[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samolot, nurkujemy głęboko i prędko odpływamy.
- Pewnie dlatego - powiedział z namysłem Vining - w dawnych wiekach pełno było
przekazów o syrenach, a potem nagle przestano was widywać i teraz ludzie nie wierzą w wasze
istnienie.
- Tak. Nasi ludzie są bardzo sprytni, a widzimy na taką samą odległość jak człowiek
lądowy. Tak więc rzadko zdarza się wam schwytać kogoś z naszych. Dlatego też cała ta
transakcja z  Erbertem na dziesięć tysięcy czepków dla syren musiała być całkowicie utajniona.
Może pózniej uda nam się zakupić dobre noże i włócznie w ten sam sposób. Będą lepsze niż broń
z muszli, której używamy teraz.
- A te wszystkie monety pewnie bierzecie z wraków?
- Tak. Wiem o istnieniu jednego takiego wraka, tuż u wybrzeży... ale nie, nie mogę ci
powiedzieć. Kiedy lądoludzie usłyszą o nim, zaraz na dnie morza pojawiają się całe watahy
nurków. Oczywiście, o te ukryte na dużych głębokościach wcale się nie martwimy, ponieważ nie
potrafimy zejść tak głęboko. Musimy się wynurzać, żeby zaczerpnąć powietrza, jak wieloryby.
- W jaki sposób Herbertowi udało się zaciągnąć cię na te zawody?
- Och obiecałam mu, kiedy mnie o to poprosił... wtedy nie wiedziałam, jak wy to
mówicie... skandal wywoła moje pojawienie się na pływalni, kiedy już się dowiedziałam, nie
pozwolił mi wykręcić się z danego słowa. Myślę, że zdaje sobie sprawę, ile mnie to kosztowało i
dlatego dał mi ten piękny harpun.
- Czy myślisz, że jeszcze kiedykolwiek tu wrócisz?
- Raczej nie. Wybraliśmy komitet, który miał się zająć zdobyciem czepków a komitet
wytypował mnie na swoją przedstawicielkę. Ale teraz, kiedy wszystko już zostało załatwione, nie
ma potrzeby, abym musiała jeszcze kiedykolwiek wychodzić na ląd.
Zamilkł na chwilę. I nagle wybuchnął:
- lantha, nie mogę wprost uwierzyć, że dziś wyruszasz w podróż przez Atlantyk, a ja
nigdy więcej cię już nie zobaczę.
Poklepała go po ręce.
- Może i trudno ci w to uwierzyć, ale tak właśnie jest. Pamiętaj, przyjazń pomiędzy
syrenami a ludzmi zawsze kończy się nieszczęściem. Będę cię pamiętać jeszcze bardzo długo, ale
to wszystko, co może nas łączyć.
Mężczyzna zmełł coś w ustach, patrząc tępo przed siebie.
- Mark - odezwała się znowu lantha - wiesz, że cię lubię i myślę, że ty także mnie lubisz.
 Erbert ma w domu taką maszynę z ruchomymi obrazkami. Pokazał mi kilka obrazków z życia
ludzi na lądzie. Na nich widziałam, że w tym kraju ludzie, którzy się lubią, mają bardzo ładny
zwyczaj. On się nazywa... pocałunek, chyba jakoś tak. Chciałabym się tego na uczyć.
- %7łe niby co? To znaczy... ze mną? - Dla mężczyzny obdarzonego temperamentem
Yininga, taka wiadomość musiała stanowić szok odczuwalny niemal jak fizyczny ból. Ale jej
ramiona już obejmowały go za szyję. Wydawało mu się, że w jego wnętrzu wybucha dwadzieścia
rac, sześć fajerwerków i jedna potężna rakieta.
- No to jesteśmy na miejscu - zawołał Laird.
Nie słysząc żadnej odpowiedzi, powtórzył tę informację nieco głośniej. Przez tubę
usłyszał ściszone i pełne entuzjazmu:
- O taaak.
Plaża Jonesa wydawała się wyblakła pod niskim pułapem ciemnych, marcowych chmur.
Wiatr siekł szyby samochodu kroplami deszczu.
Jechali piaszczystą drogą wzdłuż wybrzeża do chwili, gdy wysoka wieża na plaży
zniknęła w deszczu. Dookoła nie było widać żywej duszy.
Obaj mężczyzni zanieśli lanthę w dół plaży, a potem przynieśli rzeczy, które miała ze
sobą zabrać. Była to skrzynia wypełniona puszkami sardynek ze specjalnymi pasami
umożliwiającymi przytroczenie jej do pleców, podobne, ale nieco mniejsze pudło z jej rzeczami
osobistymi, no i harpun, żeby mogła sobie upolować po drodze coś na lunch.
Syrena zdjęła ubranie lądowej kobiety i naciągnęła na głowę szmaragdowy czepek
pływacki. Vining patrzył na nią, a jego płaszcz łopotał na wietrze, majtając mu się pod nogami.
Czuł, że pokruszone serce wysypuje mu się przez szpary w butach na piasek plaży.
Uścisnęli sobie dłonie i lantha ucałowała ich obu. Następnie popełzła po piachu do wody i
wkrótce zniknęła im z oczu. Viningowi zdawało się, że macha mu dłonią z grzbietu fali, ale przy
tak słabej widoczności trudno było mieć jakąkolwiek pewność.
Szli w kierunk \i samochodu, mrużąc oczy przed deszczem, który spryski wał im twarze.
- Posłuchaj, Mark - odezwał się Laird - wyglądasz, jakbyś opił się octu.
Yining ogranicżył się do nieartykułowanego mruknięcia. Usiadł z przodu razem z
Lairdem i zabrał się do wycierania okularów chusteczką; ową czynność wykonywał z taką uwagą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl