[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
- Nawet mecz rugby nie odciągnąłby mnie od ciebie - zapewnił ją. - No, oczywi-
ście, chyba że grałaby reprezentacja Anglii...
EPILOG
Słońce świeciło jasno na bezchmurnym, błękitnym toskańskim niebie, gdy Savan-
nah i Ethan brali ślub w przepięknym zabytkowym kościele we Florencji. Na ceremonii
zjawili się dziennikarze z całego świata, relacjonując zawarcie związku małżeńskiego
pomiędzy dziewczyną z angielskiej farmy i potentatem przemysłowym noszącym przy-
domek Niedzwiedz. Kiedy biły dzwony, a tłum wiwatował, Savannah ledwie mogła
uwierzyć, że wychodzi za mąż za tego człowieka, którego darzy miłością i uwielbieniem.
Stojąc na schodach olbrzymiej bazyliki Santa Maria del Fiore, popatrzyła na gwardię ho-
norową, którą tworzyli młodzi chłopcy, trenowani regularnie przez Ethana - i pomyślała,
że cuda jednak się zdarzają, a marzenia niekiedy stają się rzeczywistością.
- Wszystko dobrze? - szepnął Ethan, czule ściskając jej ramię.
Dobrze, to za mało powiedziane. Wszystko układało się wręcz doskonale. Wycho-
dziła za jednego z najwspanialszych mężczyzn na świecie.
Przy jego pomocy zrealizowała plan stworzenia szkółki rugby. Dzięki temu ocaliła
farmę, co zapewniło jej rodzicom odrobinę luksusu, bez którego od tak dawna musieli się
obywać. A jeśli chodzi o jej karierę wokalną, to niedawno podpisała umowę na nagranie
następnej płyty i występy w słynnej operze Glynebourne w hrabstwie Sussex, nieopodal
nowego domu Ethana, sąsiadującego z jej rodzinną farmą. W ten sposób mogła pogodzić
dwie zdawałoby się sprzeczne rzeczy - karierę zawodową oraz życie na ukochanej wsi.
- Wyglądasz pięknie - powiedział.
- A ty jesteś najprzystojniejszym mężczyzną na świecie - odrzekła szczerze. Obec-
nie, gdy zagoiły się już jego duchowe rany, wydawał się jej człowiekiem bez skazy. - I
kocham cię - dorzuciła.
- Ja też kocham cię nad życie - wyznał z uczuciem. - A teraz pozwólmy, by wszy-
scy mogli przyjrzeć się twojej ślubnej sukni.
R
L
T
Och, tak, jej jedwabna suknia w kolorze kości słoniowej, bogato wyszywana drob-
nymi perełkami i tysiącami cekinów lśniących w blasku słońca! Uszyły ją te same co
zawsze krawcowe z północy Anglii, które potrafiły bezbłędnie podkreślić jej kuszące
kształty. Z rozbawieniem wspomniała swe nie tak dawne perypetie ze strojem Madame
de Silvy na stadionie.
- Okryj się, kobieto - mruknął żartobliwie Ethan, gdy jej szyfonowy szal wydął się
na wietrze, odsłaniając nagie ramiona.
- A czy w razie czego wyniesiesz mnie bezpiecznie, tak jak wtedy ze stadionu w
Rzymie?
- Z jedną drobną różnicą - odparł.
- Jaką?
- Tym razem nie zmarnuję aż tyle czasu, zanim wezmę cię do łóżka.
- Obiecujesz?
- Tak - szepnął, gdy pozowali do zdjęć.
- Proszę o uśmiech - poprosił jeden z reporterów.
Nie trzeba ich było do tego nakłaniać.
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]