[ Pobierz całość w formacie PDF ]
O szóstej rano ulice w Fordcaster są, dzięki Bogu, puste, więc
Mollie mogła zaparkować sfatygowanego land-rovera Aleksa przed
domem i wejść do siebie nie zauważona przez nikogo.
Aleks zostawił kluczyki w samochodzie, dlatego po przebudzeniu
mogła zejść cicho na dół, pozostawiając gospodarza pogrążonego we
śnie i odjechać bez krępujących dla obojga wyjaśnień.
Jej ciało wciąż płonęło i Mollie wiedziała, że wspomnienia tej
nocy na zawsze zapiszą się w jej pamięci. Jednak D wiele bardziej
niepokoiła ją świadomość, że tak naprawdę pragnęła od swego
kochanka czegoś znacznie więcej niż tylko zmysłowego dreszczu
rozkoszy, jaki stał się ich udziałem tej nocy.
W głębi serca przeczuwała, że już za pózno na roztrząsanie swych
uczuć, gdyż zaangażowała się emocjonalnie, a to czyniło ją bezbronną
wobec Aleksa.
Zostawiła mu wiadomość na kartce wyrwanej z notesu,
Informując, że oboje powinni jak najszybciej zapomnieć o ubiegłej
nocy.
Zapomnieć! Aatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Skoncentrowała się na czyszczeniu umywalki, lecz mimo to twarz
poczerwieniała jej na wspomnienie zdarzeń, jakie miały miejsce kilka
godzin temu.
Musiała postradać zmysły, opowiadając mu o głupich erotycznych
fantazjach podlotka. Co, u licha, strzeliło jej do głowy? Zwierzanie się
obcemu z tak intymnych rzeczy było zupełnie nie w jej stylu. Przecież
takie zachowanie musiało sprowokować Aleksa, który był
normalnym, zdrowym mężczyzną&
Poczuła, jak napinają się jej mięśnie. Nie mam sobie nic do
zarzucenia, przekonywała żarliwie samą siebie. W żadnym razie nie
zamierzała kusić ani prowokować Aleksa. Przynajmniej nie w
świadomy sposób, szeptał jej wewnętrzny głos.
Mniejsza z tym, podsumowała swe niewesołe rozważania. To już
skończone, finito. Zresztą nic się nawet nie zdążyło zacząć; ubiegła
noc była jedną wielką pomyłką, której w żadnym razie nie zamierzała
popełnić powtórnie. Nigdy...
Dochodziła ósma. Zabrała się do pracy, chcąc przygotować dla
Boba materiał o spotkaniu z wędrowcami.
Zaraz po wejściu do domu włączyła radio i telewizor w nadziei,
że usłyszy jakieś nowe informacje dotyczące ich przyjazdu w te
strony, ale jak dotąd media nie zajęły się tą sprawą.
Zostawiła dla Aleksa również drugą wiadomość, w której
informowała go, że pożycza samochód, a kluczyki będą do odebrania
w redakcji. Jednak kiedy otworzyła drzwi frontowe i zauważyła
jadący wolno radiowóz, westchnęła ciężko, zastanawiając się, czy
Aleks nie zlekceważył jej notatki i nie zgłosił kradzieży swego land-
rovera. Trwało to tylko ułamek sekundy.
Już po chwili nabrała niezłomnego przeświadczenia, że nie
zrobiłby czegoś takiego. Oczywiście nie dlatego, że był wspaniałym
kochankiem, to przecież nie miało z tym nic wspólnego... Pospiesznie
odegnała od siebie te myśli. To była pomyłka, która nie może zdarzyć
się ponownie, skarciła się w duchu po raz kolejny.
Idąc przez miasto, zauważyła kilka rozbitych witryn sklepowych.
Właściciel jednego ze sklepów wciąż zmiatał resztki szkła z chodnika.
- Co się stało? - spytała współczująco Mollie.
- To ci włóczędzy, cała banda. Nie powinno się ich tu wpuszczać.
Coś należy zrobić z tymi rozwydrzonymi próżniakami, którzy w życiu
nie przepracowali uczciwie ani jednego dnia. Większość z nich...
Mollie heroicznym wysiłkiem powstrzymała się, by nie stanąć w
obronie przybyszów. Byli po prostu grupą ludzi o złożonych
osobowościach, podobnie jak mieszkańcy miasteczka, lecz sklepikarz
najwyrazniej nie był w nastroju do wysłuchiwania takich argumentów.
Gdy dotarła do redakcji, stwierdziła, że jej koledzy podzielają
punkt widzenia sklepikarza.
- A ten mały łobuziak miał czelność twierdzić, że jestem mu
winien dwa funty - usłyszała wypowiedz kolegi, gdy stanęła w
drzwiach.
- Najpierw skoczył na mnie na skrzyżowaniu, omal nie
przyprawiając mnie o zawał, a kiedy wysiadłem z samochodu,
zarzekał się, że nie zamierzał ukraść mi marynarki z fotela pasażera,
tylko chciał umyć mi szyby...
- Może tak właśnie było - zauważyła niepewnie Mollie.
- Bez wody i szmaty?! - krzyknął inny. - Coś należy z nimi zrobić
- dodał, bezwiednie powtarzając usłyszane już przez Mollie słowa.
- Już podjęto pewne działania - oznajmił Bob Fleury, zjawiając się
w pokoju z następującym komunikatem: - Nie chcemy, by pojawili się
następni, dlatego wprowadzono zakaz rozpowszechniania informacji
na ich temat. Policja otoczyła okolicę, co powinno zapobiec kolejnym
incydentom w mieście. Będzie czas, by opracować skuteczną
strategię...
- Prawnie... - zaczęła Mollie, lecz ktoś przerwał jej gniewnie.
- Jedyną słuszną strategią jest wytłumaczenie im, że muszą się
stąd wynieść. Jeśli chcesz wiedzieć, to moim zdaniem Aleks powinien
zebrać grupę krzepkich chłopów i wyrzucić tę bandę, zanim osiedlą
się tu na dłużej.
- Innymi słowy, ma użyć przeciwko nim siły? - spytała
zaszokowana Mollie.
- Masz jakiś lepszy pomysł? - spytał zgryzliwie jej rozmówca. -
Przecież byłaś tam wczoraj, prawda? Widziałaś, co zrobili z tymi
drzewami?
Mollie przygryzła wargi. Niechętnie musiała przyznać, że
dewastacja przyrody była czymś niewybaczalnym.
- Oni chcą tylko, by zostawiono ich w spokoju i pozwolono im
żyć po swojemu - zaczęła, lecz inny mężczyzna roześmiał się
ironicznie.
- Daj spokój - powiedział - jest zupełnie odwrotnie. Chcą
wzbudzić zainteresowanie mediów i gotowi są na najdziksze ekscesy.
Uwielbiają zwracać na siebie uwagę, sprawiając jak najwięcej
kłopotów. Jeśli to nie skutkuje, rozrabiają coraz bardziej. Pojechali
prosto do rezerwatu, zamiast do Little Barlow...
- Słyszałem, że jest z nimi Sylvie, przyrodnia siostra Aleksa -
wtrącił jeden z dziennikarzy.
- To by wiele wyjaśniało - zauważyła Lucy, sekretarka Boba. -
Zawsze uwielbiała Aleksa. Pamiętam, że snuła się za nim jak cień.
Jednak jej matka należy do kobiet, które nie mają czasu dla własnego
dziecka. Sylvie była w internacie, kiedy jej matka wychodziła za ojca
Aleksa i prosto stamtąd wysłano ją na uniwersytet. Przypominam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]