po-
trzebował wiedzieć, tak że odpowiedz na proste pytanie nagle niosła ze sobą całkiem
nowe znaczenie? Czy nie łatwiej było myśleć o niej jako o kimś, kto ma wielkie do-
świadczenie - niż o kimś, kto raz już zawiódł się na innym mężczyznie.
- Jaka szkoda - mruknął wymijająco.
Angie obróciła się na bok, by przyjrzeć się jego surowemu, doskonałemu profilo-
wi.
- Wydawało mi się, że tam, w jadalni, wyczułam wyrazne napięcie.
Wzruszył ramionami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]