[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z klasówki z matematyki. Stwierdziła, żenierozwiązałempo-
prawnie żadnegozadania.
- Nie dowiary!
- Naprawdę takpowiedziała!
Jennywestchnęła.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
150
- Wto wierzę, tylko jak to się stało, że nie rozwiązałeś
zadań?
- Rozwiązałem. Klasówka była śmiesznie łatwa: dodawa-
nie liczb sześciocyfrowych. Uporałemsię z tymwdziesięć
minut, a potemzacząłemdodawać te same liczbywukładzie
ósemkowymi dwunastkowym. Panna Harmon zabrała kartkę,
na której liczyłemwukładzie dwunastkowym. Tłumaczyłem
jej, że klasówkę pisałemna innej kartce, ale niechciała słu-
chać.
- I, oczywiście, odpowiedzi różniłysię od sumwukładzie
dziesiętnym?
- Zdzira!
- Nie przeklinaj! Poza tymupraszczasz problem. Panna
Harmon jest dość ograniczoną kobietą, która czuje się zagro-
żona przez każdegoucznia, myślącegoszybciej niż ona.
- Wiesz, Jenny, myślę sobie, że wLitton przydałby nam
się fachowiec od uciszania pewnych ludzi.
- Konfliktównie rozwiązuje się wten sposób. Przemoc
zawsze rodzi przemoc.
- Wolałbym chyba pracować w kamieniołomach, niż
mieć doczynienia z panną Harmon - oświadczył stanowczo.
Zadzwonił telefon. Jedsięgnął posłuchawkę.
- Halo? Nie ma go. Akto mówi? Chwileczkę. - Zasłonił
ręką słuchawkę i zwrócił się do Jenny: - Wiesz, kiedy wróci
Nick?
- Właśnie wróciłem- odezwał się Carlton, wchodząc do
mieszkania.
- Todociebie, jakiś książę - oznajmił chłopiec sceptycz-
nie. - Idę doBryana, dobra, Jenny?
- Nie spóznij się na kolację! - zawołała za nim.
- Murad? - rzucił Nick dosłuchawki.
Jennymodliła się wduchu, abyMuradprzekazał pomyślne
wiadomości. Polubiła Adelaide i z całego serca życzyła jej
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
151
szczęścia. Nickrównież niezasługiwał na to, byzadręczać się
przekonaniemowłasnej winie.
Zurywkówrozmowy zorientowała się jednak, że sytuacja
nie wygląda chyba dobrze.
- Awięc muszę ją pocieszyć? Tak, zadzwonię do niej. To
mój obowiązek. Daj mi znać, jeśli... Tak, będę. Do usłysze-
nia.
Nicknacisnął widełki i natychmiast nakręcił drugi numer.
Jenny pomyślała z goryczą, że zapomniał o jej obecności
wpokoju.
Niepodzielił się z nią treścią rozmowyz księciem.
- Adelaide, toja, Nick. Właśniedzwonił Murad.
DoJennydobiegłystrzępyrozmowy. Nick obiecywał Ade-
laide, że nie będzie sama. Amoże... może on chce się nią
zająć osobiście?
Odłożył słuchawkę. Był zmęczonyi przybity.
- Cosię stało? - spytała.
- Negocjacjezostałyzerwane.
- Sądziłam, że terroryści przyjęli warunki wymiany.
- Ja też. Ale prawdopodobnie różne grupy rywalizują ze
sobą. Wostatnimkomunikacie stwierdzili, żealbouwolnimy
pięćdziesięciu więzniów, albozabiją Dona.
- Biedna Adelajde!
- Jest bardzo przygnębiona. Nie mogłemjej powiedzieć,
żesprawystoją fatalnie. Przecież ona żyjenadzieją! Naszczę-
ście terroryści nie wyznaczyli jeszcze terminu egzekucji.
Wciąż chcą z nami pertraktować.
- Marna pociecha - westchnęła. -Dokądidziesz?
- Przejdę się. Muszę być przez chwilę sam.
Jennyzbladła. Słowa Nicka sprawiłyjej ból. Zdał sobie z
tegosprawę i zrobiłomu się przykro.
- Wrócę nakolację.
Pojechał na farmę. Zaparkował przed stodołą i rozejrzał
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
152
się. Wszystkie jego planymogływkażdej chwili lec wgru-
zach. Był pewny, żeDonlada dzień, całyi zdrowy, połączysię
z żoną. Cieszył się, żecoraz lepiej układa mu się z Jennyi że
zaczynają tworzyć prawdziwą rodzinę. I nagle.
Ogarnęłogopoczuciebezsilności. Huknął pięścią wtabli-
cę rozdzielczą. Co ma robić ? Czekać bezczynnie na śmierć
Dona, czyteż podjąć samodzielnie działania na rzecz uwol-
nienia przyjaciela? Jedyne wyjście, tooddać się wręce pory-
waczy zamiast Dona. Bez wątpienia terroryści przyjęliby tę
propozycję z otwartymi ramionami. Chodziło im przecież
ozemstę na Nicku.
