[ Pobierz całość w formacie PDF ]

BRIAN:
Gdzie jest dziś John McKinley?
Ricky wzrusza ramionami.
PILOT:
Mam sprawdzić?
BRIAN:
Tak, proszę.
Pilot mówi coś cicho do mikrofonu. Czeka.
PILOT:
Wyszedł.
Brian kiwa głową.
BRIAN:
To dobrze.
CICIE
ZEWNTRZE. STACJA BENZYNOWA. DZIEC
Sullivan dzwoni z budki telefonicznej przed stacją benzynową. Czeka, słysząc
wciąż ten sam sygnał, wreszcie sfrustrowana ciska słuchawkę na widełki.
SULLIVAN:
Nie ma Briana. Nie ma Johna! Gdzie oni są? Psiakość!
Po wyjściu z budki podchodzi do automatu z coca colą i kupuje butelkę. Odchyla
ją i pije z zamkniętymi oczami. Nagle urywa  doznaje wizji. Rozdziawia usta,
wypuszcza butelkę z rąk i biegnie do samochodu. Uruchamia silnik i wylatuje ze
stacji, aż spod kół tryskają wielkie łuki piasku.
CICIE
ZEWNTRZE. RESTAURACJA TRAFFIC IN SPACE . DZIEC
John i Martin jedzą lunch w zatłoczonej restauracji. John delektuje się potrawami.
Martin nawet nie dotknął widelca.
MARTIN:
W całym mieście, gdzie tylko idę, czuję dym. Można by odnieść wrażenie, że to
koniec świata!
JOHN:
Istotnie, wszędzie szaleją pożary. Witamy w Kalifornii  siedlisku trzęsień ziemi,
pożarów, potopów i zamieszek na tle rasowym.
MARTIN:
A jednak ciągle tu mieszkasz.
JOHN (omiatając otoczenie szerokim gestem):
Bo dla każdego, kto zdoła tu przeżyć, jest to najpiękniejsze miejsce na ziemi.
CICIE
WNTRZE. HELIKOPTER. DZIEC
Brian, Ricky i pilot obserwują pożary ogarniające kanion. Pilot słyszy w
słuchawkach jakąś wiadomość.
PILOT:
Ogień idzie do kanionu Topanga. Chcą, żebyśmy się tam& Chwileczkę! Tam jest
McKinley. Dzwonił z  Traffic in Space , pytając, co jest grane.
Pilot uśmiecha się.
PILOT:
Pytał, czy nie wysłalibyśmy mu ekipy  chce zrobić relację na miejscu!
BRIAN (poważnie zdenerwowany):
Relację? Za chwilę całe to przeklęte wzgórze pójdzie z dymem! Powiedz im, niech
każą mu się stamtąd wynosić! Co on, zwariował czy co?
Pilot macha do Briana, aby ten się uciszył.
PILOT:
Wiedzą, co się dzieje, ale nic nie mogą na to poradzić. Wszystkie drogi są
zablokowane. Popatrz w dół  cały ten obszar się pali. Można tylko siedzieć i mieć
nadzieję, że ogień przejdzie bokiem!
BRIAN:
No to w drogę, Wes. Po prostu tam polećmy.
PILOT:
Nie mogę, Brian. Zgnoiliby mnie. Jestem odpowiedzialny za helikopter.
RICKY:
Powiedz im, Wes, że nadamy stamtąd korespondencję. No już, trzeba lecieć.
Pilot patrzy na oboje przez dłuższy czas.
CICIE
ZEWNTRZE. NIEBO. DZIEC
Helikopter zbacza z kursu, zmieniając kierunek lotu.
CICIE
ZEWNTRZE. JEDEN PAS DROGI. DZIEC
Na tle zadymionego, gorejącego nieba samochód jedzie prosto w stronę ognia,
mijając długi sznur pojazdów zmierzających w przeciwnym kierunku. Jakiś leśnik
próbuje machaniem zatrzymać auto, ale ono omija go w pełnym pędzie. Mężczyzna
kręci głową, dziwiąc się podobnej głupocie, a potem truchtem rusza wzdłuż drogi,
byle dalej od pożarów. Samochód nadal jedzie przez upiorny krajobraz. Przy drodze
walają się dziecięce zabawki, porzucone walizki, auta wypakowane dobytkiem.
Widać biegnące zwierzęta, raz po raz ktoś wpada do domu i wypada, próbując
wynieść, ile się da, zanim jego dom stanie w płomieniach. Samochód przejeżdża obok
tego wszystkiego i w pewnym momencie mija ludzi ładujących przedmioty do swych
aut, którzy zatrzymują się i patrzą w zdumieniu. Gdy auto znika, spoglądają na siebie,
szukając jakichś wyjaśnień, po czym kontynuują wywózkę.
CICIE
WNTRZE. RESTAURACJA  TRAFFIC IN SPACE . DZIEC
Jeszcze przed chwilą za oknem był czysty, przepiękny widok, teraz zaś wszystko
przesłania dym. Klienci albo stoją w oknach, albo spiesznie opuszczają restaurację,
zanim będzie za pózno. Martin i John przy każdej sposobności pomagają innym. Ich
spojrzenia krzyżują się i oboje posępnie kręcą głowami.
MARTIN:
Co teraz będzie?
JOHN:
Módlmy się, żeby strażacy zdążyli na czas. Albo żeby zmienił się kierunek wiatru.
Czy pozostaje nam coś innego?
MARTIN:
Sądzisz, że udałoby nam się uciec stąd, gdybyśmy spróbowali?
JOHN:
Trudno przewidzieć, w którą stronę zawieje wiatr. Bylibyśmy zdani na domysły.
Atak przynajmniej wiadomo, gdzie jesteśmy. Gdybyśmy poszli w ten żywioł, nie
wiedzieliby, gdzie nas szukać.
Martin zastanawia się nad tym przez moment, po czym kiwa głową i obaj wracają
pomagać innym.
CICIE
ZEWNTRZE. WZGRZA. DZIEC
Strażacy polewają wodą płonące domy. Ludzie zbiegają ze wzgórza, objuczeni
dobytkiem, bądz stoją na dachach, oblewając je wodą. Wszędzie biegają koty i psy,
wozy strażackie mkną tu i tam ulicami  kompletny chaos. Na ulicę wybiega jakiś
mężczyzna z przerażoną twarzą. Przykłada dłonie do ust i krzyczy.
M%7łCZYZNA:
Sandy! Sandy! Chodz tutaj, malutka! Musimy iść. Sandy!
Oddala się biegiem, wciąż krzycząc.
M%7łCZYZNA:
Sandy! Chodz tu, malutka!
Kiedy tak biegnie, szukając swej zaginionej suczki, ogień okala go od tyłu.
CICIE
ZEWNTRZE. ULICA. DZIEC
W połowie ulicy stoi blokada, policjant z drogówki zatrzymuje samochody i każe
kierowcom stanąć lub zawracać. Sullivan podjeżdża do zatrzymanych aut, orientuje
się w sytuacji i wychodzi ze swego wozu. Omiata wzrokiem wzgórza  całe w
dymie i w ogniu.
SULLIVAN:
Zwięty Boże!
Stojący obok mężczyzna słyszy ją i potrząsa głową.
M%7łCZYZNA (rozjuszony):
Nikogo nie przepuszczają. Chcę jedynie zobaczyć, czy moja rodzina się uratowała.
Ale nie przepuszczają. Po drodze słuchałem radia  wszystko było w porządku, ale
jak przyjechałem, to mi powiedzieli, że ogień urósł w ciągu paru&
Coś przykuwa jego uwagę, zdumiony biegnie w tamtą stronę. To jego żona i
dziecko. Wszyscy troje ściskają się z miłością i rozpaczą ogarniętego pożarem świata.
Widząc to, Sullivan zaczyna płakać.
SULLIVAN:
Umrą! Oni umrą!
CICIE
WNTRZE. RESTAURACJA  TRAFFIC IN SPACE
John i Martin wraz z grupą ludzi znajdują się na dachu, polewając go wodą z węża
i wiader. Stojący obok nich człowiek krzyczy.
CZAOWIEK:
Gorąco! Gorąco! Jak cholernie gorąco!
Wszyscy podnoszą oczy, słysząc lecący gdzieś w pobliżu helikopter.
CZAOWIEK:
Tutaj! Spuśćcie tę pieprzoną wodę tutaj! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • typografia.opx.pl