[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niewielki, otoczony wysokim murem i znajduje się bezpośrednio za bazyliką na terenie Misji,
gdzie pracuje ojciec Dominik i gdzie ja chodzę do szkoły. Jest tam mało grobów, głównie
mnichów, którzy działali wspólnie z Junipero Serrą, założycielem Misji w Carmelu na
początku XVIII wieku.
Jednak paru zamożnych właścicieli ziemskich w XIX wieku zdołało wcisnąć tam
jedno czy dwa mauzolea, przekazując, rzecz jasna, pokazną część swoich majątków
Kościołowi.
A na drzwiach największego - o ile dobrze pamiętam z wycieczki po cmentarzu, na
którą zabrał nas nauczyciel historii pan Walden - wygrawerowano nazwisko Diego.
- Susannah - zaczął ojciec Dominik i po raz pierwszy w jego głosie zabrzmiało coś
innego niż ponaglanie. Wydawał się przerażony - Susannah, wiem, o czym myślisz ja...
zabraniam ci tego! Nie wolno ci pokazywać się w pobliżu tego cmentarza, rozumiesz? Nie
wolno ci zbliżać się do tej krypty! To zbyt niebezpieczne...
To mnie właśnie kręci.
Ale tego głośno nie powiedziałam.
- W porządku, ojcze D. Ojciec ma rację. Obudzę mamę. Powiem jej wszystko. I
wyprowadzę całą rodzinę z domu.
Ojciec Dominik ze zdumienia nie odzywał się przez minutę. W końcu odzyskał głos:
- Dobrze... Cóż, to dobrze. Tak. Wyprowadz wszystkich z domu. Nie rób niczego
głupiego, Susannah, nie wzywaj ducha tej kobiety, dopóki nie przyjadę. Przyrzeknij.
Przyrzec. Jakby przyrzeczenia coś jeszcze znaczyły. Choćby taki Jesse. Przyrzekł, że
nie odejdzie i gdzie jest teraz?
Odszedł. Odszedł na zawsze.
A ja okazałam się zbyt wielkim tchórzem, żeby mu powiedzieć, co do niego czuję.
Straciłam tę szansę na zawsze.
- Oczywiście - zapewniłam ojca Dominika. - Przyrzekam.
Myślę jednak, że nawet on wiedział, że nie dotrzymam słowa.
9
Walka z duchami to nie przelewki. Sądziliście, że to łatwe, co? Jakiś duch wam się
naprzykrza, to wy go trzask - prask! i po nim.
Taak. To rzadko kiedy tak działa, niestety.
Co nie znaczy, że jak się komuś zdrowo przyłoży, to nie uzyskuje się efektu
terapeutycznego. Zwłaszcza w wypadku kogoś, kto jest w rozpaczy, tak jak ja. Ponieważ,
oczywiście, tak właśnie było. Rozpaczałam po Jessie.
Tylko że - a nie wiem, czy to dotyczy wyłącznie mnie, czy innych pośredników
również - ja w ogóle nie rozpaczam jak ktoś normalny. To znaczy, siedziałam, wypłakując
sobie oczy po tym, jak pierwszy raz do mnie dotarło, że nigdy już Jesse'a nie zobaczę, potem
jednak coś się zmieniło. Przestałam się zamartwiać i zaczęłam się wściekać.
Północ dawno wybiła, a ja wściekałam się jak nie wiem co.
Nie to, że nie chciałam dotrzymać przyrzeczenia złożonego ojcu D. Chciałam. Ale nie
byłam w stanie.
Podobnie jak Jesse nie mógł, jak się wydaje, wywiązać się z obietnicy złożonej mnie.
Minęło zaledwie piętnaście minut od mojej rozmowy z ojcem D, kiedy wyłoniłam się
z łazienki - Jesse odszedł, więc oczywiście mogłam się przebrać w pokoju, ale starych nawy-
ków ciężko się pozbyć - w pełnym stroju do walki z duchami, z pasem z narzędziami, w
bluzie z kapturem, która, przyznaję, w lipcu w Kalifornii mogła wydawać się pewną przesadą.
Ale była noc, a mgła napływająca rano znad oceanu bywa zimna.
Nie myślcie, proszę, że nie rozważyłam tego, co ojciec Dominik mówił o ujawnieniu
prawdy mamie i wyprowadzeniu jej oraz Ackermanów z domu. Im dłużej się jednak nad tym
zastanawiałam, tym żałośniejszym wydawało mi się to pomysłem. Po pierwsze, moja mama
jest dziennikarką telewizyjną. Ktoś taki jak ona zwyczajnie nie wierzy w duchy. Wierzy tylko
w to, co widzi, albo raczej w to, czego istnienie udowodniła nauka. Kiedy jeden jedyny raz
próbowałam jej o tym powiedzieć, w ogóle mnie nie zrozumiała. Zdałam sobie sprawę, że
nigdy nie zdołam tego wytłumaczyć.
No więc jak mogłam wpaść do jej sypialni i oznajmić jej oraz jej nowemu mężowi, że
mają opuścić dom, bo ściga mnie mściwy duch? Szybciej, niż sądzicie, zadzwoniłaby do
swojego terapeuty w Nowym Jorku, pytając o jakieś przyjemne miejsce, gdzie mogłabym
odpocząć .
Taki plan zatem odpadał.
Nie martwiło mnie to specjalnie, bo miałam lepszy. Taki, na który powinnam wpaść
od razu, ale widocznie ta sprawa z odnalezieniem na moim podwórku szczątków chłopaka,
którego kocham, tak mnie rozłożyła, że przyszło mi to na myśl dopiero w trakcie rozmowy z
ojcem D.
Kiedy jednak na to wpadłam, uznałam, że plan jest świetny. Zamiast czekać, aż Maria
do mnie przyjdzie, sama ją znajdę i, cóż...
Odeślę tam, skąd przyszła.
Albo zrobię z niej kupę trzęsącej się galarety. Zależy, jak się sprawy potoczą.
Duchy, chociaż martwe, odczuwają ból tak samo jak ludzie, którzy czasami czują ból
w utraconej kończynie. Duchy wiedzą, że nóż wbity w mostek powoduje ból i tak się dzieje.
Rana nawet krwawi przez pewien czas.
Potem, kiedy szok mija, rana oczywiście znika. Co jest trochę zniechęcające,
ponieważ rany, które one z kolei zadają, nie znikają ani w połowie tak szybko.
Ale wszystko jedno. To działa. Mniej więcej.
Rana, którą zadała mi Maria de Silva, była niewidoczna, ale to nie miało znaczenia.
To, co ja zamierzałam jej zrobić, miało odnieść widoczny skutek. Przy odrobinie szczęścia, z
jej mężem zamierzałam postąpić dokładnie tak samo.
A co by się stało, gdyby wszystko przebiegło inaczej i tych dwoje uzyskałoby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]