Szanse, że następnie oddziały Murada odbiłyby go, były
niewielkie. I musiałby opuścić Jenny. Pragnął, żeby po jego
ewentualnym odejściu znalazła sobie kogoś, kto dałby jej
miłość i poczucie bezpieczeństwa.
Wreszcie zdecydował się. Poleci na Bliski Wschód. Jeśli
wyjdzie żywy, powróci doJennyi wyzna, codoniej czuje. Na
wypadek swojej śmierci zamierzał zabezpieczyć materialnie
ją i Jeda.
Włączył silniki ruszył domiasta. Poraz pierwszyodczasu,
gdyporwanoDona, wiedział, jak ma postąpić.
Jennyi Nick grabili liściena podwórzu za domem.
- Wiesz, mogłabyś urządzić tudodatkowyparking.
- Alewtedyniemielibyśmyliści dograbienia, atystracił-
byś doskonałe miejsce dogimnastyki.
- Gimnastykowałbymsię, goniąc cię dosypialni!
Jennypomyślała, żeNickniemusi jej gonić, Wystarczyło
jedno zmysłowe spojrzenie jego oczu, aby natychmiast się
poddawała.
- Swoją drogą, gimnastyka wsypialni może być jeszcze
intensywniejsza niż na świeżym powietrzu. Jedno miłosne
uniesienietowysiłek równyutracietrzystu kalorii.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
153
- Nawet nie wiedziałam - powiedziała zadziwieniem
Jenny. - Ciekawe, jak tozmierzono.
- Pewniewyliczonojakąś średnią. Przecież zawszewystę-
pują różnice.
- Różnice?- zainteresowała się.
- Naturalnie - odparł z powagą. - Rozpiętość zachowań
seksualnych jest ogromna, od kobiet leżących jak kłody po
szaleńcze, dzikie lwice, takie jak ty.
- Ja?
- Jeżeli trzysta kalorii toprzeciętnywynik, tymusiszspa-
lać conajmniej sześćset.
- Nick! - Skarciła gowzrokiem.
- Ależ, Jenny, tokomplement !
- Todlaczegoczuję się obrażona?
- Niemampojęcia. Poprostujesteś zażenowana. Włóżku
wychodzi z ciebie dzikie zwierzątko, a teraz udajesz wielką
skromnisię.
- Radzę ci przestań, i tozaraz.
- Jenny, chyba wolno mi szczerze porozmawiać z własną
żoną?
Nie wiedziała, co Nick właściwie myśli. Ostatnio bardzo
się zmienił. Po telefonie Murada wrócił na kolację dziwnie
spokojny. Jak by podjął ważną decyzję. Ale jaką? Jenny nie
odważyłabysię zapytać.
Wdrzwiach doogródka pojawił się Jed z piłką wdłoniach.
Uśmiechnęła się na jego widok, lecz ku swemu zdumieniu
stwierdziła, żeJedledwieskinął jej głową i podszedł doNicka.
- Aadne popołudnie - zagadnął go. - Szkoda marnować
pogodę na grabienie liści. Potemci wtym pomogę, Nick.
Ateraz może masz ochotę na inne zajęcie?
- Na przykładjakie?
- Muszę popracować nad odbiorempiłki, a podania Jenny
są niecelne.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
154
- Ach, tak? Powinnaś ćwiczyć podania na mnie, Jenny,
kiedytylkochcesz.
- Jej już nic nie pomoże - wyznał zrezygnowanyJed.
- Aletonie wina Jenny. Wszystkoprzez to, żejest kobietą.
- Zauważyłem- powiedział Nick, kiwając głową.
- No, jak, podasz mi parę piłek?-molestował chłopiec.
- Pewnie tak - mruknęła Jenny. - Nick uwielbia atako-
wać.
- Nie dąsaj się - upomniał ją mąż. - Przecież Jed już
powiedział, żenieponosisz żadnej winy. Mogłabyś stanąć na
środku i stworzylibyśmyminidrużynę piłki nożnej.
- O, tak, Jenny, bardzocię proszę! - nalegał Jed.
- Dobrze, aletylkokilkapodań. Comamwłaściwierobić?
- Będziesz podawać piłkę na Skrzydło, do mnie - wytłu-
maczył Jed.
Niewielemyśląc, Jennypołożyła piłkę na ziemi i zamach-
nęła się nogą. Niestety, zbyt energicznyruch sprawił, żestra-
ciła równowagę i runęła na trawę, pociągając za sobą Nicka.
Ten natychmiast wykorzystał okazję i zaczął ją całować.
- Cowytamrobicie? - spytał zirytowanyJed.
- Wymierzam Jenny karę za złe podanie - zażartował
mężczyzną.
- Wydaje mi się, że Jennynie traktujetegojakokarę
- ocenił chłopiec. - Prawdę mówiąc, ona chyba lubi cię cało-
wać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]