[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gdy zamknął za nią drzwi. Potrząsnął głową i skierował się
do jadalni.
- Dawniej nigdy tak nie bywało, Rebeko.
38
ROZDZIAŁ
TRZECI
Raleigh kończył już zabezpieczać basen przed zimą, gdy
rzucił okiem na mieszkanie nad garażem. Minęły dwa dni od
spotkania z Rebeką, a on ciągle walczył ze sobą, nie wiedząc,
jak postąpić z tą dziewczyną. Wydawało się, że najrozsądniej
będzie zignorować jej obecność. Tak ostatecznie postanowił
zrobić. W końcu ile kłopotu może w ciągu miesiąca sprawić
jedna kobieta.
Wkrótce jednak naszły go wątpliwości. Rebeka Barnett nie
była zwyczajną kobietą, lecz istotą niezwykle seksowną, zdol¬
ną pobudzić zmysły każdego mężczyzny. Mieszkała blisko
niego, po drugiej stronie podjazdu. Być może ona poradzi
sobie w tej sytuacji, natomiast on z pewnością będzie miał
poważny kłopot. Nie potrafił zignorować obecności Rebeki,
ponieważ nie był w stanie wyrzucić z pamięci chwil, które
przeżyli razem w jego mieszkaniu.
Wsunął ręce do kieszeni i skierował się do furtki. Pozostało
tylko jedno wyjście, uznał, zamykając ją za sobą. Panna Bar¬
nett musi poszukać innego mieszkania. Bowiem odkąd ją
zobaczył...
- W końcu przygotowałeś basen do zimy? - usłyszał.
Rebeka siedziała na schodach obok garażu, a przy niej
stała para ubłoconych butów. Zaróżowione policzki dziew¬
czyny świadczyły o tym, że od dawna przebywa na dworze.
40
NIESPOKOJNY
DUCH
Uśmiechała się pogodnie. Gdy Raleigh nie odpowiedział dość
szybko, Zsunęła baseballową czapeczkę na tył głowy i oparła
się łokciami o stopień schodów. Na stopach miała tylko skar­
pety. Założyła nogę na nogę i spoglądała z góry na gospodarza
posiadłości.
- Dobrze zrobiłeś, bo inaczej, kto wie, co jeszcze mogła¬
bym wymyślić - rzekła, wzruszając ramionami.
Najwyraźniej żartowała sobie z niego. Świadczył o tym jej
przewrotny uśmiech, lecz Raleighowi różne pomysły przy¬
chodziły do głowy. Wyobraził sobie na przykład nagą Rebekę
na łyżwach. Wiedział, że byłoby ją stać na taki wybryk. Na¬
leżało to ukrócić.
- Lepiej niczego nie kombinuj - zauważył, podchodząc
do schodów.
Postawił nogę na pierwszym stopniu i skrzyżował ra¬
miona.
- Przepraszam za tamten wieczór. Nie mogę sobie wyba¬
czyć, że zachowałem się tak obcesowo.
Rebeka pochyliła się do przodu i oparła łokcie na kolanach.
- Rzeczywiście nie rozumiem, dlaczego tak mnie potra¬
ktowałeś, lecz musiał istnieć po temu jakiś powód.
Na jedno mógł niezawodnie liczyć. Rebeka Bamett zawsze
trafiała w dziesiątkę. Jej spojrzenie świadczyło wyraźnie, że
nie uda się wymigać uprzejmym kłamstewkiem na temat, kło¬
potów z bratanicą lub własnego przepracowania.
- Nadal czuję się nieswojo po tym, jak... spotkałem cię...
na basenie. Moim zdaniem nie powinnaś tutaj...
- Przestań! - zawołała, unosząc dłoń. - Zostało ci trochę
ponczu?
- Ponczu? Tak - odparł, zastanawiajając się, o co jej chodzi.
NIESPOKOJNY DUCH
41
No to świetnie.
-
Świetnie?
- Skoro zastawiasz się, jak by tu wyeksmitować mnie
w uprzejmy sposób, tymczasem możesz przynieść poncz.
Podgrzeję go w mikrofalówce. Zmarzłam.
Wstała, podeszła do drzwi, a potem odwróciła się i przy¬
mknąwszy oczy, głęboko wciągnęła powietrze w płuca.
- Czuję zapach śniegu.
Śniegu? On ledwie oddychał, bo kiedy Rebeka uniosła
ręce, spod krótkiego sweterka ukazała się jej smukła talia
i skrawek jędrnego brzucha. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl