[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wicie pachnie - powiedziała, siadając na ławie.
Helga zdjęła z pieca patelnię z jajecznicą. Amalie zabrała się do jedzenia.
- Tron nie ma zbyt wiele służby. Za życia ojca pracowało tu więcej ludzi.
Helga podała jej kubek kawy.
- Ale on uważa, że tylu wystarczy. Hjalmar dobrze się spisuje. Naprawdę nie wiem,
co by twój brat bez niego zrobił.
Przyszli robotnicy na śniadanie, Amalie rzucała ukradkowe spojrzenia na Hjalma-
ra. Jaki to przystojny mężczyzna, pomyślała. %7łona jest pewnie z niego dumna.
Ledwo skończyła jedzenie, stanął przed nią Tron.
- Wszystko gotowe, jedziemy do Tangen.
- Kajsa już na ciebie czeka w powozie - powiedziała Helga. - Tannel ją zabrała.
- I bagaże też już tam są - dodał Tron. - Zostaniemy u ciebie kilka dni. Nie podoba
mi się to, że jakiś idiota mi grozi.
Amalie podziwiała Tangen w blasku słońca. Na dziedzińcu panowała cisza, zasko-
czył ją widok Olgi na ganku.
Tannel wysiadła z Kajsą w ramionach, mała przespała całą drogę.
Tron wniósł bagaże do domu i witał się z Olgą. Amalie szła tuż za nim.
- Czy coś się stało, Olgo? - spytała z niepokojem. Wzrok starej służącej był pusty,
oczy martwe. Wpatrywała się przed siebie.
L R
T
- Czy coś się stało, Olgo?
Tamta zamrugała powiekami, ale nie spojrzała na Amalie.
- Długo ich nie było - powiedziała z jakimś zaciętym wyrazem twarzy. - I powiem
ci, że tutaj nie jest łatwo. Przyjechał Sigmund i powiedział mi coś, co mi się nie spodoba-
ło.
- Co takiego, Olgo? Powiedz mi. - Amalie głaskała służącą po ręce.
- Elise stała za nim, kiedy na mnie wrzeszczał. Przestraszyłam się i zamknęłam w
swoim pokoju. Sigmund przyszedł i tłukł pięściami w drzwi, ale w końcu ustąpił. Ja mu
nie otworzyłam, Amalie. Nie myśl sobie.
- Wierzę ci - rzekła Amalie pośpiesznie. - Ale co Sigmund powiedział?
Nagle Olga spojrzała na nią całkiem przytomnie.
- Nie pamiętam, ale mnie to zabolało. I wiem, że to było ważne. Wiem - powtórzy-
ła.
- Nic nie szkodzi - pocieszała ją Amalie. - Wcale nie muszę tego wiedzieć.
Olga chrząkała, wyglądała na zakłopotaną.
- Tak mi przykro, Amalie, ale pamięć mam coraz gorszą.
- Nie przejmuj się, chodz, napijemy się razem kawy. Tron i Tannel zostaną U nas
kilka dni.
W kuchni Berte stała przy zmywaniu. Odwróciła się rozpromieniona.
- Jak to dobrze, że jesteś! - zawołała. - Był tu brat blizniak pana Hamnesa i dręczył
Olgę. Nie wiem, co jej powiedział, ale było to coś okropnego. Od jego wyjazdu Olga nie
może znalezć sobie miejsca.
- Widzę to, Berte.
- Elise pojechała z Sigmundem - mówiła dalej Berte, kręcąc głową. - Nie mam po-
jęcia, co się stało z tą dziewczyną, ale ona jest w niego wpatrzona jak w obraz.
Tak, to dobrze nie wróży, pomyślała Amalie. Teraz nie miała już wątpliwości, że
stanie się coś złego.
Po chwili przyszedł Tron z Tannel i Kajsą. Serdecznie przywitał się z Olgą.
- No i jak ty się czujesz? - wypytywał.
Ona patrzyła na niego jak na powietrze.
L R
T
- Jeszcze się jakoś telepię - odparła. - Nie pozbędziecie się mnie tak łatwo. Zostanę
tu jeszcze" długie lata.
Nastały gorączkowe dni. Tron pojechał do Namna, żeby rozmówić się z Sigmun-
dem. Wróciła Guri, mamka Kajsy, a Tannel pojechała do domu.
Amalie miała wielki problem z Olgą. W ostatnich dniach nie mogła odejść od niej
ani na krok. Staruszka wychudła, zdarzały jej się dziwne napady. Nie dalej jak wczoraj
wieczorem krzyczała głośno przez wiele godzin. Zrobiła się drażliwa i agresywna.
- Dzisiaj czujesz się już lepiej? - spytała przy śniadaniu.
- Tak, ale nie rozumiem, co się ze mną dzieje - odparła staruszka.
- To ta twoja choroba - stwierdziła Amalie i zaczęła robić sweter na drutach.
Olga zasłoniła uszy rękami.
- Nie jestem w stanie znosić zgrzytania drutów. Działa mi to na nerwy.
Amalie odłożyła więc robótkę i postanowiła wyjść.
- Zostawię cię teraz na chwilę. Berte dotrzyma ci towarzystwa.
Tamta wybuchnęła gniewem.
- Chcesz ode mnie odejść?
- Nie na długo.
- Nie zostawiaj mnie samej, Amalie.
Na szczęście weszła Berte i zajęła się Olgą.
Amalie znalazła się na drodze do Czarnego Stawu. Może Mitti teraz o niej myśli?
Wiedziała, że pracuje przy wypalaniu lasu. Tęskniła. Nic nie ułożyło się tak, jak pragnę-
ła, ale chociaż mają siebie nawzajem. Jest jego żoną i kocha go ponad wszystko.
Przypomniała sobie małego wilczka, którego znalazł Tron. Zwierzątko siedzi teraz
w stodole, zaglądała do niego wczoraj wieczorem. Uważała, że szczeniak jest śliczny, ale
co z niego wyrośnie?
Czarna wolno stąpała po wąskiej ścieżce.
Był już czerwiec, wkrótce wieczór świętojański i tańce. Pójdzie na nie i będzie tań-
czyć z Mittim na oczach całej wsi. Nie musi czuć się już winna, nie musi się bać, że lu-
dzie ją potępią.
L R
T
Wdychała zapachy lasu, mech mienił się srebrzyście, promienie słoneczne prze-
dzierały się przez gęste gałęzie.
Nagle ukazało się przed nią jeziorko. Przystanęła i zsunęła się z konia na ziemię.
Dotychczas nikogo nie widziała, ale gdy tylko usiadła na pieńku, stanął przed nią
Andreas Srlie.
- Nie chciałbym cię straszyć, ale niedaleko widziałem żbika, a ty przyjechałaś kon-
no. Musiałem cię ostrzec.
Trochę ją onieśmielał ten mężczyzna, ale kiedy usiadł przy niej i zaczął rzucać ka-
myki do wody, rozluzniła się. Ciekawe, czy on naprawdę całkiem wyzdrowiał, zasta-
nawiała się.
- Zobacz, jak tu pięknie - powiedział po chwili. - Dawniej często tu bywałem. Lu-
biłem siadywać na brzegu i marzyć. Ale życie nie potoczyło się tak, jak pragnąłem. Dom
dla psychicznie chorych to straszne miejsce. Rodzice uważali, że jedyne odpowiednie dla
mnie, ale ja wiem, że to szałas był przyczyną mojej choroby. Już ci to mówiłem, ale nie
mogę pozbyć się myśli, które krążą w mojej głowie. Nie daje mi spokoju to, że znalazłaś
umierającego Oddvara.
Amalie nie wiedziała, co powiedzieć. Andreas mówił nieskrępowany, a przecież
się prawie nie znają.
- Próbowałam pomóc twojemu bratu, ale było za pózno.
- Wiem o tym, i strasznie jest myśleć, że twój ojciec to morderca. Pamiętam go ja-
ko miłego, porządnego człowieka.
Amalie wstała i zeszła nad wodę. Jej też wspomnienie Oddvara sprawiało ból.
Wielokrotnie przesyłał jej z tamtej strony ostrzeżenia, szeptał jej wiadomości do ucha.
Kiedy Karolius o mało jej nie postrzelił, to Oddvar prosił, żeby miała się na baczności.
Po śmierci ojca jednak Oddvar przestał się odzywać. Widocznie ofiary Johannesa odzy-
skały spokój.
- Ja też nie mogę zrozumieć, że ojciec był takim zimnym mordercą - bąknęła Ama-
lie.
Andreas ukucnął i zanurzył dłonie w wodzie.
- Rozumiem, że cierpisz, ale nikt nie może cię winić za to, co on zrobił.
L R
T
Zdała sobie sprawę, że lubi tego młodego człowieka. Miło się z nim rozmawia. Nie
oskarża jej rodziny o to, co zrobił Johannes, a przecież jego rodzice tak właśnie się za-
chowują.
- I szkoda, że Johannes zabił lensmana. Znałem Olego i lubiłem, poza tym dobrze
sprawował swój urząd.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]